Po lepsze życie. Pierwszy rok w Chicago: święta. Odcinek 7
- 12/25/2016 04:33 PM
Agnieszka i Rafał z córką Wiktorią i synem Patrykiem 8 czerwca przylecieli do Chicago. Przez pierwszy rok towarzyszymy w ich amerykańskiej przygodzie, której początki dobrze pamięta każdy, kto uwierzył w mit o Ameryce.
Wigilię prawdopodobnie spędzą z sąsiadami, tradycyjnie, po polsku. Choinkę postawili już po amerykańsku – trzy tygodnie przed świętami. Zawiesili bombki i światełka. Święta. Trochę smutne, bo pierwsze tak daleko od najbliższych.
– Smutno jest. Nie dlatego, że nie jesteśmy w Polsce, ale dlatego, że nie jesteśmy z rodziną. W sumie to nawet cieszymy się, że te święta wypadają w weekend, że nie będą jakoś szczególnie zauważalne, szybko miną i będzie można pójść do pracy – mówi Rafał, który na święta życzy sobie tylko zdrowia. – To mi wystarczy. Po pół roku w Ameryce wiemy już na pewno, że żyje się tu łatwiej niż w Polsce. A w Ameryce jak masz zdrowie i trochę chęci, to dasz sobie radę. A ja mam o wiele więcej, bo na dodatek miłość i wsparcie rodziny.
Rafał bardzo lubi Boże Narodzenie, ale przyznaje, że przez tę gonitwę i natłok obowiązków coraz mniej je czuje. W Polsce brał urlop, żeby spokojnie świętować, ale życie zawsze te plany weryfikowało. – Tu jakaś niedokończona robota, tu coś do załatwienia i ani się człowiek obejrzał było po urlopie i po świętach. Tutaj jest to samo, choć z urlopem w tym roku troszkę ciężej.
Agnieszka życzy sobie siły ducha, takiej wewnętrznej, żeby nie brakło im zapału do działania. – Ale tego nie brakuje. Ja się coraz lepiej tutaj czuję. Jedyny problem to odległość, jaka dzieli nas od rodziny w Polsce. Życzę sobie, żebyśmy pojechali w najbliższe wakacje do Polski. Ale nie planujemy tego jeszcze, bo wiadomo, że życie pisze swoje scenariusze, a z planów często niewiele wychodzi.
Dwa stopnie Fahrenheita
Póki co trzeba przetrzymać zimę, pierwszą dla Agnieszki i Rafała w Chicago.
– Zima tutaj jest brutalna, utrzymanie dróg średnio nie najlepsze, opon zimowych się nie używa, tylko całoroczne. Ostatnio podczas śnieżycy wracałem autostradą do domu, chevrolet jadący koło mnie nagle zaczął jechać bokiem. Całe szczęście poleciał w prawo, a ja byłem po lewej, niewiele brakowało. Druga sprawa to te mrozy! Całe szczęście, że istnieje skala Fahrenheita, to prawdziwy fenomen. Wstajesz, patrzysz – dwa stopnie. Jest dobrze! Super, myślisz sobie, przyzwyczajony do Celsjusza, ciepło jak na zimę. Wychodzisz z domu, bierzesz wdech i cię zatyka – śmieje się Rafał.
– Jesień była rewelacyjna od września do listopada, poza kilkoma brzydkimi dniami wymarzona pogoda, ale widzimy, że poza tym jest ekstremalnie. Z ukropu w lecie do zamrażarki zimą. Coś mi się zdaje, że jak będziemy gotowi kupić dom, pomyślimy raczej o jakimś południowym stanie – Florydzie albo Północnej Karolinie. Szczególnie Rafał jest ciepłolubny, a niezorientowani na pogodę wylądowaliśmy w takich amerykańskich Suwałkach – dodaje Agnieszka.
No way!
Agnieszka we wtorek przed świętami rozpoczęła pracę. Zadzwoniła pod numer z ogłoszenia i znalazła pracę jako pomoc przedszkolna. – Po rozmowie z szefem przedszkola poszłam na dzień próbny i poszło bardzo dobrze. Będę pracować z najmłodszymi dziećmi, a Patryk będzie w starszej grupie. Bardzo się cieszę, że będę pracować. Odkąd Wiktoria poszła do szkoły, Patryk w domu bardzo się nudzi, nawet nie chce sam się bawić. A tak, będzie w otoczeniu innych dzieci. Cieszę się też, że wyrwę się z domu, bez tego nie da się obyć z językiem i z ludźmi.
Od nowego roku Agnieszka i Rafał planują zacząć uczyć się angielskiego. Rafał pracuje w śródmieściu, jest otoczony językiem i robi postępy, ale i tak oboje chcą od przyszłego semestru zapisać się na angielski do pobliskiego college’u. Oglądają filmy po angielsku, na razie wspomagają się napisami, ale szybko oswajają się z językiem. Choć nie tak szybko jak Wiktoria i Patryk. Dzieci angielski łapią w lot. – Ostatnio zawołałem Patrysia i mówię do niego po angielsku „come here”. A on na to „no”, to powtarzam „come here”, a ten mi odpowiada „no way!” – mówi Rafał.
Patryk mówi coraz więcej, angielskiego i polskiego uczy się jednocześnie. „Jaką bajkę chcesz obejrzeć?” – pyta Rafał. „Człowiek baniok” – odpowiada Ptyś, który uwielbia Spidermana.
Po świętach albo na wiosnę do Chicago miał przylecieć ojciec Rafała, ale nie dostał wizy. – Nie dostał, bo w konsulacie w kwestionariusz wpisał prawdę, że chce przyjechać na cztery miesiące i że jest z zawodu stolarzem. Wydaje mi się, że to zaważyło na decyzji konsula. Konsulowi to nie pasowało i uznał, że ojciec chce polecieć do USA do pracy. Wychodzi na to, że w oświadczeniach należy kłamać, bo i tak konsulat tych informacji nie weryfikuje. Gdyby wpisał, jak jego sąsiad, że jest nauczycielem i do Ameryki leci na miesiąc, wizę najpewniej by dostał. Tata twierdzi jednak, że do trzech razy sztuka i wnuki w Stanach zobaczyć musi! Będzie próbował starać się o wizę ponownie. Bardzo chce przylecieć, od pół roku zbiera pieniądze, fascynuje go Ameryka. Jak dowiedziałem się, że odmówili mu wizy, wkurzyłem się. To skandal. Szkoda, że Polacy w ogóle muszą mieć wizy do USA. Czy naprawdę jesteśmy aż takimi kombinatorami, że tak się nas w USA boją? Cała UE wiz nie ma! A Polska jak zwykle wyjątek od reguły – złości się Rafał.
Dziękujemy, że jesteście
– Z okazji świąt Bożego Narodzenia chcemy złożyć życzenia i podziękować wszystkim, którzy pomagali nam w pierwszych miesiącach naszego pobytu w Ameryce. Przede wszystkim Jerry'emu, u którego zamieszkaliśmy od razu po przylocie z Polski. Gdyby nie on, pewnie po dwóch tygodniach wrócilibyśmy do Polski, dokładnie jak pewna para, która też wylosowała zielone karty, wylądowała na O’Hare, wynajęła samochód i zamieszkała w hotelu, zastanawiając się co dalej. Przyznaję, że też mieliśmy podobny pomysł. Jerry na początku niesamowicie nam pomógł. Jesteśmy mu naprawdę bardzo wdzięczni. Ale nie tylko jemu. Marcinowi z Elk Grove Village, który wspomaga nas dobrymi radami, pomógł nam załatwić choćby ubezpieczenie zdrowotne oraz kilka mebli. Oczywiście Tomkowi, który wynajął nam mieszkanie bez sprawdzania naszej historii kredytowej i informacji o zatrudnieniu. Mieszkanie jest świetne, a Tomek to rewelacyjny gospodarz i dobry człowiek. Romek i Anka – ludzie, którzy są zawsze, kiedy ich potrzebujemy. Wystarczy jeden telefon, zawsze znajdą dla nas czas, w dodatku zupełnie bezinteresownie. Kolejna osoba to Wiesiek z Mount Prospect – zawsze można na nim polegać. Nasi sąsiedzi z osiedla – to także wspaniali ludzie. Dziękujemy Wam wszystkim serdecznie. I wszystkim życzymy Spokojnych, Zdrowych oraz Wesołych Świąt!
Wysłuchał Grzegorz Dziedzic
[email protected]
Reklama