Donald Trump, w charakterystycznym dla siebie megalomańskim transie, powiedział ostatnio, że rozmawiał telefonicznie z szefem amerykańskich harcerzy oraz z prezydentem Meksyku. Ten pierwszy miał mu rzekomo powiedzieć, iż na forum harcerskiego zjazdu wygłosił genialne przemówienie, które nie ma sobie równych. Natomiast ten drugi podobno pogratulował prezydentowi jego nowych propozycji w kwestii amerykańskiej polityki imigracyjnej. Niemal natychmiast obaj domniemani rozmówcy Trumpa oświadczyli, że żadnych rozmów telefonicznych z amerykańskim przywódcą nie prowadzili. Tym samym stało się jasne, iż prezydent kłamał. Kłamstwo to było szczególnie jaskrawe jeśli chodzi o harcerzy, ponieważ Trump został przez szefa Scouts skrytowany za to, iż do młodych ludzi mówił o polityce i chełpił się swoimi niestniejącymi sukcesami, co jest zaprzeczeniem wieloletnich tradycji dotyczących tego rodzaju przemówień.
W normalnych warunkach, gdy jakikolwiek polityk zostaje przyłapany na łgarstwie, pojawia się natychmiast mniej lub bardziej przekonywujące teza o tym, że jego słowa zostały wyjęte z kontekstu lub w jakiś sposób przeinaczone. My jednak od pewnego czasu nie mamy do czynienia z jakąkolwiek normalnością. I dlatego już następnego dnia rzeczniczka prasowa Białego Domu, Sara Huckabee Sanders, oświadczyła, iż tak naprawdę Trump nie rozmawiał telefonicznie, lecz miał „bezpośredni kontakt” ze swoimi rozmówcami. Problem w tym, że żadnych takich kontaktów też nie było, a zatem Sanders próbowała usprawiedliwić kłamstwo Trumpa dodatkowym kłamstwem. Gdy zaś reporterka zapytała ją wprost, czy prezydent kłamał, usłyszała w odpowiedzi, iż jest to zbyt dosadne określenie.
Donald Trump jest wytrawnym łgarzem. Oblicza się, że od czasu objęcia władzy średnio publicznie kłamie co najmniej dwa razy dziennie, choć zdarzają się też dni znacznie obfitsze w różnorakie fałsze. Niestety robi to często w sposób dziecinnie naiwny. Bądź co bądź, jego słowa o szefie harcerzy i prezydencie Meksyku były niezwykle łatwe do sprawdzenia. Co więcej, niektóre kłamstwa dotyczą spraw dość błahych, co rodzi proste pytanie – po co w ogóle je wygłaszać. Ocena jakości przemówienia Trumpa do harcerzy nie ma żadnego praktycznego znaczenia, podobnie zresztą jak opinia meksykańskiego przywódcy w sprawie jego imigracyjnych pomysłów. Mimo to, mówienie nieprawdy zawsze niesie ze sobą pewne szkodliwe konsekwencje.
Problemy Trumpa z prawdomównością powodują, że coraz częściej nawet republikańscy członkowie Kongresu nie biorą większości słów prezydenta serio i je ignorują. Jeśli podobne nastroje zaczną dominować wśród światowych przywódców, Ameryce grozi postępująca marginalizacja na arenie międzynarodowej. Na razie jednak rzeczniczka Białego Domu niemal codziennie opowiada dziennikarzom głupoty, w które zapewne sama nie wierzy. Natomiast prezydent nigdy nie kłamie, a jedynie „inaczej interpretuje fakty” i obraca się w „alternatywnej rzeczywistości”. W owej rzeczywistości to co białe, jest tak naprawdę czarne, albo na odwrót. I jakoś nikomu to nie przeszkadza.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Reklama