Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 09:30
Reklama KD Market

Ekonomiści są podzieleni w ocenie projektu reformy podatków



Amerykańscy ekonomiści są podzieleni w ocenie republikańskiego projektu ustawy o reformie podatków. Izba Reprezentantów w poniedziałek rozpocznie dyskusję nad tym projektem, który prezydent Donald Trump nazwał "jedyną w życiu pokolenia szansą na zmianę systemu podatkowego".

Zdaniem większości ekonomistów reforma w przypadku jej przyjęcia z pewnością poprawi konkurencyjność amerykańskich przedsiębiorstw, jednak jej wpływ na sytuację przeciętnego podatnika będzie uzależniony od ostatecznego kształtu ustawy.

Z pewnością reforma (przewidująca redukcję podatku korporacji CIT z 35 do 20 proc.) spowoduje, że " (...) USA będą lepszym miejscem do inwestowania i lokalizacji swoich siedzib przez korporacje" - przyznał prof. Mihir Desai, wykładowca Uniwersytetu Harvarda, w przeszłości częsty krytyk polityki ekonomicznej administracji Trumpa.

Identycznego zdania jest dr Alan Viard, ekspert podatkowy konserwatywnego think - tanku, American Enterprise Institute.

Prof. Lawrence Summers, były główny ekonomista Banku Światowego, b. minister skarbu w demokratycznej ekipie Billa Clintona, jest o wiele bardziej sceptyczny w ocenie ewentualnego wpływu reformy podatków na dynamikę wzrostu gospodarczego Stanów Zjednoczonych.

"Większość korzyści z reformy będą mieli najbogatsi. Przekonanie, że reforma będzie silnym bodźcem wzrostu gospodarczego jest iluzją" - powiedział Summers.

Prof. Summers, obecnie wykładowca szkoły zarządzania Uniwersytetu Harvarda, zwrócił uwagę, że reforma podatków spowoduje wzrost deficytu w budżecie rządu federalnego i pogorszy sytuację mało i najmniej zarabiających, ponieważ projekt przewiduje eliminację wielu ulg podatkowych jak np. wydatków na zakup leków i opiekę medyczną.

Zdaniem Kevina Hassetta, przewodniczącego Rady Doradców Ekonomicznych prezydenta Trumpa, zarzuty Summersa i innych krytyków reformy, nie biorą pod uwagę, że projekt reformy zmierza do ponownego powiązania dochodów korporacji z zarobkami zatrudnionych.

Hassett, występując w programie radia publicznego NPR, zwrócił uwagę, że "w ciągu ostatnich 8 lat zyski korporacji wzrastały przeciętnie o 11 procent w stosunku rocznym, podczas gdy płace zatrudnionych utrzymywały się na tym samym poziomie."

Działo się tak dlatego, że zyski amerykańskich korporacji pozostawały za granicą. Dlatego, zdaniem Hassetta, reforma podatków, która przewiduje nakłonienie amerykańskich firm do repatriacji swoich zysków i przeniesienia produkcji z powrotem do USA przyczyni się do wzrostu płac zatrudnionych w USA i tym samym do przyśpieszenia wzrostu gospodarczego.

Liczący 429 stron projekt ustawy zmierza do ożywienia gospodarki, stworzenia nowych miejsc pracy i uproszczenia obecnego, liczącego 70 tys. stron kodeksu podatkowego.

Republikanie mają nadzieję na przyjęcie reformy podatkowej jeszcze przed obchodzonym w tym roku 23 listopada Świętem Dziękczynienia.

Prezydent Trump, dla którego reforma podatków ma priorytetowe znaczenie, ma nadzieję, że wejdzie ona w życie jeszcze w tym roku i będzie "wspaniałym prezentem na gwiazdkę".

Pośpiech ma znaczenie nie tylko symboliczne. Republikanie zdają sobie sprawę, że każdy dzień zwłoki powoduje, że przeciwnicy reformy zwierają swoje szeregi, aby zablokować przyjęcie ustawy.

Wśród przeciwników znajdują się nie tylko Demokraci, którzy jeszcze przed ogłoszeniem projektu ustawy, uznali, że jest to "ustawa o redukcji podatków dla najbogatszych".

Projekt reformy podatkowej przewiduje m.in. redukcje podatku dochodowego korporacji z obecnych 35 do 20 proc.

Reforma zakłada także wprowadzenie dodatkowego podatku w wysokości 10 proc. od dochodów korporacji osiągniętych poza granicami USA i jednorazowy podatek w wysokości 12 proc. w przypadku ich sprowadzenia do USA.

Nowy podatek ma zmusić amerykańskie korporacje do repatriacji swoich zasobów finansowych, "chomikowanych" za granicą. Zdaniem Białego Domu, amerykańskie firmy trzymają w gotówce 2,6 biliona USD.

Republikanie w projekcie ustawy proponują zastąpienie istniejących obecnie siedmiu przedziałów podatkowych czterema (39.6, 35, 25 i 12 proc.).

Podwyższona, prawie podwojona, zostanie standardowa ulga (w przypadku indywidualnych podatników z 6 350 do 10 400 USD) oraz ulgi na dzieci (z 1000 do 1600 USD na każde dziecko).

Najwyższy podatek dochodowy - 39,6 proc. - będą płaciły rodziny o dochodzie rocznym wyższym niż 1 mln USD a nie jak obecnie, z dochodem powyżej 480 050 USD.

W sumie zdaniem Republikanów ich projekt zakłada redukcję podatków o ok. 1,5 biliona dolarów w ciągu dekady, a przeciętna czteroosobowa rodzina z rocznym dochodem wynoszącym 59 tys. USD zaoszczędzi rocznie 1182 USD.

Projekt reformy - o czym rzadziej mówią jego autorzy - przewiduje także likwidację wielu istniejących obecnie ulg. Republikanie planują eliminację m.in. odpisów podatkowych wydatków na zakup leków, wydatków na leczenia i odsetek od pożyczek hipotecznych, co spowodowało protesty wpływowego stowarzyszenia pośredników handlu nieruchomościami i zrzeszenia właścicieli firm budowlanych.

O wiele większe znaczenia dla szans przyjęcia ustawy ma projektowane zniesienie możliwości odliczania podatków stanowych i lokalnych od bazy podatkowej przy płaceniu podatków federalnych.

Rezygnacja z tej ważnej ulgi uderzy przede wszystkim w klasę średnią mieszkającą w tzw. "niebieskich stanach", jak są nazywane stany, gdzie Demokraci stanowią większość, a podatki stanowe i lokalne są o wiele wyższe niż w "czerwonych stanach" w stanach, które są bastionami Partii Republikańskiej.

W rezultacie zdaniem ekspertów podatkowych w przypadku przyjęcia reformy w jej obecnym kształcie klasa średnia będzie musiała płacić w "niebieskich stanach" wyższe podatki niż obecnie.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski(PAP)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama