Uczestnicy programu DACA masowo składają podania o przedłużenie ochrony przed deportacją, nawet jeśli do upływu obecnego okresu ochronnego jest jeszcze wiele miesięcy. To wynik narastającej niepewności wśród tzw. Dreamersów – młodych ludzi, którzy dostali się do USA jako nieletni i często nie znają innej ojczyzny niż Stany Zjednoczone. Do pełnego szczęścia brakuje im od lat jednego – legalnego statusu.
Życie na wulkanie
Program Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA) rozpoczął się w sierpniu 2012 roku. DACA zapewnia ochronę przed deportacją na okres dwóch lat, dając jednocześnie tym, których przywieziono do USA jako bardzo młodych ludzi, prawo do wyrobienia sobie amerykańskiego prawa jazdy i legalną pracę. Dziś uczestnicy programu stoją na rozdrożu pełni niepewności i lęków. Być może obecna szansa na przedłużenie DACA będzie już ostatnią odsłoną programu. Z drugiej strony być może Dreamersi otrzymają szansę na ostateczne załatwienie kwestii ich legalnego pobytu w USA. Na przyjęcie przez Kongres tzw. DREAM Act (stąd nazwa jego potencjalnych beneficjentów – przyp. JT), który w różnych wersjach pojawia się na Kapitolu, Ameryka czeka od kilkunastu lat.
Uczestnicy DACA mogą występować o przedłużenie okresu ochronnego na 24 miesiące. Ten dwuletni cykl sprawia, że w jednym roku mamy do czynienia z dużą liczbą wniosków, a następnym – z dołkiem. W przeszłości do lat chudych należały lata 2014 i 2016. Tak samo powinno więc być w 2018 roku. Tak się jednak nie dzieje. Liczba wniosków o przedłużenie DACA spadła zaledwie o 0,9 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Władze imigracyjne zaakceptowały 96,3 proc. podań. Najwięcej od mieszkańców Kalifornii i Teksasu. Decyzja o przyspieszeniu wniosku ma także swoje konsekwencje finansowe, bo USCIS pobiera za przyjęcie podania 495 dolarów w formie opłat.
Od sądu do sądu
Zwiększone zainteresowanie przedłużeniem DACA to wynik obaw przed zakończeniem programu w przyszłości oraz aktywności różnych grup wspierających imigrantów, zachęcających do szybszego składania podań. Trzeba pamiętać, że prezydent Donald Trump, mimo wcześniejszych obietnic, postanowił zamknąć program. We wrześniu 2017 roku było naprawdę dramatycznie. Tylko dzięki zablokowaniu tej decyzji przez sądy federalne uczestnicy DACA mogą się nadal cieszyć ochroną przed deportacją. Taką decyzję podjęli trzej sędziowie federalni w trzech różnych pozwach wniesionych w Kalifornii, Waszyngtonie DC i w Nowym Jorku. W tym pierwszym stanie w orzeczeniu Regents of the University of California v. Department of Homeland Security sędzia uznał, iż zamknięcie DACA byłoby decyzją “arbitralną i nieodpowiedzialną”.
Jednak władze imigracyjne zaprzestały przyjmowania nowych podań, status ochronny mogą jedynie przedłużać ci, którzy wcześniej zostali zakwalifikowani do programu. I to nie wszyscy, bo system odsiewa np. tych, którzy w poprzednim okresie weszli w konflikt z prawem.
Według The Center for Immigration Studies, w DACA uczestniczy dziś ok. 699 350 osób. W tej liczbie 1380 Polaków. Może to się wydawać niewiele, ale nasi młodzi rodacy stanowią najliczniejszą grupę pochodzą z Europy. Na liście 30 najważniejszych państw, z których pochodzą uczestnicy DACA, Polska jest jedynym krajem Starego Kontynentu. Największą część, bo ponad 79 proc., stanowią Meksykanie. Kolejne miejsca na liście zajmują przede wszystkim przybysze z Ameryki Łacińskiej i Azji.
Stan zawieszenia
Eksperci od prawa imigracyjnego ostrzegają, że mimo zwycięstw w sądach federalnych tak naprawdę niewiele się zmieniło. Tak naprawdę na sali rozpraw podtrzymywano jedynie status quo. DACA wprowadzono przecież po to, aby Dreamersi mogli spokojnie doczekać momentu, w którym Kongres ureguluje w sposób permanentny ich status. Uczestnik DACA w dalszym ciągu pozostaje nielegalnym imigrantem, wyposażonym jedynie w prawo do pracy oraz tarczę ochronną przed deportacją.
Dreamersi nadal żyją w niepewności. Jest ona tym trudniejsza do zniesienia, im większe były nadzieje na legalizację w momencie wypełniania pierwszego wniosku o ochronę przed deportacją.
Wystawieni na ostrzał
Trudno nie zrozumieć emocji, z jakimi śledzone są kolejne doniesienia medialne dotyczące DACA, najczęściej docierające z sal sądowych. Dotyczy to także naszych rodaków i ich najbliższych rodzin. Jako uczestnicy programu są oni narażeni na niemałe ryzyko. W odróżnieniu od “zwykłych” nielegalnych imigrantów, starających się pozostać w cieniu, Dreamersi korzystający z DACA ujawnili obecnej administracji swoje dane osobowe, wystawiając się na łatwy cel w przypadku likwidacji programu. A o tym, że Biały Dom kierowany przez Donalda Trumpa nie przepada za nieudokumentowanymi, nie trzeba nikogo przekonywać. Strach przed przyszłością, zarówno własną, jak i najbliższych rodzin, jest jak najbardziej zrozumiały.
Właśnie w związku z tym, w sądzie w Maryland toczy się ważna batalia o dostęp do danych uczestników DACA. Znajdują się one w posiadaniu United States Citizenship and Immigration Services (USCIS), agencji odpowiedzialnej za rozpatrywanie wniosków o stały pobyt czy naturalizację. Ale Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) podlega także Immigration and Customs Enforcement (ICE), czyli agencja odpowiedzialna za egzekwowanie prawa federalnego. Czytaj: za deportacje. Jak do tej pory USCIS nie podzieliło się danymi z ICE, bo zabronił tego sąd federalny w sprawie Casa de Maryland v. DHS. Poza nielicznymi wyjątkami, np. już wyznaczonymi przesłuchaniami sądowymi, dostęp do bazy DACA jest na razie dla ICE zamknięty. Ale decyzje sądów mogą zostać zmienione, jeśli nie w pierwszej, to w kolejnej instancji.
DACA i konstytucja
Obrońcy DACA nie zawsze przecież wygrywają w sądach. W Houston w Teksasie sędzia federalny Andrew Hanen, znany jeszcze z czasów prezydentury Baracka Obamy z antyimigracyjnych orzeczeń, uznał część DACA za nielegalną oraz zablokował wejście w życie DAPA – programu chroniącego przed deportacją rodziców obywateli USA. Hanen w sprawie Texas v. Nielsen (do pozwu dołączyło się jeszcze sześć innych stanów) zajął się przede wszystkim kwestią zgodności programu z konstytucją, a nie kompetencjami administracji. “Jeśli kraj rzeczywiście chce mieć program DACA, to powinien o tym zdecydować Kongres” – sugerował Hanen w sierpniu tego roku i przygotowuje się teraz do wydania ostatecznego orzeczenia. Można się spodziewać, iż teksaski sędzia uzna, że decyzje w sprawie prawa imigracyjnego powinien podejmować Kongres, a nie prezydent USA. W związku z tym program DACA w ogóle nie powinien powstać.
Z kolei w ostatniej sądowej potyczce Sąd Apelacyjny 9. Dystryktu utrzymał decyzję o zablokowaniu zakończenia DACA przez Donalda Trumpa, utrzymując orzeczenie niższej instancji.
Rozstrzygnie Sąd Najwyższy…
Pojawienie się kilku sprzecznych decyzji sądowych sprawia, że kwestia DACA prędzej czy później znajdzie się na wokandzie Sądu Najwyższego. Nie jest to niemiły scenariusz dla administracji, bo prezydent Donald Trump nominował dwóch konserwatywnych sędziów do 9-osobowego gremium i liczy na przychylny werdykt. Niewykluczone, że już w marcu lub kwietniu dojdzie w Waszyngtonie do pierwszych przesłuchań. Wówczas Sąd Najwyższy może zmienić obecną wykładnię przepisów. Czy można więc się dziwić pośpiechowi Dreamersów i wypełnianiu na gwałt wniosków o przedłużenie udziału w programie? Przy tak dużej liczbie spraw sądowych i orzeczeń przyszłość DACA jest praktycznie niemożliwa do przewidzenia.
… albo Kongres
Dla uczestników programu cieniem nadziei pozostaje Kongres, który od stycznia zacznie obradować w nowym składzie. Nancy Pelosi, która najprawdopodobniej zostanie przewodniczącą Izby Reprezentantów, zapewnia, że ochrona DACA jest dla Demokratów priorytetem. Ale trzeba pamiętać, że w Senacie ciągle większość mają Republikanie. Na końcu procesu legislacyjnego jest jeszcze prezydent dysponujący prawem weta. Warto pamiętać, że Donald Trump zaczął od pewnego momentu uzależniać pozostawienie Dreamersów w kraju od sfinansowania przez Kongres budowy ogrodzenia na całej długości południowej granicy. A na to Demokraci, którzy od stycznia będą dysponowali większością w izbie niższej Kongresu, nigdy się nie zgodzą. Widzieliśmy to już w czerwcu, kiedy Republikanie próbowali przeforsować projekt ustawy o przedłużeniu DACA, w zamian za budowę muru granicznego, zaostrzenie przepisów azylowych, przyzwolenie na przetrzymywanie rodzin nielegalnych imigrantów wraz z dziećmi przez czas nieokreślony oraz ograniczenie liczby zielonych kart wydawanych ze sponsorowania rodzinnego. Projekt upadł, bo nie poparli go zarówno Demokraci, jak i spora grupa samych Republikanów.
Pole do negocjacji jest naprawdę niewielkie, bo teraz prezydent chce zaczekać z rozmowami o DACA do orzeczenia Sądu Najwyższego. Tak przynajmniej zadeklarował w ostatnim wywiadzie dla portalu “Politico”.
W cieniu historii
Ochrona Dreamersów może wyparować stosunkowo szybko i na dłuższy czas. Spada też publiczne zainteresowanie DACA, czemu sprzyja wyraźny wzrost antyimigracyjnych resentymentów. Nie wszędzie przedłużenie ochrony przed deportacją wzbudza takie emocje, jak w Kalifornii, w której mieszka ponad 200 tys. uczestników DACA. Dramaty Dreamersów zostały przesłonięte przez roztaczane przez Biały Dom wizje “karawan” imigrantów z Ameryki Środkowej, szturmujących południową granicę USA, czy debaty na temat zasad przyznawania azylu.
“Niepokój wciąż narasta” – uważa Liliana Iglesias, dyrektorka Undocumented Student Program przy Uniersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Młodzi ludzie nie mają pojęcia, jak planować swoje życie.
„Dokąd nas to wszystko zaprowadzi? Nie będę wróżyć z fusów – mówi Shoba Wadhia, profesr prawa i szefowa Center for Immigrants' Rights Clinic – na razie żaden z sądów nie uznał ostatecznie programu DACA za niezgodny z konstytucją, a wiele sądów uznało prezydencką decyzję o jego zamknięciu za błąd prawny”. Problem w tym, że to tylko jeden z rozdziałów toczącej sie od kilkunastu lat batalii o los Dreamersów.
Jolanta Telega
[email protected]
fot.Shawn Thew/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama