Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 18:24
Reklama KD Market
Reklama

Szkielety w szafie



Senator Roy Moore, kandydat do Senatu w stanie Alabama, został oskarżony przez sześć różnych kobiet o to, iż w przeszłości dopuścił się wobec nich ataków seksualnych. Jedna z tych kobiet miała wtedy zaledwie 14 lat. Pojawiły się też doniesienia o tym, iż Moore w wieku trzydziestu paru lat dostał policyjny zakaz wstępu do jednego z centrów handlowych w jego stanie, gdyż był powszechnie postrzegany jako „drapieżnik seksualny“, szukający nieustannie ofiar w postaci bardzo młodych dziewczyn.

Nie mam pojęcia, czy wszystkie te oskarżenia mają jakieś konkretne uzasadnienie, choć policyjne raporty zdają się potwierdzać problemy Moore’a z wałęsaniem się po sklepach w poszukiwaniu nastoletnich partnerek. W sumie jednak nie to jest najważniejsze. W obliczu deklaracji wielu znaczących polityków Partii Republikańskiej, że Moore winien czym prędzej wycofać się z wyborów, zarówno sam kandydat jak i wielu jego zwolenników w Alabamie zdają się uważać, iż chodzi w tym przypadku o jakąś zorganizowaną przez ciemne, lewackie siły nagonkę polityczną. W związku z tym z różnych zakamarków amerykańskiej szafy z polityczno-seksualnymi szkieletami zaczęto wyciągać dawno już zapomniane sprawy, które – jak się domyślam – mają być przeciwwagą dla oskarżycielek Moore’a.

Ni stąd ni zowąd dała o sobie znać Juanita Broaddrick, która twierdzi, że w roku 1978 była ofiarą seksualnych zakusów Billa Clintona. W swoim czasie prokurator specjalny Kennneth Starr badał te oskarżenia, ale doszedł do wniosku, iż nie były wiarygodne. Jestem pewien, że wkrótce pojawią się też inne panie, które w przeszłości oskarżały byłego prezydenta o występki na tle seksualnym, np. Paula Jones oraz Kathleen Willey.

Załóżmy przez chwilę, że wszystkie te oskarżenia są uzasadnione. Ogromna różnica polega na tym, że Clinton jest dziś prywatnym obywatelem, który nie ubiega się o żaden wybieralny i wpływowy urząd. Ponadto nigdy publicznie nie udawał wielkiego, ewangelickiego moralizatora, ferującego wyroki wobec ludzi, którzy – jego zdaniem – grzeszyli i zasługiwali na naganę. Moore na tym właśnie zbudował swoją karierę, która dziś wygląda jak chwiejny domek z kart.

Jeśli Clinton istotnie dopuścił się przestępstw na tle seksualnym, sprawa ta powinna zostać dogłębnie zbadana, podobnie jak wszystkie inne przypadki tego rodzaju. Jednak odkurzanie tych oskarżeń zdaje się odbywać według dość żałosnego klucza – skoro atakowany jest republikański kandydat, trzeba natychmiast znaleźć jakąś konkurencyjną aferę z demokratą w roli głównej. Afera taka zawsze się znajdzie, choć nigdy nie ma nic wspólnego z przypadkiem Moore’a.

Niektórzy obrońcy byłego sędziego sądu najwyższego Alabamy (dwukrotnie usuniętego za łamanie prawa federalnego) wysunęli tyleż śmiałą, co idiotyczną tezę, że ewentualna wina kandydata nie ma żadnego znaczenia, gdyż prędzej czy później stanie on w obliczu Boga, który go ostatecznie rozliczy. Gdyby zaakceptować tego rodzaju logikę, do organów różnego szczebla powinno się wybierać bez żadnych wątpliwości rozmaitych złoczyńców – seryjnych morderców, pedofilów, zboczeńców, podpalaczy, terrorystów, itd. Są to wprawdzie kryminaliści, ale przecież nie ma sensu zajmować się teraz ich przestępstwami, skoro i tak zostaną w przyszłości osądzeni przez „siły boskie“. Na tej samej zasadzie, nie ma sensu zajmować się ani Clintonem, ani wszelkimi innymi, potencjalnymi przestępcami. Znaczenie traci też doczesne sądownictwo, które niepotrzebnie traci czas na wtrącanie ludzi do więzienia za wykroczenia, które i tak zostaną ponownie rozpatrzone w ramach Sądu Ostatecznego.

Moim czysto prywatnym zdaniem, w przypadku Roya Moore’a nie należy czekać na werdykt Sądu Ostatecznego. Kobiety w USA odnalazły ostatnio swój głos i wypowiadają się coraz śmielej na temat prześladowań ze strony mężczyzn. To, czy dany facet jest demokratą, republikaninem, sędzią, prawnikiem, politykiem, nauczycielem czy też kaznodzieją nie powinno mieć absolutnie żadnego znaczenia.

Andrzej Heyduk

Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama