Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 09:47
Reklama KD Market

Niezła draka, czyli deportacja z DACA



Po wieczorze spędzonym ze swoją dziewczyną w miejscowości Calexico w Kalifornii 17 lutego Manuel Montes czekał na transport do domu, gdy podszedł do niego oficer Urzędu Celnego i Straży Granicznej (U.S. Customs and Border Protection, CBP). Trzy godziny później mężczyzna był już w ojczystym Meksyku. Ale to tylko jedna z wersji tej historii.

Niezła draka, czyli deportacja z DACA

W deportacji Meksykanina nie byłoby może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że 23-latek mieszkający w USA od 9. roku życia był dwukrotnie beneficjentem programu DACA (Deferred Action for Childhood Arrivals, DACA), czyli programu odroczenia deportacji osób, które przyjechały do USA jako dzieci. Program ten, wprowadzony dekretem prezydenta Obamy w 2012 r., jest jednym z niewielu rozporządzeń byłej administracji, o ile nie jedynym, które pozostało nietknięte przez administrację Donalda Trumpa. Tym samym sprawa Montesa jest pierwszym udokumentowanym przypadkiem deportacji tzw. Dreamersa – przedstawiciela grupy, którą prezydent Trump obiecywał oszczędzić.

W chwili zatrzymania Montes nie miał przy sobie dowodu swojego statusu DACA. Nie był także „modelowym” Dreamersem – celującym studentem ani prominentnym obrońcą praw imigracyjnych. Jego adwokaci zwracają uwagę, że w dzieciństwie przeszedł uraz mózgu, przez który do dziś ma trudności w nauce i codzienne zmaga się, aby nadążyć z materiałem w szkole. Mimo to Montesowi udało się ukończyć liceum. Następnie zapisał się na zajęcia ze spawania w miejskim college'u, na które zarabiał pracą na farmach w Kalifornii i Arizonie. Ma na koncie kradzież sklepową oraz trzykrotne prowadzenie samochodu bez prawa jazdy.

Prawnicy Montesa argumentują, że żadne z powyższych wykroczeń nie dyskwalifikuje mężczyzny ze starania się o status DACA, ani też z ochrony przysługującej osobom, które ten status otrzymały. A Manuel Montes był jedną z nich. W styczniu 2016 r. odnowił swój status na kolejne dwa lata, a tym samym otrzymał pozwolenie na pracę i ochronę przed deportacją do końca 2018 roku.

Kto mówi prawdę?

Montes relacjonował, że gdy zbliżył się do niego patrol CBP, był zupełnie zagubiony. Po wyborach prezydenckich jedni mówili mu, że zostanie deportowany, inni – że nie ma się czym przejmować. Po zatrzymaniu miał być przetransportowany do aresztu, gdzie podpisał mnóstwo dokumentów, których znaczenia nie rozumiał. Następnie służby graniczne odprowadziły go na meksykańską stronę granicy. Noc spędził u znajomego, a następnego dnia inny kolega z amerykańskiej strony granicy przywiózł mu portfel z dokumentami i świeże ubranie. Jednak gdy tego samego dnia został w Meksyku napadnięty i pobity, zdecydował, że czas wrócić do domu, czyli do USA. Udało mu się przedostać na amerykańską stronę, gdzie szybko został schwytany przez patrol imigracyjny – i powtórnie deportowany.

W tym właśnie miejscu wersje Montesa i Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego się różnią.

Po tym, jak media zainteresowały się deportacją Montesa i zwróciły się do władz z prośbą o komentarz, przedstawiciele biura CBP powiedzieli 18 kwietnia, że nie mogą komentować sprawy z uwagi na politykę ochrony prywatności. Natomiast rzecznik prasowy Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego (Department of Homeland Security, DHS), który najpierw odmawiał komentarza, powiedział dziennikowi „USA Today”, że departament nie posiada dowodu odnowienia przez Montesa statusu DACA – mimo iż adwokaci mężczyzny twierdzą, że dostarczyli służbom imigracyjnym kopię jego pozwolenia na pracę. Dzień później departament przyznał, że mężczyzna miał jednak status DACA ważny do 2018 roku.

Montes relacjonował, że gdy zbliżył się do niego patrol CBP, był zupełnie zagubiony. Po zatrzymaniu miał być przetransportowany do aresztu, gdzie podpisał mnóstwo dokumentów, których znaczenia nie rozumiał. Następnie służby graniczne odprowadziły go na meksykańską stronę granicy. Wszystko to zajęło trzy godziny"



Zdaniem DHS pierwszej deportacji 18 kwietnia w ogóle nie było, zaś druga była wynikiem tego, że Montes jako beneficjent programu DACA miał obowiązek zgłosić służbom imigracyjnym zamiar opuszczenia kraju (co miałoby oznaczać, że Montes raptownie powziął zamiar wyjazdu do Meksyku, a nastęnego dnia zmienił zdaie i postanowił wrócić do Stanów). Ponieważ tego nie uczynił i został przyłapany na próbie nielegalnego przekroczenia granicy z USA, jego status DACA został automatycznie unieważniony. Dlatego mężczyzna został deportowany 19 lutego.

Adwokaci Montesa, przebywającego obecnie w Meksyku, w złożonym pozwie sądowym żądają ujawnienia dokumentacji i szczegółów dotyczących pierwszego kontaktu Montesa z oficerem CBP, do którego doszło po wspomnianym spotkaniu z dziewczyną 18 lutego i które skończyło się deportacją. Przedstawiciele Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego mówią, że do takiego kontaktu nigdy nie doszło.

Wielkie serce prezydenta

Oficjalne stanowisko Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego, które podtrzymuje sekretarz John Kelly, głosi, że administracja nie zatrzymała i nie deportowała nikogo z ważnym statusem DACA. Dodaje jednak, że w niektórych przypadkach naruszenie warunków statusu mogło spowodować jego przepadnięcie.

Z kolei według organizacji United We Dream, zrzeszającej beneficjentów DACA i broniącej ich praw, do tej pory zatrzymanych zostało co najmniej dziesięciu Dreamersów.

Dodatkowym, ciekawym zwrotem w sprawie jest fakt, że proces Manuela Montesa o bezprawną deportację rozpatrywany będzie przez sędziego federalnego Gonzalo Curiela – tego samego, który w zeszłym roku rozpatrywał sprawę skarg na Uniwersytet Trumpa, i tego samego, którego ówczesny republikański kandydat na prezydenta posądzał o stronniczość z uwagi na fakt, że jest Meksykaninem. Sędzia Curiel urodził się w Stanach Zjednoczonych z rodziców meksykańskich imigrantów.

Od chwili objęcia prezydentury Donald Trump zdaje się konsekwentnie dotrzymywać obietnic zmierzających do wydalenia z kraju 11 milionów nieudokumentowanych imigrantów. Do najnowszych działań należy poszerzenie kryteriów zatrzymywania i deportowania imigrantów oraz projekt zatrudnienia kilku tysięcy nowych agentów. Mimo zaostrzenia polityki imigracyjnej i podpisywania coraz to nowych rozporządzeń prezydent wielokrotnie obiecywał oszczędzić grupę Dreamersów. „Mam wielkie serce. Dreamersi nie muszą się martwić” – powiedział w styczniu stacji ABC News. Oby serce prezydenta okazało się wystarczająco wielkie.

Joanna Marszałek

[email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama