Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 18:28
Reklama KD Market
Reklama

Leninizm w Arizonie



Okazało się właśnie, że w Waszyngtonie nadal istnieją w miarę uczciwi politycy, którzy są w stanie przedkładać dobro kraju nad partyjne kalkulacje. Senatorowie Jeff Flake i Bob Corker ostro skrytykowali prezydenta Trumpa, a przemówienie tego pierwszego polityka na forum Senatu określane jest jako „historyczne“, co jest o tyle uzasadnione, iż Flake – jako nieprzejednany i konsekwentny konserwatysta – powiedział krajowi, że prezydent jego własnej partii jest zagrożeniem dla demokracji i dobra kraju.

Nie czas jednak na euforię, ponieważ wyłamanie się dwójki senatorów republikańskich z monolitu ślepej adoracji przywódcy państwa, partii i narodu (skąd my to znamy?) w gruncie rzeczy niczego jeszcze nie zmienia. Natomiast rezygnacja Flake’a z ponownego ubiegania się o senatorski fotel jest bardzo istotna na szczeblu stanowym, czyli w Arizonie. Flake niemal na pewno przegrałby tam prawybory republikańskie, choć tego nigdy nie można do końca przewidzieć. Tak czy inaczej, w zaistniałej sytuacji niemal pewne jest to, iż po stronie republikańskiej zamiast bezpośredniego starcia między Kelli Ward - wybranką Steve’a Bannona, wczesną „herbaciarką“ i adoratorką geniuszu Trumpa – oraz Flake’iem dojdzie do walki między wieloma kandydatami, a wyniku nikt nie jest w stanie przepowiedzieć. Demokraci natomiast już dawno postawili na Kyrsten Sinemę, która ma spore szanse na ostateczny sukces w listopadzie przyszłego roku.

Najważniejsze jednak jest w tych prawyborach to, że jeśli Ward przegra, będzie to porażka dla Bannona, kryptofaszysty o leninowskich ciągotach, które niedawno zapowiedział – zgodnie z duchem Włodzimierza Iljicza – iż najpierw zamierza wszystko zniszczyć, by potem odbudować na swoją spaczoną modłę. Oświadczył, że jego celem jest wspieranie w wyborach kandydatów występujących zdecydowanie przeciw „elitom władzy“, nawet jeśli owi kandydaci są – za przeproszeniem – lekko stuknięci. Do kategorii tej należy z pewnością pani Ward, która w roku 2016 próbowała pokonać w prawyborach Johna McCaina, ale przegrała 12 punktami.

Nie można zaprzeczyć temu, iż Ward, z zawodu lekarka, jest dobrze wykształcona, co niestety nie zawsze przekłada się na polityczny rozsądek. W parlamencie stanowym Arizony w swoim czasie próbowała przeforsować ustawę o nielegalności wszelkich federalnych postanowień na temat broni palnej, a w roku 2016 udzieliła wywiadu Alexowi Jonesowi, piewcy spiskowej teorii dziejów i codziennemu propagatorowi kosmicznych bzdur. W tymże samym roku nazwała McCaina „starym i słabym“. Natomiast w lipcu roku bieżącego, gdy świat obiegła wieść o tym, iż senator z Arizony cierpi na raka mózgu, Ward wyraziła publicznie przekonanie o tym, iż winien czym prędzej zrezygnować z dalszej pracy w Senacie, tak by gubernator Arizony mógł ją mianować na jego miejsce. Podejrzewam, że zanim McCain z czegokolwiek się wycofa, będzie miał co nieco do powiedzenia zarówno o Trumpie, jak i o Ward.

Pani Ward popiera zbudowanie na granicy Arizony z Meksykiem „olbrzymiego muru“, a Trumpa uważa za najlepszego prezydenta w historii USA. Nic zatem dziwnego, że obecny lokator Białego Domu popiera jej kandydaturę, choć jest to dość ryzykowne, gdyż może się okazać, iż jej związek z Trumpem i Bannonem doprowadzi do spektakularnego fiaska wyborczego.

Teoretycznie Bannon nie ma już nic wspólnego z Białym Domem. W praktyce jednak jest nadal facetem, który prowadzi z Trumpem częste konsultacje dotyczące pełzającej, nacjonalistycznej rewolucji w Partii Republikańskiej. Poligonem tejże rewolucji stała się Arizona, szczególnie po ostatnich wypowiedziach Flake’a. Po raz ostatni stan ten wybrał demokratycznego senatora w roku 1976, a był nim Dennis DeConcini, który zresztą reprezentował Arizonę przez trzy kadencje, aż do emerytury. Dziś jednak Arizona to zupełnie inny stan, co wynika przede wszystkim ze zmian demograficznych. Może się zatem okazać, że „leninizm“ Bannona w tym stanie zostanie po prostu totalnie odrzucony. No cóż, zawsze pozostają jeszcze marksizm i maoizm.

Andrzej Heyduk

Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama