W całym kraju rosną zaległości w sądach imigracyjnych i przewiduje się, że czas oczekiwania na rozprawę będzie coraz dłuższy, zarówno dla osób z zasadnym powodem pobytu – jak ucieczka przed przemocą, jak i imigrantów z przeszłością kryminalną. W Chicago niektórzy sędziowie imigracyjni wyznaczają rozprawy w terminie tak odległym jak cztery do pięciu lat – wynika ze śledztwa stacji NBC i Telemundo.
Z danych Executive Office for Immigration Review (EOIR) wynika, że do końca sierpnia 2017 r. w federalnych sądach imigracyjnych było w toku ponad 628 tysięcy spraw – dwa razy więcej niż w 2009 r.
Czas oczekiwania na rozprawę różni się w zależności od sądu, ale najdłużej czeka się w Chicago (dane centrum badawczego Syracuse University). Łączny czas oczekiwania w Wietrznym Mieście wynosi 1820 dni, czyli prawie pięć lat.
Skąd takie zaległości? Sędzia Robert Vinikoor, który w czerwcu tego roku przeszedł na emeryturę, podaje jako jedną z przyczyn niedobory personelu. W 58 sądach w kraju pracuje 334 sędziów, co oznacza, że na jednego przypada 1800 spraw. Ale to tylko średnia, bo Vinikoor twierdzi, że sam miał w Chicago ponad cztery tysiące spraw. EOIR podaje, że Kongres zatwierdził fundusze na zatrudnienie 65 nowych zespołów sędziowskich, ale to wciąż za mało.
Kolejne przyczyny opóźnień w rozstrzyganiu spraw to zmiana polityki zarówno poprzedniej, jak i obecnej administracji. Za Obamy priorytetem były przypadki osób świeżo przekraczających granicę i dzieci, przez co inne sprawy zeszły na dalszy plan, za Trumpa zasada „zera tolerancji” spowodowała napływ mnóstwa wniosków deportacyjnych – tłumaczy Vinikoor.
Tymczasem na zaległościach tracą imigranci. Prawnik imigracyjny Andrew Sidea tłumaczy, że będzie trudniej wygrać sprawę, na przykład gdy dowody się przedawnią, a świadkowie znikną.
(as)
Reklama