Justine Ruszczyk, Australijka od trzech lat mieszkająca w Minnesocie, 15 lipca zadzwoniła pod numer 911, aby zgłosić podejrzenie gwałtu w tylnej uliczce w okolicy, gdzie mieszkała. Gdy na miejsce przybył policyjny radiowóz, nikt nie spodziewał się, że to 40-latka, która wezwała policję, będzie leżeć martwa na ulicy.
Justine Ruszczyk, która od przyjazdu do Stanów posługiwała się również nazwiskiem przyszłego męża Damond, mieszkała wraz ze swoim narzeczonym w spokojnej dzielnicy Fulton w Minneapolis. 15 lipca około 23.30 usłyszała krzyki kobiety dobiegające z tylnej uliczki i zadzwoniła pod numer 911. Operatorowi powiedziała, że może to być gwałt. Z zapisów centrali 911 dowiadujemy się, że osiem minut później kobieta zadzwoniła jeszcze raz, upewniając się, że policja ma właściwy adres. Operator zapewnił ją, że policyjny radiowóz jest już w drodze.
Po paru minutach radiowóz ze zgaszonymi światłami przejechał tylną uliczką w poszukiwaniu podejrzanych. Przy wyjeździe na główną ulicę, do radiowozu od strony kierowcy podbiegła Ruszczyk w piżamie. W tym momencie policjant, który siedział na miejscu pasażera, oddał strzał w stronę kobiety. Trafiona w brzuch, zmarła na miejscu 20 minut później.
Co dokładnie się zdarzyło, dlaczego policjant strzelił do kobiety – w dalszym ciągu pozostaje tajemnicą. Odpowiedzi domagają się nie tylko najbliżsi ofiary – Don Damond, którego Ruszczyk miała poślubić w sierpniu, ale również sąsiedzi i przyjaciele kobiety, jej ojciec w Australii oraz sam premier tego kraju Malcolm Turnbull.
Sprawą zajęła się stanowa jednostka śledcza Minnesota Bureau of Criminal Apprehension (BCA). Ujawniono tożsamość policjantów, którzy zostali wezwani na miejsce: oficer Matthew Harrity był za kierownicą, a oficer Mohamed Noor, który oddał śmiertelny strzał, siedział na miejscu pasażera. Obaj stróżowie prawa zatrudnili prawników. Noor odmówił zeznań przed BCA, zaś zeznania Harrity'ego nie przyniosły odpowiedzi, na którą wszyscy czekali. Policjant miał zeznać, że gdy zbliżali się do wyjazdu z bocznej alejki, usłyszeli głośny dźwięk. Wtedy do okna zbliżyła się Ruszczyk, a oficer Noor oddał strzał. Policjanci wysiedli z radiowozu i udzielili kobiecie pierwszej pomocy. Oficerowie oraz ich prawnicy odmawiają dalszych komentarzy.
Tej nocy kamery na mundurach policjantów zostały włączone dopiero po strzelaninie. Według BCA z incydentu nie ma żadnych nagrań audio ani wideo. Policja miała później przeczesać okolicę, lecz nie znaleziono śladów gwałtu ani zamieszek.
Matthew Harrity w policji pracował od roku, Mohamed Noor, który jest somalijskiego pochodzenia – od dwóch lat.
40-letnia Justine Ruszczyk urodziła i wychowała się na przedmieściach Sydney. W Stanach znalazła się za sprawą narzeczonego. Miała podwójne obywatelstwo, gdyż jej ojciec John Ruszczyk był obywatelem USA. Po śmierci matki Justine zrezygnowała z kariery weterynarza i zajęła się duchowym uzdrawianiem, instruktażem jogi i medytacji. W Minneapolis pracowała m.in. w lokalnym szpitalu. Była znana z pogodnego usposobienia, humoru i pozytywnego nastawienia do życia. Była również zapaloną przeciwniczką przemocy.
Tajemnicza śmierć Ruszczyk z rąk policjanta wstrząsnęła lokalną społecznością, ale odbiłą się echem w całym kraju. Zrozpaczona rodzina domaga się odpowiedzi, zatrudniono prawnika. Niedoszły pasierb kobiety na Facebooku gniewnie domaga się wyjaśnień, dlaczego zastrzelono „jego mamę”. Ojciec ofiary apeluje, by „światło sprawiedliwości zajaśniało nad okolicznościami śmierci córki”. Zaś premier Australii Malcolm Turnbull pyta, jak kobieta na ulicy w piżamie, która prosi policję o pomoc, może być ot tak, po prostu zastrzelona... Jak na razie nikt nie ma na to odpowiedzi.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama