W każdej normalnej zachodniej demokracji jest tak, że jeśli partia znajdująca się u władzy proponuje jakąś nową ustawę, przedstawia najpierw jej projekt, który albo jest poddawany pod dyskusję w odpowiedniej komisji, albo też dyskusja taka odbywa się w parlamencie, zwykle na mocy pierwszego i drugiego czytania ustawy. Po zakończeniu tego procesu odbywa się głosowanie, które decyduje o tym, czy nowy akt prawny zostaje zatwierdzony, czy też nie.
Biorąc powyższe pod uwagę, w swoim obecnym stanie Ameryka nie jest już normalną demokracją. Przykładem robienia wszystkiego na opak i wspak jest proces, który zaprowadził nas do obecnego impasu w sprawie republikańskiego projektu zniesienia Obamacare i zastąpienia go „czymś znacznie lepszym”. Grupa 13 senatorów zamknęła się na kilkanaście dni w jakiejś sali i skleciła w wielkiej tajemnicy projekt nowej ustawy, którą następnie chciała poddać pod niemal natychmiastowe głosowanie – bez żadnych konsultacji, bez dyskusji i bez choćby zdawkowego udziału w tym wszystkim demokratów lub jakichkolwiek innych zainteresowanych. Efekt jest taki, że końcowy produkt powszechnie oceniany jest jako fatalny i cieszy się poparciem zaledwie 17 proc. elektoratu. Mimo to całkiem możliwe jest, iż republikanie postawią na swoim i zdołają tego ustawodawczego gniota zatwierdzić, a Trump to podpisze, ogłaszając jednocześnie „wielki sukces”.
Wszystko to z demokracją ma bardzo niewiele wspólnego. Prezydent Reagan musiał sobie radzić z kontrolowaną przez demokratów Izbą Reprezentantów i robił to bardzo dobrze, rozmawiając często z Tipem O’Neillem. Obaj panowie często z siebie publicznie drwili, ale – jak potem napisał w swoich wspomnieniach Reagan – „po szóstej wieczorem byliśmy dobrymi przyjaciółmi”. Za kulisami dochodziło wtedy do wielu kompromisów, o których dyskutowano następnie w parlamencie w sposób, który dziś wydaje się być odległym marzeniem.
Gdybyśmy nadal żyli w normalnej demokracji, proces zmiany lub likwidacji ustawy Obamacare, której istnienie przez osiem lat było swoistą republikańską obsesją, wyglądałby zupełnie inaczej. Czołowi republikanie i demokraci mogliby wstępnie rozpocząć negocjacje, w wyniku których albo powstałby plan wyrzucenia Obamacare do śmieci i opracowania czegoś nowego i kompromisowego, albo też zrodziłby się projekt odpowiedniego zreformowania obecnie obowiązującej ustawy. Ta druga możliwość wydaje się znacznie rozsądniejsza, gdyż wszelkie zmiany nie burzyłyby już zbudowanych w ramach Affordable Care Act mechanizmów administracyjnych, ale jest to sprawa drugorzędna.
Wyniki tych początkowych konsultacji zostałyby następnie przesłane do odpowiednich komisji, gdzie po wnikliwej dyskusji i po wysłuchaniu opinii wielu liczących się instytucji (AARP, American Medical Association, towarzystw ubezpieczeniowych itd.) doszłoby do głosowania. Dopiero wtedy nowa ustawa trafiłaby na forum Kongresu, gdzie – po wprowadzeniu odpowiednich poprawek – mogłoby dojść do jej zatwierdzenia.
Jaka część powyższego procederu została zastosowana w przypadku obecnej republikańskiej propozycji zreformowania systemu ubezpieczeń medycznych? Zerowa, czyli żadna! Z Senatu, ciała znanego od samego początku istnienia amerykańskiego państwa z dżentelmeńskich koligacji i skłonności do negocjowania kompromisów, zrobiło się sztywne, dogmatyczne gremium, które dyskutować o ważkich dla wszystkich sprawach jest w stanie tylko w bardzo wąskim gronie i za zamkniętymi drzwiami. Jakby powiedział Trump na zakończenie swojego kolejnego tweetu – „sad!”.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Reklama