Dekadę temu wróżono mu wielką karierę, ale doznał kontuzji, która sprawiła, że na kilka lat musiał przerwać karierę. Dziś stanowi o obliczu słynnego Cosmosu Nowy Jork. "Marzę, aby pokazać się w Polsce" - powiedział 29-letni amerykański piłkarz Daniel Szetela.
W Hiszpanii grał i zaprzyjaźnił się z Euzebiuszem Smolarkiem. Niedługo potem wylądował na wypożyczeniu w Brescii, gdzie był już Bartosz Salamon. W obu klubach Polacy razem się trzymali i wspierali wzajemnie.
- Szczególnie z Ebim dobrze się rozumiałem. Chodziliśmy na kolacje i spędzaliśmy ze sobą święta, na które przyjeżdżała zarówno moja mama, jak i jego ojciec Włodzimierz. Dobrze było mieć bratnią duszę i kogoś, z kim można było porozmawiać po polsku - przyznał Szetela, którego w Columbus prowadził inny Polak Robert Warzycha, a w kadrze olimpijskiej na igrzyskach w Pekinie Piotr Nowak.
W Brescii rozegrał pełny sezon, ale po jego zakończeniu wrócił do Racingu, który nie zdecydował się na przedłużenie z nim kontraktu. Po zaledwie dwóch latach spędzonych na Starym Kontynencie wrócił do USA, gdzie zgłosił się po niego czterokrotny mistrz MLS - DC United. Jednak na obozie przedsezonowym doznał kontuzji łękotki i konieczna była operacja.
- Niestety, na jednej się nie skończyło. Pierwsza nie wyszła zupełnie, dlatego musiałem czekać na przeszczep. Ten z kolei się przyjął, ale dopiero za drugim podejściem. W sumie - wliczając żmudną rehabilitację - moja przerwa trwała 3,5 roku. To był dla mnie bardzo ciężki okres. Kiedy widziałem w telewizji moich kolegów biegających za piłką, z trudem powstrzymywałem łzy. Ale nie mogłem się poddać, bo futbol to całe moje życie. Wspierała mnie też najbliższa rodzina: mama, bracia i siostra - podkreślił Szetela, który stracił ojca kiedy był w szkółce w Bradenton.
Gdy okazało się, że znowu może grać na pełnych obrotach, związał się z FC Icon z New Jersey występującym w piątej lidze. W meczu Pucharu USA wypatrzyli go skauci powracającego na piłkarską mapę Cosmosu Nowy Jork. W 2013 roku zaproponowali mu kontrakt i od tego czasu jest jednym z podstawowych graczy drużyny, w której jeszcze do niedawna występowali Marcos Senna i Raul Gonzalez, a wcześniej m.in. Pele, Beckenbauer, Władysław Żmuda czy Stanisław Terlecki.
- Będę zawsze wdzięczny Cosmosowi, że wyciągnął do mnie rękę. Nie przeszkadza mi, że to druga liga. Prócz Senny i Raula, grałem tu m.in. z Niko Krancjarem, a teraz w składzie jest były zawodnik Juventusu Amauri. W NASL w ciągu czterech lat trzy razy sięgnęliśmy po mistrzostwo. Każdego roku coraz dalej docieramy w Pucharze USA, gdzie mamy na rozkładzie kilka zespołów z MLS. Nie odcinam tu kuponów, tylko walczę i daję z siebie wszystko - powiedział Szetela, który słynie z twardej i nieustępliwej walki, m.in. w finale NASL w 2016 grał ze złamanym palcem u stopy.
Dotychczas rozegrał w Cosmosie 87 meczów, w których strzelił sześć bramek. Dzięki swojemu boiskowemu temperamentowi jest jednym z ulubieńców kibiców, dlatego rok temu klub uhonorował go... lalką trzęsigłówką, którą można było otrzymać przy wejściu na jedno ze spotkań.
- To było bardzo miłe wyróżnienie, które tylko udowodniło, że dobrze trafiłem, bo to znany klub, do tego z historią i tradycjami. Jeśli utrzymam dobrą formę, może zgłosi się po mnie ktoś z Europy. Czy w rachubę wchodzi Polska? Powiem tak - chętnie zagrałbym raz jeszcze pod batutą Piotra Nowaka, prowadzącego obecnie Lechię Gdańsk. To było marzenie mojego ojca, więc jeśli pojawi się poważna oferta z ekstraklasy, to z pewnością ją rozważę - podsumował piłkarz, który w połowie czerwca skończy 30 lat.
(PAP)