Ochrona miejsc pracy i uznanie priorytetu Ameryki w polityce zatrudnienia – to cele, jakie przyświecały prezydentowi Donaldowi Trumpowi przy ogłaszaniu kolejnych inicjatyw imigracyjnych. Tym razem pod lupą Białego Domu znalazły się wizy pracownicze.
„Wysyłamy w świat ważny sygnał, że będziemy chronić naszych pracowników, naszych miejsc pracy i wreszcie postawimy Amerykę na pierwszym miejscu” – stwierdził prezydent podczas ceremonii podpisania rozporządzenia wykonawczego w fabryce narzędzi Snap-On Inc. w Kenosha w stanie Wisconsin – „W tej chwili wizy H-1B rozdawane są na zasadzie loterii. Tak być nie może”.
Szukanie rozwiązań
Rozporządzenie prezydenta Trumpa „Buy American, Hire American” jest bardzo ogólne. Formalnie nowe zarządzenie wykonawcze wzywa jedynie takie instytucje jak Departament Stanu, Prokuratura Generalna oraz Departamenty Pracy i Bezpieczeństwa Krajowego do pochylenia się nad programem przyznawania wiz pracowniczych. Zobowiązuje przy tym agencje federalne do zaproponowania takich zmian w systemie, aby wizy H-1B były wykorzystywane przez osoby rzeczywiście o najwyższych kwalifikacjach oraz najwyższych wynagrodzeniach. Po przesłaniu wszystkich opinii do sekretarza handlu Wilbura Rossa zostanie opublikowany raport zbiorczy, na co administracja ma 220 dni. Dopiero po zebraniu propozycji może powstać projekt ustawy, który zostanie wysłany do Kongresu. Tam reforma systemu wiz pracowniczych przybierze konkretną postać.
Stany Zjednoczone rozdzielają rocznie 85 tys. wiz H-1B"
Intencja Białego Domu jest jednak oczywista – program H-1B nie może stanowić dla amerykańskich pracodawców okazji do wymieniania rodzimych pracowników na tańszych, przyjeżdżających spoza USA. W podobnym kierunku idzie już projekt ustawy High-Skilled Integrity and Fairness Act of 2017 zgłoszony w Izbie Reprezentantów przez demokratkę Zoe Lofgren. Przewiduje on zlikwidowanie systemu loteryjnego i preferowanie ofert z wyższym wynagrodzeniem. Lofgren chce, aby minimalne wynagrodzenie dla beneficjenta wizy H-1B ustalić na poziomie 130 tys. dol. rocznie, zamiast obecnych 60 tys. w przypadku spółek, które nadużywają systemu wiz pracowniczych. Projekt ten ma niewielkie szanse na pokonanie legislacyjnej drogi, bo w Kongresie dominują republikanie, ale pokazuje kierunek, w jakim wydają się dążyć amerykańscy legislatorzy.
Wielka niewiadoma
Jak będzie wyglądała w praktyce reforma H-1B – do końca dziś nie wiadomo. Eksperci mówią o możliwości wprowadzenia ściślejszego systemu selekcji pracowników na podstawie kryterium wykształcenia. W takiej sytuacji osoba z doktoratem miałaby pierwszeństwo przed magistrem, a magister przed cudzoziemcem z licencjatem. Podobnie mogłoby być w przypadku wynagrodzeń, co widać w omówionym wyżej projekcie pani Lofgren. Profesjonalista, któremu proponuje się 130 tysięcy dolarów rocznie, musiałby ustąpić kandydatowi, któremu pracodawca zaproponował 150 tys. dol. rocznie.
Technologiczny opór
To zaledwie częściowe spełnienie wyborczych obietnic. W kampanii Donald Trump chciał nawet zlikwidować wizy H-1B. Już nawet takie rozwiązanie postawiło administrację w niełatwej sytuacji. Środowisko biznesowe, zwykle nieukrywające swoich prorepublikańskich sympatii, od lat narzeka na brak specjalistów na rynku pracy, domagając się zwiększenia puli H-1B i tworzenia nowych kategorii wiz pracowniczych. Firmy technologiczne argumentują, że H-1B są narzędziem pozwalającym na ściągnięcie do USA i zatrzymanie w kraju najbardziej utalentowanych pracowników. Przeciwnicy uważają z kolei, że odbywa się to kosztem rodzimych pracowników, tym bardziej że posiadaczy H-1B coraz częściej można spotkać na niższych stanowiskach związanych z informatyką, niewymagających nadzwyczajnych kwalifikacji. Robert D. Atkinson, prezes Information Technology and Innovation Foundation, ponadpartyjnej instytucji z Waszyngtonu, twierdzi, że aż 80 proc. posiadaczy wiz otrzymuje wynagrodzenia niższe niż średnie płace na piastowanych przez nich stanowiskach. O nadużywanie systemu oskarża się m.in. takie kolosy jak Disney. W Facebooku z tymczasowych wiz pracowniczych korzysta aż 15 proc. wszystkich zatrudnionych.
Drżyjcie Indie
Blady strach padł natomiast na firmy zajmujące się masowym sprowadzaniem pracowników zza granicy. Eksperci od rynku zatrudnienia wskazują, że proponowane zmiany stanowić będą dotkliwy cios dla firm, które ze sprowadzania tymczasowych pracowników uczyniły lukratywny biznes. Najczęściej chodzi tu o specjalistów komputerowych z Indii (około 70 proc. całej puli H-1B), którzy zasilają rynek zatrudnienia w USA. Bardzo często płaci im się mniej niż Amerykanom, stosując różne triki, choć przepisy wymagają, aby otrzymywali wynagrodzenia na porównywalnym poziomie.
Eksperci od rynku zatrudnienia wskazują, że proponowane zmiany stanowić będą dotkliwy cios dla firm, które ze sprowadzania tymczasowych pracowników uczyniły lukratywny biznes. Najczęściej chodzi tu o specjalistów komputerowych z Indii (około 70 proc. całej puli H-1B), którzy zasilają rynek zatrudnienia w USA"
Dziś około 40 proc. posiadaczy H-1B ściąganych jest do USA za pośrednictwem wyspecjalizowanych firm. Część z tych podmiotów już teraz ostrzega, że w przypadku wymuszenia przez reformę zbyt wysokich wynagrodzeń zacznie się proces wyprowadzania miejsc pracy z Ameryki. Takie spółki outsourcingowe jak Tata Consultancy Services i Infosys grożą, iż zaczną oferować usługi swoich specjalistów spoza USA.
Specjaliści z losowania
Wokół programu wizowego H-1B narosło wiele mitów i nieporozumień. Nie zmienia to faktu, że dla wielu osób, które nie utraciły w USA legalnego statusu, wizy pracownicze stanowiły furtkę do legalizacji swojego pobytu w Ameryce. Z H-1B skorzystała nawet obecna żona urzędującego prezydenta – Melania Trump. Swój legalny pobyt w USA właśnie wizom H-1B zawdzięcza także wielu Polaków.
Dziś Stany Zjednoczone rozdzielają rocznie 85 tys. wiz H-1B. Z tej puli 65 tys. przysługuje cudzoziemcom o wyjątkowych kwalifikacjach, a 20 tys. absolwentom studiów (co najmniej z tytułem magistra), których amerykańscy pracodawcy chcą zatrzymać w USA. Wizy rozdziela się drogą losowania, ponieważ chętnych jest dużo więcej niż miejsc. W 2016 roku do urzędu US Citizenship and Immigration Services wpłynęło 236 tys. wniosków, a w roku bieżącym – 199 tysięcy. Programu tego nie należy mylić z „normalną” loterią wizową (DV), której los jest również mocno niepewny.
Wydarzenia ostatnich dni pokazują jednak, że administracja Donalda Trumpa przyjęła bardziej zdroworozsądkowe podejście w sprawie wiz pracowniczych. Stany Zjednoczone od lat korzystają z drenażu mózgów, co pozwala utrzymywać im globalny prymat. Ale wizy H-1B nie powinny być przyznawane technologicznym pracownikom średniego szczebla, bo tych w USA jest pod dostatkiem. Reforma wiz pracowniczych ma być w zamyśle nowej administracji pierwszych etapem poważniejszych zmian w systemie imigracyjnym Stanów Zjednoczonych. I oby tak było.
Jolanta Telega
[email protected]
Dla kogo wiza H-1B?
Program wizowy H-1B pozwala obcokrajowcom posiadającym kwalifikacje w zawodach poszukiwanych na amerykańskim rynku pracy o ubieganie się o trzyletnią wizę zwaną wizą pracowniczą.
Osoba ubiegająca się o wizę pracowniczą H-1B musi posiadać m.in. długoletnie doświadczenie w wykonywaniu „profesji deficytowej” na amerykańskim rynku pracy.
Ponieważ program wizowy H-1B – obok programów dla uchodźców i programu łączenia rodzin – jest jedynym programem pozwalającym na otrzymanie prawa stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych, zainteresowanych otrzymaniem wizy pracowniczej jest o wiele więcej niż liczba corocznie wydawanych wiz tego typu. Dlatego wizy H-1B wydawane są na podstawie loterii.
W roku 2015, w pierwszym tygodniu przyjmowania podań o wydanie wizy H-1B na rok budżetowy 2016, Urząd Obywatelstwa i Usług Imigracyjnych (United States Citizenship and Immigration Services ) otrzymał 233 tysiące podań, prawie trzy razy więcej niż wynosi roczna pula wiz H-1B (85 tys.)
Wizy wydawane są na trzy lata z możliwością ich przedłużenia na kolejne trzy lata. W roku 2015, ostatnim roku, z którego pochodzą miarodajne dane urzędu imigracyjnego, najwięcej wiz pracowniczych otrzymały osoby urodzone w Indiach (70,7 proc.) Chinach ( 9,6 proc.) i w Kanadzie (1,3 proc.). W roku budżetowym 2015, 66 proc. osób, które wylosowały wizy H-1B, miało oferty zatrudnienia w amerykańskim przemyśle komputerowym.
Program wizowy H-1B jest krytykowany nie tylko przez Donalda Trumpa, ale także przez związki zawodowe w takich dziedzinach jak informatyka czy opieka medyczna oraz przez organizacje antyimigracyjne.
Rozporządzenie wykonawcze Trumpa nie przewiduje całkowitej likwidacji programu wiz pracowniczych, ale zapewnienie, że wizy takie otrzymają zgodnie z intencjami tego programu najlepiej wykształceni, najwyżej opłacani specjaliści w poszukiwanych na amerykańskim rynku pracy specjalnościach.