Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 08:47
Reklama KD Market

Z okazji Dnia Dziecka

Kiedyś zwróciłam się do mojej córki: „Ta sukienka Kochanie, bardziej nadaje się na bal niż do przedszkola. Może założysz coś innego?” Na co moje dziecko stanowczo powiedziało: „Nie! Chcę założyć właśnie tę!” Byłyśmy już lekko spóźnione, nie było czasu na dłuższe negocjacje i chociaż oczami wyobraźni widziałam już te porwane tiule, plamy, z którymi będę później walczyć za pomocą specjalnych mydełek i innych „magicznych” środków odplamiających, to tego ranka zagryzłam wargi, spakowałam zapasową sukienkę i odwiozłam córkę do przedszkola. Kiedy ją odbierałam, sukienka była cała, czysta, a moje dziecko uśmiechnięte i zadowolone wciąż jeszcze wykorzystywało każdą nadarzającą się okazję, aby się pokręcić w sukience (bo jeśli jesteś rodzicem dziewczynki, to pewnie wiesz, że sukienka MUSI się kręcić). Moje obawy okazały się bezpodstawne, wyobraźnia pognała do przodu, nie zostawiając specjalnie miejsca na zastanowienie się i spojrzenie w czym tak naprawdę tkwi problem. Czy to rzeczywiście chodziło o sukienkę, czy też o moje obawy, ograniczenia jeszcze z czasów kiedy to ja miałam tę jedną sukienkę na specjalne okazje. O co chodzi? U mnie była sukienka, ale przecież niejednokrotnie słyszymy i z naszych ust i z ust innych ludzi, kierowane do dzieci uwagi: „Nie wchodź, bo spadniesz!”, „Zostaw, bo jeszcze nie potrafisz!”, „Daj, ja to zrobię, bo będzie szybciej!”, „Jak masz tak to robić, to lepiej zostaw!”. Znasz to Rodzicu? Myślę, że tak, bo przecież wszyscy kochamy swoje dzieci, troszczymy się o nie, chcemy i próbujemy ochronić je przed niebezpieczeństwami, porażkami, ośmieszeniem, krzywdą i każdy z nas wie najlepiej przed czym jeszcze. Zdarza się jednak, że nasza wyobraźnia galopuje, zostawiając daleko w tyle rzeczywistość, a my zamiast chronić dzieci i wspierać, zaczynamy je blokować, uzależniać od swojej pomocy, a nawet obecności. Jak uwolniony tygrys Pamiętam historię Mohini, królewskiego białego tygrysa. Przez lata mieszkała ona w ZOO, w Waszyngtonie, zajmując typową klatkę dla lwów, z cementową podłogą, metalowymi przęsłami oddzielającymi zwierzę od zwiedzających i przestrzenią życiową 3,5 na 3,5 metra, w której przez większość dnia chodziła nerwowo raz w jedną stronę, raz w drugą. Tak mijały kolejne dni, tygodnie, lata, aż w końcu pracownicy ZOO wraz z biologami postanowili przenieść ją na naturalny wybieg o powierzchni kilku hektarów, gdzie były drzewa, staw, różnorodna roślinność, wzgórza, a więc znacznie więcej swobody niż doświadczyła kiedykolwiek. Niestety kiedy uwolnili Mohini w tym nowym miejscu, okazało się, że jest już za późno. Tygrysica była tak przyzwyczajona do swojej malutkiej klatki, że bardzo szybko schroniła się w rogu i dalej wydeptywała trawę na powierzchni 3,5 na 3,5 metra. Bardzo często mam wrażenie, że współczesne dzieci też żyją w takich klatkach. Są to zwykle „złote klatki”, ale cały czas klatki ograniczeń rodzicielskich, w co się ubrać, co zjeść na śniadanie, na jakie zajęcia dodatkowe chodzić, który kolega będzie lepszy, jak i gdzie się bawić, w jaki sposób wiązać buty, w jaki sposób wyprowadzać psa i wielu, wielu innych. W tych klatkach, dzieci zwykle są bezpieczne, ale przychodzi czas kiedy trzeba je wypuścić na wolność, bo idą do szkoły w innym mieście, bo chcą spróbować same dawać sobie radę. Czy te współczesne dzieci będą miały dostatecznie dużo siły i zasobów, aby to opuszczenie klatki się powiodło? Czy też bliżej im będzie do Mohini, która nie umiała przełamać swoich schematów i ograniczeń? Wyjść poza ramy Dzieci poznają świat dzięki rodzicom i przez pierwsze lata tylko w takim zakresie na jaki my im pozwolimy, więc odpowiedzmy sobie na pytanie, czy chcemy wychowywać marionetki robiące dokładnie to, co im powiemy, czy też młodych ludzi, którzy będą przygotowani do samodzielnego życia. Odpowiedzmy sobie, czy wychowujemy dzieci dla siebie, czy dla świata, aby miały odwagę iść z podniesioną głową i ze świadomością swoich możliwości. Aby zdobywać nowe informacje, aby poznawać siebie, innych ludzi i rzeczywistość, dzieci nie mogą być zamknięte w klatce, bo tylko wychodząc na zewnątrz, nawet pomału, mają szansę poszerzać swoją wiedzę, umiejętności. Bądź więc blisko, drogi Rodzicu, pokazuj jak można zrobić, ale nie wymagaj kopiowania, daj wskazówki, ale pozwól też dziecku samodzielnie pomyśleć. Czasem trzeba się sparzyć, aby się nauczyć, że ogień jest gorący. Kiedy więc na początku poparzone palce będą boleć, bądź przy dziecku i pociesz, dodaj sił, aby mogło się również dowiedzieć, że przy ogniu można się też ogrzać. Z okazji Dnia Dziecka życzę więc Wam Rodzice uważnego przyjrzenia się, czy nie budujecie swoich „złotych klatek”, a jeśli tak, to co za tym stoi; a Waszym Dzieciom morza miłości i wolności w wyrażaniu swoich potrzeb z szacunkiem do drugiego człowieka, niezależnie od tego, czy ma on lat 40, 70, czy też dopiero 5. Iwona Kozłowska jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy. Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…” Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń. Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!   fot.Fröken Fokus/Pexels.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama