Raz jeszcze uzbrojony po zęby kretyn dopuścił się masowego mordu, tym razem w czasie koncertu w Las Vegas. Wydarzenia tego rodzaju stały się w USA okresowym, ponurym rytuałem. Równie rytualna jest idiotyczna mitologia, która zawsze tego rodzaju wydarzeniom towarzyszy. W obliczu takich tragedii Amerykanie z uporem maniaków zadają sobie te same pytania, na które nieuchronnie padają te same, bezsensowne odpowiedzi. Gdyby nie to, że mamy do czynienia ze zjawiskami wstrząsającymi, byłoby to wszystko niemal śmieszne. Ale nie jest.
Mitologia masakry zwykle składa się w USA z następujących, semantycznie pustych tez:
„Po tej tragedii staniemy się silniejsi i bardziej zjednoczeni”. Guzik prawda – będziemy wyłącznie jeszcze bardziej zaszczuci i zaniepokojeni tym, że coś takiego może się wydarzyć w każdej chwili i w dowolnym miejscu. Owszem, ludzie czują się chwilowo solidarni z ofiarami tych krwawych zajść i ustawiają się w długie kolejki, by oddać krew, ale wszystko to trwa kilka dni, a potem wraca rutynowa amnezja.
Szok wywołany rzezią spowoduje, iż w Kongresie wreszcie zacznie się na serio dyskusja o kontroli posiadania broni palnej przez indywidualnych obywateli. Nie, nie zacznie się. W amerykańskim parlamencie zasiadają liczni prawodawcy, którzy wspierani są hojnie przez Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie (National Rifle Association). Od wielu dekad wszelkie propozycje dotyczące zmodyfikowanej interpretacji drugiej poprawki do konstytucji skazane są na natychmiastowe niepowodzenie. Kongres nie jest w stanie podejmować żadnych decyzji w tej sprawie, nawet wtedy, gdy chodzi o rzeczy pozornie błahe, takie na przykład jak wymóg sprawdzania, czy nabywca broni nie jest przypadkiem stuknięty.
Publiczne zgromadzenia i modlitwy wokół palących się zniczów przyniosą wszystkim ulgę i tzw. closure, czyli zamknięcie okresu żałoby. W gruncie rzeczy cyrk ten nigdy nikomu w żaden sposób nie pomógł. Jest to raczej metoda „odfajkowania” tego, że coś się zrobiło, że się przez pięć minut nie było obojętnym. Zaraz potem znicze zgasną, ludzie się rozejdą i wszystko wróci do „normy”.
Wyjaśnienie motywów działania mordercy stanie się bardzo korzystne, bo będzie wiadomo, dlaczego doszło do tragedii. Naprawdę? Chciałoby się z angielska zapytać: „Who cares?”. Co za różnica, jakimi pobudkami kierował się morderca. Zwykle motywacje takich szaleńców mają wątły związek z rzeczywistością, a nawet gdyby miały, co z tego? Wiedza o tym, dlaczego ktoś strzelał do ludzi niczym do kaczek może do pewnego stopnia zadowolić śledczych, ale dla ofiar i ich rodzin jest kompletnie bez znaczenia.
Na dyskusję o modyfikacji przepisów dotyczących kontroli nad bronią w USA jest za wcześnie, gdyż ludzie jeszcze nie otrząsnęli się z emocji wynikających z tragedii. W pierwszych dniach po tragedii jest za wcześnie, a zaraz potem jest za późno. Innymi słowy, odpowiedniego czasu na tego rodzaju dyskusję nigdy nie ma, co zapewne wyjaśnia, dlaczego Ameryka w tematyce tej stoi od lat w miejscu.
Kontrola nad bronią palną nie zapobiegłaby tragedii. Może lepiej zapytać o to obywateli Kanady, Wielkiej Brytanii czy Szwajcarii, gdzie dostęp do broni palnej jest bardzo ograniczony, za to statystyki przestępstw popełnionych przy jej użyciu stawiają USA w roli stolicy światowego strzelania do siebie.
Wszyscy powinni mieć w domu jakąś giwerę, by móc skutecznie się bronić. W USA jest obecnie ponad 300 milionów sztuk broni palnej znajdującej się w rękach prywatnych obywateli, czyli jedna spluwa przypada na praktycznie każdego mieszkańca, łącznie z niemowlakami. Jeśli kluczem do eliminacji wydarzeń takich jako to w Las Vegas ma być dozbrojenie Ameryki, proponuję dodatkowo dać każdemu pół litra wódki, bo to klucz do eliminacji alkoholizmu.
Prywatnie już dawno doszedłem do wniosku, iż nasz kraj nigdy nie wyzwoli się z głupawki zwanej „prawami wynikającymi z drugiej poprawki do konstytucji”. W roku 2012 szaleniec zabił w szkole Sandy Hook 20 dzieci. Wtedy też mieliśmy do czynienia z wszystkimi wymienionymi punktami mitologii masakry i wtedy też się nic nie zmieniło. Skoro Ameryka uznała, iż można przejść do porządku dziennego nad strzelaniem do dzieci w szkole, to w zasadzie nie ma już o czym mówić.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Reklama