Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 01:51
Reklama KD Market

Mirosława Nowak: brat zabijał brata. Dzieciństwo na Wołyniu

Mirosława Nowak: brat zabijał brata. Dzieciństwo na Wołyniu
Mirosława Nowak fot.Ewa Malcher
Mirosława Nowak urodziła się 1 maja 1936 r. we wsi Wyry na Wołyniu; od ponad 30 lat mieszka w Chicago. Jak nam mówi, każda lipcowa rocznica zbrodni wołyńskiej budzi wspomnienia traumatycznego dzieciństwa w okresie wojny.

/a> Mirosława Nowak fot.Ewa Malcher


Oddajemy głos Pani Mirosławie na chwilę wspomnień. Jej opowieść rozpoczyna się, gdy miała siedem lat, w 1943 r., po wejściu na Ukrainę Niemców, gdy na Wołyniu działały już bandy UPA i OUN. O przetrwanie walczyła wraz z matką i czworgiem rodzeństwa, bo ojciec poszedł na wojnę z dywizją Tadeusza Kościuszki.

Rozstrzelania i rabunki

„Pamiętam jak wojska hitlerowskie wchodziły do naszej wsi. Szli ósemkami. Żołnierze kopnięciem otwierali drzwi, grabili dobytek, przecinali pierzyny, rabowali zwierzęta domowe i podpalali domy, jeden z drugim. Wszystkich spędzili na duży plac przy szkole, gdzie mieli nas rozstrzelać. Idąc z mamą i rodzeństwem w kierunku szkoły, przechodziliśmy koło dużego białego domu, gdzie mieścił się kościół sekty sztunda. Wyszła z niego Ukrainka i pomachała do nas, żebyśmy się tam schronili. W środku było wiele kobiet i dzieci. Gdy przyszedł oficer niemiecki kobiety padły przed nim na kolana płacząc i błagając, żeby nas nie rozstrzelano. Pozwolił nam zostać w budynku. Później okazało się, że dowódca zrezygnował z egzekucji. Kazał jednak przekazać partyzantom ukraińskim, że jak będą odbijać transporty zboża, to wieś zostanie spalona razem z mieszkańcami”.

Okrucieństwo banderowców

„Partyzanci byli dobrymi ludźmi. Banderowcy wprost przeciwnie. Cechowało ich wyjątkowe okrucieństwo wobec polskich rodzin, a nawet wobec ukraińskich, które nie chciały ich poprzeć. W jednej rodzinie w naszej wsi banderowiec zabił matkę, ojca i brata-partyzanta, bo ten nie chciał wstąpić do UPA (Ukraińska Powstańcza Armia – przy. red.) i OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów). Słyszałam też opowiadania o polskich niemowlętach wywlekanych z kołysek za nóżkę, których główki rozbijano o ścianę. Nie widziałam tego na własne oczy, ale słyszałam o torturowaniu pojmanych Polaków i Polek, o skalpowaniu, piłowaniu, podcinaniu ścięgien”.

Ucieczka z rodzinnej wsi

„Polaków w naszej wsi już prawie nie było. Matka uprosiła jakiegoś Ukraińca, żeby nas przewiózł przez las do pobliskiego miasteczka. Zgodził się. Była zima i wielki śnieg. Mieliśmy na saniach tylko niewielki dobytek. Dowiózł nas tylko do końca lasu i powiedział mamie, że musi wracać, bo gdyby banderowcy go spotkali, to go zamordują. Poszliśmy dalej na piechotę i na przedmieściu znaleźliśmy wolno stojący, opuszczony dom. Miał sień z klepiskiem i jeden pokój. Był jeden stół, dwa krzesła i łóżko, prycze dla mnie i siostry i dwóch braci. W sieni był duży piec. Tam znaleźliśmy schronienie.”

Głód i choroby

„Jako dzieci, ja, moja siostra i bracia cierpieliśmy okropny głód. Nie mieliśmy nic kompletnie do jedzenia. Czekałam na wiosnę jak na zbawienie, by zbierać lebiodę albo pokrzywy. Gotowałam je w wodzie i to było nasze jedzenie. Do końca wojny nie znałam smaku cukru, soli i chleba. Czasem mama jeździła koleją na wieś i przywoziła w woreczku trochę zboża, które rozcierała na kamieniu, zalewała wodą i gotowała. Gdy to jedliśmy, byliśmy szczęśliwi. Brakowało też mydła. Z powodu złych warunków sanitarnych nękały nas choroby zakaźne, świerzb i wszy. Pamiętam, że na głowie miałam jeden ogromny strup, który mama polewała naftą, żeby zabić wszy. To były straszne cierpienia. Z tego powodu, później już nigdy nie miałam pięknych włosów”.

Kierunek Polska

„Zimą 1944 r. całą rodziną ruszyliśmy w kierunku Polski. Przez dwa miesiące jechaliśmy w wagonach towarowych, które zatrzymywały się w szczerym polu. Drewniane baraki, pełne pluskiew prycze koło Jarocina były pierwszym etapem życia w Polsce, aż do powrotu ojca pod koniec roku. Zapadła decyzja zamieszkania na wsi i – nareszcie w swoim, poniemieckim domu – rodzina osiadła w Piławie Dolnej koło Dzierżoniowa. Ojciec pracował na roli, mama hodowała świnie. Rodzina się powiększała; przyjeżdżali krewni z Syberii”.

Alicja Otap

[email protected]


Mirosława Nowak swoje przeżycia z Ukrainy oraz losy powojenne i imigranckie w Chicago przedstawiła we wspomnieniowej książce pt. „Wola przetrwania”. Książka ukazała się nakładem wrocławskiej Oficyny Wydawniczej „W Kolorach Tęczy”. Jest dostępna u wydawcy i autorki.

Mirosława Nowak fot.Ewa Malcher

Mirosława Nowak fot.Ewa Malcher

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama