Po lepsze życie. Pierwszy rok w Chicago za nimi. Czas podsumowań
- 06/25/2017 06:15 PM
Agnieszka i Rafał z córką Wiktorią i synem Patrykiem, zwanym Ptysiem, po wygranej w loterii wizowej wylądowali 8 czerwca 2016 r. na chicagowskim lotnisku O’Hare. Przez rok towarzyszyliśmy im w ich amerykańskiej przygodzie, której początki dobrze pamięta każdy, kto uwierzył w mit o Ameryce.
Pora na podsumowanie. Proponujemy wam prześledzenie najważniejszych wydarzeń minionego roku w życiu naszych bohaterów, którzy Kalwarię Zebrzydowską zamienili na Chicago.
CZERWIEC 2016 – Prolog
Rafał: – Dlaczego Ameryka? Zawsze chciałem ją zobaczyć, a kiedy pojawiła się możliwość, żeby w niej zamieszkać, pomyślałem: „Czemu nie?”. Poza tym wszyscy w Polsce wybierają Europę, bo łatwiej i bliżej. My jesteśmy odważni i chcemy spróbować czegoś niestandardowego. Wszystko przed nami!
Z lotniska odebrał ich Jerry – Polak, który na emigracji zęby zjadł, tłumacz i człowiek generalnie zorientowany.
Pierwsze wrażenia były pozytywne: duże ulice, duże samochody, małe domki, w sumie dokładnie tak, jak sobie Amerykę wyobrażali. Ich priorytety to w kolejności: praca, samochód i mieszkanie, najlepiej jak najbliżej pracy. – Póki co mieszkamy na poddaszu u Jerry’ego i nie jest źle. Ale wkrótce będę wiedział, ile będę zarabiał i na co będzie nas stać – mówił nam przed rokiem Rafał.
Równo tydzień po wylądowaniu na O’Hare Rafał i Agnieszka zostali właścicielami samochodu. Hondę Odyssey, rocznik 2001, z milażem 195 tys., znaleźli przez Craiglist. Auto kupili u okolicznego dealera używanych samochodów.
Rafał i Agnieszka nie mieli przesadnie wygórowanych marzeń: – Nie oczekujemy życia jak z Hollywood ani willi z basenem. Chcemy mieć zwykłe, spokojne życie – mówił Rafał.
LIPIEC 2016 – przeprowadzka i numery SS
– U Jerry’ego wytrzymaliśmy trzy tygodnie, ale na dłuższą metę niemożliwe było mieszkać z dwójką małych dzieci na poddaszu bez kuchni. Poza tym chcieliśmy być jak najszybciej u siebie. Oglądaliśmy kilka mieszkań, ale były albo przy ruchliwej drodze, albo bejzmenty, albo wymagano od nas dokumentów, których siłą rzeczy mieć nie mogliśmy – na przykład zaświadczenia o zarobkach – opowiadał Rafał.
Przyjechali do podmiejskiego Mount Prospect, pojeździli po okolicy i spodobało im się. Sporo Polaków, polskie sklepy niedaleko, dobre szkoły dla dzieciaków. Do dwusypialniowego, odnowionego mieszkania z balkonem przeprowadzili się pomimo ostrzeżeń ich pierwszego amerykańskiego anioła stróża. – Jerry mówił, że rzucamy się na głęboką wodę, że tu do wszystkiego daleko, że nie ma Polaków. I oczywiście, że się nie znamy. Chciał pomóc, to dobry człowiek, ale trochę nadopiekuńczy – mówił Rafał.
Ciemnych stron emigracji w lipcu 2016 roku nie widzieli, ale jak mówił Rafał, „tutaj wszystko jest inne”. – Weźmy chociażby te ceglane elewacje, tutaj to niby wykończony dom, a przecież to surowa cegła. Mój teść jakby tu wpadł, to by to wszystko najpierw ocieplił, a następnie otynkował – śmiał się nasz bohater. – Strasznie mnie te cegły drażnią, a są wszędzie. Ale jak się na coś długo patrzy, to w końcu może się spodoba, przyzwyczaję się.
SIERPIEŃ 2016 – pierwsza praca Rafała
Rafał znalazł pracę w drukarni sitodrukowej, blisko domu, świetna ekipa – sami Polacy. Atmosfera też super, czek co tydzień. – Czas leci, chwycisz się za robotę, zagadasz z kolegą i ani się obejrzysz, a już jest lunch. Budżet jeszcze do końca się nam nie domyka, ale jesteśmy dobrej myśli. Żeby tylko nie zdarzyły się niespodziewane dodatkowe wydatki, jak naprawa samochodu, bo będziemy musieli dokładać z zaskórniaków – mówił Rafał.
Wciąż wszystko w Stanach jest dla nich nowe, warte spróbowania. Na zakupach przeliczają dolary na złotówki, porównują standard w Stanach i w Polsce. Dziwi ich, że Polacy w Polsce mają przeświadczenie, że Ameryka jest wspaniała, najlepsza, że wszystko tu jest takie naj, naj, naj. Bogactwo i luksus. Tymczasem oni po dwóch miesiącach, widząc tę wszechobecną prowizorkę, zastanawiają się czasem, czy nie pomylili samolotów, czy rzeczywiście wylądowali w Ameryce. Choć oczywiście, jak mówią, jest inaczej, łatwiej. Wartość nabywcza pieniądza jest większa, można sobie więcej kupić, na więcej człowieka stać.
WRZESIEŃ 2016 – pierwsze tęsknoty
Wiktoria poszła do szkoły, w której zajęcia odbywają się po polsku i po angielsku. Może dlatego mówi po angielsku z coraz większą łatwością. Jest zachwycona koleżankami, rysowaniem kredą po podłodze, gimnastyką. Ostatnio powiedziała ojcu, że nie chce już wracać do Polski, choć wciąż tęskni za dziadkami.
Patryk, zwany Ptysiem, też świetnie znosi emigrację. Buzia mu się nie zamyka, a największym sukcesem ostatniego miesiąca jest pożegnanie z pieluchami. Sam kładzie podkładkę na sedes. Stara się, bo bardzo chce pójść do przedszkola. Kiedy Wiktoria poszła do szkoły, był trochę osowiały, bardzo płakał za siostrą, ale szybko sobie poradził.
Za to Rafał z Agnieszką zaczynają tęsknić: za rodziną, za domem z kawałkiem zieleni i altanką, za znajomymi, których zostawili w Polsce.
– Cały czas myślimy co robić, jeszcze jesteśmy w rozkroku pomiędzy Polską a USA. Ja coraz bardziej patrzę na rzeczywistość przez tutejszy pryzmat. Pierwszy szok już za nami, choć zdarzają się momenty kryzysowe. Szczególnie jak czasem mam gorszy dzień, to trzasnąłbym tym wszystkim, kupił bilet i poleciał do Polski – mówił Rafał.
Agnieszka powoli się do nowej rzeczywistości przyzwyczaja. – Brakuje mi spacerów; w Polsce w każdej chwili mogłam wyjść „na miasto”, ze znajomymi się spotkać, a tutaj wszędzie daleko, trzeba jechać samochodem. Czuję się trochę uziemiona na tym osiedlu, choć sąsiedzi i znajomi z okolicznych budynków to bardzo mili ludzie.
PAŹDZIERNIK 2016 – Agnieszka przepowiada zwycięstwo Trumpa
Rafał nie pracuje już w drukarni. Pracę fizyczną zamienił na bardziej kreatywną – w agencji marketingowej w śródmieściu Chicago. – Biurowiec mieści się nieopodal Willis Tower, to jeszcze nie drapacz chmur, ale już jestem w downtown – śmiał się Rafał.
Zmiana pracy spowodowała, że Rafał poczuł się lepiej i pewniej. – Dotychczas w Stanach brakowało mi trochę stabilności, finansowej i mentalnej. Co będzie potem? Nadal żadna z opcji, włącznie z powrotem do Polski, nie jest wykluczona. Przez te cztery miesiące, które jesteśmy w USA, dużo się wydarzyło w naszym życiu, ale mamy nadzieję, że najtrudniejsze początki już za nami.
Nie narzekają też na życie towarzyskie, właściwie w każdy weekend gdzieś wyjeżdżają, do znajomych albo zapraszają kogoś do siebie. "Długie Polaków rozmowy" oscylują głównie wokół dwóch tematów – emigracji i polityki. Mają swoje zdanie na temat nadchodzących wyborów prezydenckich.
– Jeszcze w Polsce nie wierzyłam, że ludzie znajdą tyle odwagi, żeby zagłosować na Trumpa, ale kto wie, może być niespodzianka. Trudno ocenić, mamy inną mentalność niż Amerykanie – mówiła Agnieszka.
LISTOPAD 2016 – Święto Dziękczynienia i wycieczka na „searsa”
Na Halloween Ptysiowi nie udało się w tym roku pozbierać cukierków, mimo że świetnie wyglądał w przebraniu strażaka. Uparł się jednak, że nie będzie psuł efektu i odmówił ubrania na kostium kurtki, wobec czego, niestety, musiał zostać w domu. Wiktoria w stroju syrenki poszła zbierać słodycze z całą grupą dzieci z osiedla. Pierwsza pukała do drzwi, w ogóle zrobiła się bardzo śmiała i przebojowa.
W końcu rodzina wybrała się na Willis Tower, na słynny Skydeck, choć jak wszyscy Polacy w Chicago, mówią, że byli na „searsie”. Po godzinie spędzonej w kolejce Rafał chciał nagrać wjazd windą, ale nim zdążył wyjąć telefon z kieszeni, już byli na górze. Wiktoria dzień wcześniej nie chciała jechać, bała się, że tak wysoko, ale na górze szybko zmieniła zdanie, bardzo jej się podobało. Ptysiowi też, przystawał przy każdym oknie i patrzył na miasto. Dzieci pierwsze weszły na balkon ze szklaną podłogą.
Z okazji Święta Dziękczynienia zdali sobie sprawę, za co są wdzięczni: za rodzinę, za siebie nawzajem, zdrowe, radosne dzieci. Za to, że powoli zaczyna im się w Stanach układać, za zrozumienie i wyrozumiałość dla nich, nowych imigrantów, za to, że w amerykańskiej rzeczywistości coraz lepiej się odnajdują.
GRUDZIEŃ 2016 – smutne święta
– Smutno jest. Nie dlatego, że nie jesteśmy w Polsce, ale dlatego, że nie jesteśmy z rodziną. W sumie to nawet cieszymy się, że te święta wypadają w weekend, że nie będą jakoś szczególnie zauważalne, szybko miną i będzie można pójść do pracy – mówił Rafał.
Święta minęły spokojnie. Wigilię Rafał z Agnieszką i dziećmi spędzili u sąsiadów. W całkowicie polskim gronie, po polsku, wśród tradycji. Oprócz wigilijnych potraw i łamania się opłatkiem znalazło się wspólne oglądanie świątecznego nieśmiertelnego hitu „Kevin sam w domu”. Wyłomem w polskiej tradycji była gwiazdka, a właściwie moment wręczenia prezentów. – Dzieciaki prezenty dostały rano w Boże Narodzenie, po amerykańsku.
STYCZEŃ 2017 – Agnieszka idzie do pracy, a Ptyś do przedszkola
Agnieszka na tydzień przed świętami zadzwoniła pod numer z ogłoszenia i znalazła pracę jako pomoc przedszkolna. Jest bardzo zadowolona. Nowi ludzie, skład międzynarodowy, więc porozumiewają się po angielsku i automatycznie osłuchuje się z językiem. – Najtrudniej było odzwyczaić się od ciągłego siedzenia w domu. Ale ta zmiana była mi bardzo potrzebna. Patrykowi też, bo jest wśród dzieci, ale w tym samym budynku, więc nie muszę pędzić z pracy, żeby go odebrać.
Po pół roku w Stanach do polszczyzny Rafała i Agnieszki niepostrzeżenie wkradł się Ponglish. – Choćbyś nie wiem jak się pilnował, zaczynasz mówić ponglishem, zdarza mi się „garbedź” albo „trefik”. To machinalne, nawet nie zauważam, że tak mówię. Trochę wstyd będzie, jak ktoś z Polski przyjedzie w odwiedziny, pomyśli, że nam odbiło, albo nie będzie wiedział, o co nam chodzi.
LUTY 2017 – amerykańska codzienność i lekcje angielskiego
Od kiedy obydwoje pracują, wspólnie spędzanego czasu jest coraz mniej. Rodzeństwo, tak jak rodzice, też spotyka się tylko wieczorami i w weekendy, ale przynajmniej teraz cieszą się, że się widzą. Rafał często do domu wraca późną nocą, bo po pracy jedzie na angielski do pobliskiego college'u. Dostał się do grupy średnio zaawansowanej. Tylko z zadaniami domowymi różnie bywa, bo czasami po prostu nie ma na nie czasu. – Jestem bardzo zadowolony, że mogę chodzić na te zajęcia do college’u, w dodatku za darmo. Jedyny koszt to książki za 35. dol. Naprawdę wystarczą dobre chęci – mówi Rafał.
W szkole świetnie radzi sobie Wiktoria, której pasją ostatnio stało się rysowanie. Wiktoria ma świetne oceny ze wszystkich przedmiotów, coraz lepiej radzi sobie z angielskim, bardzo dobrze czyta.
MARZEC 2017 – postępy widoczne gołym okiem
Po dziewięciu miesiącach w imigranckim życiu Rafała i Agnieszki postępy widać gołym okiem. Mieszkanie urządzone prawie kompletnie, w salonie na ścianie przybył oryginalny zegar, na drzwiach wieszak. Wszystko idzie do przodu, ale powoli, czasem wolniej niżby chcieli. Jedyne, czego brak, to wolny czas. Żyją w systemie praca–dom, weekend i znowu do pracy. – Czasem zastanawiamy się z żoną, jaka to różnica, czy żyjemy w Stanach czy w Polsce, skoro i tak na nic nie ma czasu, wciąż tylko praca i praca. – Finansowo różnica jest – poprawia go Agnieszka.
Mały Patryk, który jednocześnie uczy się polskiego i angielskiego, miesza języki w sposób tak zagmatwany, że momentami trudno zrozumieć, o co mu chodzi.
KWIECIEŃ 2017 – Wielkanoc przy grillu i wakacyjne plany w Polsce
Święta, święta i po świętach. Agnieszka była z dziećmi na święconce w kościele św. Zachariasza. Wielkanoc spędzili w domu, a właściwie przed blokiem, na grillu z sąsiadami, bo pogoda była tak piękna i wiosenna, że nie sposób było siedzieć w mieszkaniu. Poza tym zmieniły się przepisy w budynku i nie wolno już grillować na balkonie. – To tyle, jeśli chodzi o święta. Jeden dzień i do roboty. Nie to co w Polsce.
MAJ 2017 – urodziny Wiktorii i czas podsumowań
Wiktoria obchodziła szóste urodziny. Z tej okazji w domu odbyło się przyjęcie. – Były balony, przyszli goście – Oliwier, Tymon, Tosia i Amelka, wszyscy świetnie się bawili.
Rafałowi skończył się semestr kursu języka angielskiego. Zdał test końcowy, z początkowych 218 punktów podskoczył do 248 i awansował na kolejny poziom, który rozpocznie we wrześniu. – Porównuję moją znajomość angielskiego sprzed roku i teraz, i jest duży postęp. Rozumiem praktycznie wszystko, co się do mnie mówi i coraz swobodniej odpowiadam.
W ciągu prawie roku w Stanach udało im się osiągnąć stabilizację, za którą przyszedł spokój. – Przez pierwsze pół roku, dopóki Rafał nie dostał stałej pracy, przychodziły nam do głowy myśli o powrocie. Ale do czego? Wszystko, co mieliśmy w Polsce, sprzedaliśmy – mówiła Agnieszka.
Ameryka dała im luz, sprawy materialne zeszły na drugi plan, bo nie muszą martwić się o przetrwanie od pierwszego do pierwszego. Pracować trzeba, ale można skupić się na karierze, wyznaczyć sobie cele i mieć marzenia. – Dostajesz wypłatę, kupujesz jedzenie do domu i nawet nie myślisz, że wydałeś te pieniądze, nie frustrujesz się, że wydałeś w spożywczym połowę wypłaty, jak to bywało w Polsce – mówiła Agnieszka. – Dużo się w Stanach nauczyliśmy. Przede wszystkim żyć w otoczeniu innych ludzi, nie Polaków. Otworzyły nam się oczy, staliśmy się bardziej otwarci.
CZERWIEC 2017 – Epilog
Przez ostatni rok w życiu Rafała, Agnieszki, Wiktorii i Patryka, zwanego Ptysiem zmieniło się wszystko. Zmieniło się w poziomie życia, ale też w mentalności i myśleniu. – Nie jesteśmy już w rozkroku, nie przeliczamy już wszystkiego na złotówki. Naszym celem jest zostać w Stanach przynajmniej do uzyskania obywatelstwa. Ale patrzę na nasze dzieci i wiem, że im dłużej w Ameryce, tym trudniej wrócić – mówi Rafał.
Agnieszka dodaje: – Najważniejsze, żeby nie zamykać sobie dróg i nie palić mostów. I pielęgnować język polski u dzieci.
10 czerwca rodzina wyleciała na wakacje do Polski. Odwiedzą rodzinę, przyjaciół, Rafał rozpali grilla obok swojej ukochanej altanki. Pojadą na wakacje na Chorwację. Rafał planuje wrócić do Chicago wcześniej, ponieważ będzie potrzebny w firmie. Agnieszka z dziećmi przyjadą na krótko przed rozpoczęciem roku szkolnego. Rafał z Agnieszką obiecali sobie, że na zasłużonych wakacjach w Polsce odpoczną, „zresetują się” i wrócą do Stanów, do swojego normalnego życia.
Będą już wracać do siebie.
Postscriptum
Bohaterom: Agnieszce, Rafałowi, Wiktorii i Patrykowi dziękujemy za to, że przez rok zechcieli dzielić się na naszych łamach swoimi odczuciami na temat ich nowego życia w nowym kraju. Mamy nadzieję, że ta ich opowieść będzie dla nowych emigrantów swoistym vademecum.
Zdjęcia: Dariusz Piłka, Grzegorz Dziedzic, arch. rodz.
Reklama