Funkcjonariusze z Chicago jako pierwsi w kraju mogą wejść w posiadanie urządzeń, które pozwolą szybko stwierdzić, czy kierowca pisał wiadomość tekstową w czasie jazdy, gdy doszło do wypadku.
Komisja ds. bezpieczeństwa publicznego w radzie miejskiej zaproponowała, by policja wypróbowała prototyp urządzenia o nazwie Textalyzer. Być może pomysł zostanie przegłosowany już w przyszłym tygodniu. Chrapkę na nowy sprzęt mają też inne stany, w tym Nowy Jork, New Jersey i Tennessee.
– Problem nieuważnego prowadzenia tylko się pogłębia – mówi współwnioskodawca ustawy, radny Edward Burke, powołując się na statystyki mówiące o 14-proc. wzroście liczby ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w latach 2014–2016.
Motorem działania był Ben Lieberman z Nowego Jorku, ojciec 19-latka, który zginął w 2011 r. w wypadku spowodowanym nieuwagą podczas wysyłania SMS-a. Lieberman walczy z tym zjawiskiem i ostrzega innych, że niemal nie sposób to udowodnić, a przepisy zabraniające pisania wiadomości za kierownicą są rzadko egzekwowane.
Tak właśnie jest w Chicago. W 2016 r. wydano w takich przypadkach mniej niż 200 mandatów, podczas gdy rok wcześniej – 26 tysięcy. Ten drastyczny spadek spowodowany jest faktem, że policjanci wystawiający mandaty za SMS-y za kierownicą muszą stawiać się w sądzie ds. wykroczeń drogowych, żeby to udowodnić.
Zanim jednak uda się wyposażyć funkcjonariuszy w urządzenia, trzeba uporać się z kwestią prywatności kierowców i prawem dostępu do ich telefonów. Poza tym policja i tak jest w stanie sprawdzić, czy kierowca w trakcie wypadku korzystał z telefonu. Tyle że trzeba wejść na drogę sądową, „bo nie można przejąć telefonu, który jest własnością kierowcy” – tłumaczy rzecznik policji stanowej sierżant Ryan Cape.
(as)
Reklama