Hillary Clinton napisała książkę pt. „What Happened”, w której próbuje wyjaśnić, dlaczego przegrała wybory prezydenckie. Sam pomysł napisania czegoś takiego jest dziwny, bo przyczyny jej porażki nie mają dziś najmniejszego znaczenia. Jeszcze dziwniejsze jest to, iż Clinton winą za swoją wyborczą klęskę zdaje się obarczać Berniego Sandersa.
Kandydatura Sandersa miała oczywiście poważny wpływ na przebieg prawyborów, a w dniu elekcji spora grupa jego rozczarowanych zwolenników głosowała na Trumpa. Jednak Clinton przegrała przede wszystkim dlatego, że była kiepską i mało popularną kandydatką, która nie umiała sobie poradzić z przeciwnikiem obciążonym wieloma skandalicznymi wypowiedziami.
Clinton napisała dość kuriozalny rachunek sumienia, w którym nie rozlicza za polityczną słabość samej siebie, lecz szuka winnych w lewicowym skrzydle Partii Demokratycznej.
Nie jest to dla niej zbyt dobra strategia, choć nikt na razie nie wie, czy Hillary ma nadal jakieś wyborcze ambicje. Obóz Sandersa jest dziś liczniejszy niż rok temu, co wyraźnie pokazują liczne statystyki. Ponadto senator z Vermontu zbudował wokół siebie własne struktury organizacyjne w postaci formacji o nazwie Our Revolution. Jest to coś w rodzaju lewicowej filii Partii Demokratycznej. Sanders wspiera czynnie licznych kandydatów sprzymierzonych z nim ideologicznie. Dla nikogo nie jest tajemnicą to, że Bernie pozostaje skłócony nie tylko z samą Clinton, ale również z licznymi tradycyjnymi działaczami partyjnymi. Zresztą do żadnej partii nie należy i zachowuje w ten sposób sporą niezależność.
Książka Clinton w zasadzie niczego nie wyjaśnia, za to podkreśla fakt, iż demokraci pozostają mocno podzieleni i że w czasie wyborów w roku 2018 staną raz jeszcze w obliczu ataku ze strony coraz silniejszej lewicy. Już dziś wiadomo, że obóz Sandersa zamierza wystawić lewicowych kandydatów, którzy mają nadzieję zdetronizować umiarkowanych demokratów, np. Clair McCaskill (Missouri) oraz Joe Manchina (West Virginia). Są to oznaki narastającej lewicowej rewolty, której znaczenia Hillary Clinton zdaje się nie akceptować.
Wiele wskazuje na to, że senator Sanders może ponownie walczyć o Biały Dom w roku 2020. Będzie wtedy w znacznie lepszej sytuacji niż w roku 2016, a do zakulisowych prób zakłócenia jego kampanii wyborczej tym razem z pewnością nie dojdzie. Trudno sobie wyobrazić, by w tych warunkach Hillary Clinton również zdecydowała się na udział w wyborach, choć innych demokratycznych kandydatów z pewnością nie zabraknie. Rewanżowej potyczki Clinton-Sanders niemal na pewno nie będzie. Rewanż taki byłby dość kłopotliwy, zarówno politycznie, jak i wizerunkowo. Z drugiej strony Sanders może sam nie kandydować, ale zdecydowanie poprzeć wybranego przez siebie polityka o podobnym temperamencie „rewolucyjnym”.
W pewnym sensie Partia Demokratyczna oddaliła się od Hillary pod naciskiem obozu Sandersa. Jej książka oddalenie to jednoznacznie potwierdza.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Reklama