W związku z prezydenckim dekretem zakazującym wjazdu obywatelom siedmiu krajów zamieszkałych głównie przez muzułmanów, na chicagowskim lotnisku O’Hare protestowały w weekend setki osób. Wśród demonstrantów byli lokalni aktywiści i politycy.
Na mocy podpisanego w piątek dekretu prezydenta Trumpa, w sobotę na O’Hare zatrzymano 18 osób pochodzących z krajów objętych dekretem. W ciągu weekendu liczba zatrzymanych przekroczyła 50 osób.
Zatrzymania wywołały protesty; setki osób demonstrowały na lotnisku przeciwko antyimigracyjnej polityce nowego gospodarza Białego Domu. Protestowali m.in. przedstawiciele organizacji imigranckich i broniących praw człowieka oraz lokalni politycy, wśród nich burmistrz Chicago Rahm Emanuel. W tłumie demonstrantów znaleźli się chicagowscy prawnicy, oferujący pomoc prawną zatrzymanym i ich rodzinom.
28 stycznia wieczorem sędzia federalny wydała orzeczenie zabraniające deportacji osób objętych prezydenckim dekretem. Zdaniem sędzi wydalenie z kraju na podstawie dekretu jest łamaniem praw zatrzymanych podróżnych. Po opublikowaniu tego orzeczenia osoby zatrzymane na lotnisku O’Hare zostały zwolnione. 29 stycznia prokuratorzy generalni 16 stanów i Dystryktu Columbia zapowiedzieli zaskarżenie prezydenckiej decyzji do sądów.
W poniedziałek, 30 stycznia na O’Hare było już spokojniej, ale wciąż przebywali tam adwokaci specjalizujący się w prawie imigracyjnym, którzy za darmo oferowali pomoc osobom nie wpuszczonym na teren USA.
Antyimigracyjny dekret Trumpa spotkał się z falą krytyki polityków, organizacji społecznych, mediów i organizacji religijnych. Kardynał Blase Cupich nazwał wprowadzenie dekretu „ciemnym momentem amerykańskiej historii”. – Cały świat patrzy, jak odwracamy się od naszych amerykańskich wartości” – powiedział kardynał.
(gd)
Protest na Terminalu 5 na lotnisku O’Hare, fot.Jacek Boczarski
Alicja Otap
