Nie pozwolimy się szantażować – taką wiadomość wysyła burmistrz Chicago Rahm Emanuel do Białego Domu. Administracja Donalda Trumpa przeszła od słów do czynów i zamierza wstrzymać przekazywanie pieniędzy miastom, które nie współpracują z Waszyngtonem w sprawie polityki imigracyjnej. Jednym z pierwszych frontów walki stało się Wietrzne Miasto.
Jeszcze w marcu Departament Sprawiedliwości wysłał do wszystkich jednostek administracyjnych ograniczających przepływ informacji do federalnych władz imigracyjnych listy z ostrzeżeniami. Dostało się m.in. stanowi Kalifornia oraz wielkim miastom, takim jak Nowy Jork, Filadelfia, Nowy Orlean i oczywiście Chicago. Nie wszyscy ugięli się przed groźbami obcięcia funduszy.
Miasta, które chronią
Chodzi o tzw. miasta sanktuaria, które świadomie nie chcą współpracować z władzami imigracyjnymi i sprawdzać statusu osób zatrzymywanych oraz przekazywać nieudokumentowanych cudzoziemców w ręce „federalnych”. Tymczasem Chicago, wraz z innymi miastami otrzymało z Waszyngtonu informację o zmianie kryteriów przyznawania federalnych grantów, wykorzystywanych dotychczas na zakup samochodów policyjnych, urządzeń telekomunikacyjnych, kamizelek kuloodpornych, czy sprzętu do zabezpieczania bezpieczeństwa imprez masowych. Pieniądze z tej puli Wietrzne Miasto otrzymywało nieprzerwanie od 2005 roku. Teraz jednak warunkiem przekazania funduszy ma być wymiana informacji między chicagowską policją a federalnymi władzami imigracyjnymi.
Riposta Emanuela
Burmistrz Rahm Emanuel uznał jednak, że tego rodzaju wymóg jest niekonstytucyjny i udał się do sądu. W złożonym w sądzie federalnym w Chicago 46-stronicowym pozwie miasto domaga się wstrzymania decyzji o ukaraniu miasta, do czasu rozstrzygnięcia sporu na drodze cywilnej.
„Nowe warunki (przyznawania grantów – przyp. JT), które dadzą władzom federalnym prawo do wchodzenia do budynków miejskich oraz przesłuchiwania aresztowanych, zmuszą miasto do przetrzymywania osób przez okres dłuższy niż ma to uzasadnienie, tylko po to, aby władze federalne mogły zbadać ich status imigracyjny. To nieuzasadnione i niekonstytucyjne” – czytamy w pozwie.
Fundusze, jakie otrzymuje Chicago, są relatywnie nieduże (w ub.r. 2,3 miliona dol. w ramach Edward Byrne Memorial Justice Assistance Grant Program, w tym roku to 3,2 mln dol. na 9,8 mld dol. rocznego budżetu miasta), ale dla Wietrznego Miasta kwestia wydania orzeczenia na temat zgodności z konstytucją działań „federalnych” ma kluczowe znaczenie. Pozwoli to bowiem na uniknięcie podobnych restrykcji w przyszłości. A odpowiedź możemy poznać prędko. 5 września mija termin składania podań o federalne granty i miasto chce zdążyć w sądzie przed tym terminem.
Siedlisko zła wszelkiego?
Łatwo i lekko nie będzie. O tym, że w tym sporze zdjęto rękawice, świadczy atmosfera dyskusji. Prokurator generalny Jeff Sessions oskarżył Chicago o „prowadzenie oficjalnej polityki chroniącej imigrantów kryminalistów, czyhających na swoich własnych mieszkańców”. Mówi wręcz o „otwartej wrogości” włodarzy miasta dla idei zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. „To zdumiewające biorąc pod uwagę bezprecedensowy wzrost przestępstw z użyciem przemocy w Chicago, włącznie z liczbą morderstw, która w 2016 roku przekroczyła poziom Nowego Jorku i Los Angeles razem wziętych” – mówił Sessions. Według prokuratora Chicago potrzebuje „powrotu do rządów prawa” i odcięcia się od „kultury bezprawia”. „Administracja nie będzie po prostu rozdawać pieniędzy władzom miast, które szczycą się łamaniem porządku prawnego i chronią cudzoziemców z przeszłością kryminalną kosztem bezpieczeństwa publicznego. To proste – albo będziesz się stosował do litery prawa, albo nie dostaniesz pieniędzy podatników” – tymi słowami opisywał plany administracji prokurator generalny. Niechęci nie ukrywa także sam prezydent Trump, który już wcześniej wskazywał na Chicago jako miasto, w którym przestępczość wymknęła się spod kontroli. We właściwy sobie sposób, czyli za pośrednictwem Twittera, napisał, że liczba zabójstw w Wietrznym Mieście osiągnęła poziom epidemii.
Sprzeczne cele
Jednak według burmistrza Rahma Emanuela ta prawna zależność nie jest oczywista. Relacje między służbami federalnymi, egzekwującymi prawo federalne a lokalnymi formacjami policyjnymi ścigającymi przypadki naruszenia prawa na szczeblu stanowym, czy wręcz lokalnym, nigdy nie były dokładnie sprecyzowane. Różne są też cele, jakie przyświecają tym służbom. „Federalnym” zależy na ograniczeniu nielegalnej imigracji i wyrzuceniu z kraju cudzoziemców z przeszłością kryminalną. Lokalnym służbom – na utrzymaniu spokoju na ulicach. Stąd kolejna próba wyznaczenia prawnych granic, jaką podjęło miasto Chicago, zwracając się do sądu.
W złożonym w sądzie federalnym w Chicago 46-stronicowym pozwie miasto domaga się wstrzymania decyzji o ukaraniu miasta, do czasu rozstrzygnięcia sporu na drodze cywilnej"
Miasta sanktuaria to najczęściej spore metropolie z dużymi skupiskami imigrantów. W takich miejscach lokalna policja chce przede wszystkim współpracować ze społecznościami. Jednym z warunków takiej kooperacji jest powszechna świadomość, że kontakt z funkcjonariuszem policji nie grozi imigracyjnymi konsekwencjami, z deportacją włącznie. Tylko wtedy nowo przybyli będą chcieli dzwonić na policję i informować o popełnianych przestępstwach lub wykroczeniach. Chicago kontynuuje politykę chronienia imigrantów przed kontrolami Immigration and Customs Enforcement (wcześniej INS) od lat 80. ubiegłego stulecia. „Nie damy się zaszantażować w celu sprzeniewierzenia się naszym wartościom. Pozostaniemy otwartym i przyjaznym miastem” – zapewnia burmistrz.
Dziś miasto nie daje „federalnym” dostępu do zatrzymanych, chyba że są oni poszukiwani listem gończym, albo mają już na swym koncie wyroki za poważne przestępstwa. Podobnie jak w innych miejscowościach stanowczo sprzeciwia się wiązaniu imigrantów z przestępczością, co nagminnie zdarza się przedstawicielom administracji.
Wiele organizacji broniących praw imigrantów z uznaniem przyjęło decyzję Chicago o pójściu do sądu. Spory toczone przed obliczem Temidy zawsze jednak mają czarno-białe oblicze – sądy przyznają rację jednej ze stron. Tymczasem debata na temat zasadności polityki prowadzonej przez władze lokalne, chroniące imigrantów przed służbami federalnymi jest dużo bardziej skomplikowana. Obie strony mają tu swoje argumenty. Problem w tym, że aby rzeczowo dyskutować, trzeba odejść od sloganów i zacząć rozmawiać o konkretnych rozwiązaniach. W obecnej atmosferze, gdy Chicago stało się dla administracji uosobieniem zła, jest to po prostu niemożliwe.
Jolanta Telega
[email protected]