Agencja ARD-Deutschlandtrend przeprowadziła niedawno sondaż na temat tego, do których krajów Niemcy zdradzają obecnie największe zaufanie. 94 proc. ankietowanych odpowiedziało, że za najlepszego sprzymierzeńca uważają Francję. Ameryka znalazła się na odległej pozycji z 21 procentami. Dokładnie tak samo jak Rosja. Są to wyniki bardzo smutne, gdyż oznaczają, że Stany Zjednoczone straciły wiele ze swojego blasku w Europie. Wpływ na ten fakt niemal na pewno ma decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu USA z paryskiego porozumienia klimatycznego. Niezbyt pomyślne dla amerykańskiego wizerunku w Europie jest również to, iż Trump wypowiada się dość dwuznacznie o obowiązkach wobec sojuszników, które wynikają z piątego artykułu traktatu stanowiącego podstawę działania NATO.
Od czasu wyboru Trumpa na prezydenta Atlantyk nie stał się nagle fizycznie większy, a zatem odległość między nami i Europą pozostaje ta sama. Niestety tylko w sensie geograficznym. Ameryka zdaje się odpływać coraz dalej, a liczący się przywódcy europejscy, na czele z Angelą Merkel i Emmanuelem Macronem, otwarcie mówią o tym, iż Stary Kontynent winien wprawdzie podtrzymywać istotne kontakty z Waszyngtonem, ale musi też liczyć przede wszystkim na własne siły, bez oglądania się na USA.
W Unii Europejskiej od pewnego czasu obserwować można pewien optymistyczny renesans. Wbrew krakaniom płynącym z wielu kręgów strefa euro radzi sobie coraz lepiej, a niektórzy prognozują bardzo dobrą dekadę ekonomiczną. Widmo skrajnie prawicowego, populistycznego rządu we Francji zniknęło, a partia Marine Le Pen, Front Narodowy, znalazła się w totalnej rozsypce. Jeśli zaś chodzi o Brexit, Unia zdecydowanie domaga się przyspieszonego rozwodu z Wielką Brytanią i przestała już załamywać ręce z powodu brytyjskiej decyzji. Obecnie zaczynają dominować rozważania o tym, w jaki sposób 27 krajów wspólnoty europejskiej może na Brexicie skorzystać. Europejski pesymizm, który przez ostatnie parę lat był wszechobecny, przepadł bez śladu.
Jak wiadomo, Donald Trump wybiera się z krótką wizytą do Polski po drodze na szczyt G20. Fakt ten z pewnością zostanie uznany w Warszawie jako wielki sukces polskiej dyplomacji i do pewnego stopnia takim sukcesem rzeczywiście jest. Natomiast dla Trumpa jest to porażka oraz symbol tego, jak bardzo Biały Dom zniechęcił do siebie Europę. Prezydent na razie nie pojedzie ani do Francji, ani do Niemiec, gdyż obawia się masowych protestów. Chodzą też słuchy, że zrezygnował z od dawna zapowiadanej oficjalnej wizyty w Wielkiej Brytanii. Bolesna prawda jest taka, że tylko nieliczne państwa Unii marzą o wizycie amerykańskiego przywódcy, a te, które nie marzą, odgrywają w unijnych strukturach zasadniczą rolę.
Polski rząd może być bez wątpienia dumny z tego, iż Trump wpadnie na chwilę do Warszawy, ale obawiam się, że będzie to duma dość ulotna. Tradycyjnego sojuszu transatlantyckiego między USA i Europą nie da się wskrzesić przez wygłoszenie przemówienia na placu Krasińskich, przed pomnikiem Powstania Warszawskiego. Nie da się też go wskrzesić przez omijanie lub ignorowanie innych krajów Unii, szczególnie tych najważniejszych.
Dość kuriozalne jest to, że Trump jedzie w lipcu do Europy, a jednocześnie coraz bardziej się od niej oddala. Zresztą oddala się systematycznie od całego świata, wiodąc Amerykę w kierunku izolacjonizmu, który został już w przeszłości wielokrotnie skompromitowany.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Reklama