Ciągle nie wiadomo, czy faktycznie u mężczyzn występuje większe ryzyko chorób serca niż u kobiet. Jako pewnik uznaje się natomiast, że nadmierne martwienie się o to, że można zapaść na chorobę serca, u mężczyzn zwiększa prawdopodobieństwo jej wystąpienia.
Najnowsze badanie przeprowadzone na University of Bergen w Norwegii sugeruje, że skutek uboczny stresu psychicznego może być znaczący dla tej płci: u mężczyzn zanotowano wzrost problemów układu krążenia o 78 proc., podczas gdy u kobiet wyniósł on 58 procent. Badacze zgromadzili dane na temat lęku i stylu życia od siedmiu tysięcy osób (zrobili to na podstawie ankiety na temat zdrowia, stylu życia i wykształcenia). Następnie, w ciągu kolejnych 12 lat, śledzili uczestników przy pomocy krajowego rejestru chorób układu krążenia. Odkryli, że ci, u których obawy i lęki były najwyższe (u 6,1 proc.) doznali zawału serca lub rozwinęła się u nich dusznica bolesna (angina pectoris). To dwa razy większa liczba od zaobserwowanej w grupie uczestników, którzy nie martwili się o swoje zdrowie.
Wpływ stresu utrzymywał się na takim poziomie nawet wtedy, gdy badacze wzięli poprawkę na inne czynniki wywołujące choroby serca, takie jak: palenie papierosów, brak ruchu, historia rodzinna i konsumpcja alkoholu. Stwierdzono ostatecznie, że stres jest niezależnym wyznacznikiem rozwoju chorób serca. Nadzorujący badanie Line Iden Berge powiedział, że odkrycie sugeruje również, że „charakterystyczne zachowanie wśród osób zamartwiających się o swoje zdrowie – w tym monitorowanie i częste sprawdzanie symptomów – nie pomaga obniżyć ryzyka rozwoju wieńcówki”.
Dorota Feluś
Dziennikarka. W Stanach Zjednoczonych od ponad 20 lat. Rodowita krakowianka. Studiowała elektronikę na AGH. Publikowała m.in. w „Gazecie Krakowskiej”, „Tempie”, „Kobiecie i Stylu: magazynie kobiet myślących”, „A'propos”, „Chicago Forum”. Współautorka „Bożego dopingu”. Pasje: drugi człowiek, medycyna holistyczna, tenis ziemny, podróże.
Reklama