Szary, przyjemny, ciepły poranek. Jestem w drodze na lotnisko. Wyjeżdżam do Myrtle Beach w Karolinie Południowej. To zwykły dwugodzinny lot i czeka mnie weekend pełen spotkań z kolegami po fachu, których widzę co roku o tej porze na sympozjum psychologów ze szkoły Alfreda Adlera. Już cieszę się z uczty intelektualnej, która mnie czeka. Coś jednak zakłóca radość, to wkradający się lęk. Z początku nieokreślony, skupiam się na nim, próbuję analizować. Czego się boję? Słyszałam wczoraj w wiadomościach o rozruchach w Karolinie Północnej, wcześniej był też atak terrorystyczny w Nowym Jorku i wybuch bomby na lotnisku w Brukseli. Zastanawiam się, czy dziś mogłoby się coś takiego stać, czy lotnisko będzie bezpieczne. A sam lot? Nie mam żadnej kontroli nad maszyną, nie mogę nawet wstać i wyjść, jestem na łasce losu.
Tylko nie myśleć o tym więcej, nie dać się sparaliżować wszechogarniającej panice. Nie mam wyjścia. Lecę do Myrtle Beach. Na pokładzie samolotu spostrzegam, że inni też się boją. Młody mężczyzna obok mnie taksuje wzrokiem otoczenie, tak jakby chciał wyczytać w twarzach innych ludzi, czy są bezpieczni, czy nie ukrywają złych zamiarów, sprawdza wyjścia awaryjne i obserwuje stewardów, czy są warci zaufania.
Jaki wpływ na społeczeństwo ma terror? Terror rodzi strach, niepokój, niepewność. Terror może zawładnąć umysłami. Tylko że to wszystko zależy od nas samych. Mimo lęku możemy kontrolować, jak bardzo chcemy się bać.
Jestem w samolocie i robię eksperyment. Pozwalam sobie podążać za katastroficznymi myślami. Samolot przygotowuje się do startu. Silniki wyją, ciśnienie rośnie, potężna siła pcha nas w górę. Nie mam kontroli, nie mam kontroli, co się stanie jak spadniemy w dół? Może pilot zasłabnie, może silnik nie wytrzyma, a co będzie, kiedy w górze złapią nas turbulencje i wszystko wymknie się spod kontroli? Nie mogę uwierzyć, że obrazy, które mam przed oczami stają się coraz bardziej koszmarne. Wyobrażam sobie silne turbulencje, brak tlenu, panikę ludzi, krzyk, ciśnienie wyrzuca nas z siedzeń. Wyobraźnia pracuje. Rozglądam się wokół. Nic. Cisza. Ludzie siedzą, stewardessa roznosi napoje, młody mężczyzna obok zasnął. Jestem kłębkiem nerwów. I po co ja to sobie robię?
A teraz inny scenariusz. Lecę do Myrtle Beach. Słyszałam w wiadomościach te okropieństwa. Rodzi się niepokój, bo kojarzę je z potencjalnym niebezpieczeństwem lotu. Nie, nie idę dalej tym torem. Nie pozwalam sobie na żadne negatywne myśli. Przede mną weekend pełen atrakcji. Spotkam się tam z kolegami po fachu, poznam nowe rzeczy, odpocznę. Przede mną kilka słonecznych, plażowych dni. Dostrzegam uśmiechnięte twarze stewardess, nawiązuję rozmowę z panią obok, oddycham spokojnie i czuję narastająca radość, że umiem się cieszyć z tego lotu.
Jak rodzi się fobia?
Lęk powstaje z połączenia przykrego zazwyczaj doświadczenia i indywidualnej interpretacji tego doświadczenia. W wyniku tej mieszanki powstaje niepokój, który jest potęgowany przez analizowanie i samoistne wyolbrzymianie źródła niepokoju. Do tego dodajemy coraz czarniejsze scenariusze podsuwane przez wyobraźnię… i katastrofa gotowa! Na przykład, gdy skojarzymy zasłyszane wcześniej katastroficzne wiadomości i włączymy je do obecnej sytuacji – w moim przypadku – lotu do Myrtle Beach, do tego dołożymy wyobraźnię, wówczas mamy lęk w czystej postaci. Z czasem może się on przerodzić w fobię. A naturalnym zachowaniem wobec fobii jest unikanie jej źródła.
Zaczniemy więc unikać dalekich wyjazdów, by nie musieć korzystać z transportu lotniczego. I podróż lotnicza staje się dla nas coraz bardziej odległa, nieosiągalna i straszna. Cierpimy z tego powodu, ale nie robimy nic, by się przełamać. I omija nas coś w życiu – nie doświadczamy słońca na przykład w Myrtle Beach.
Jak przełamać fobię?
Fobię, podobnie jak lęk, można przezwyciężyć przez doświadczenie. Lęk nie tylko nas paraliżuje, ale z pozytywnej strony – dodaje sił do walki. Nie chcemy się podporządkować czemuś, co często jest wyimaginowane. Bo kto powiedział, że każdy lot musi zakończyć się tragicznie? To nawet nie brzmi racjonalnie. Kupujemy więc bilet lotniczy do Myrtle Beach. Jedziemy na lotnisko i… kontrolujemy negatywne i katastroficzne myśli. Nie pozwalamy sobie na ich samowolę. Nad tym mamy pełną kontrolę i musimy to zrozumieć. Za dwie godziny zobaczę ocean w Myrtle Beach. To wynagrodzi trud podróży.
Katarzyna Pilewicz, LCPC, CADC
psycholog i psychoterapeutka licencjowana w stanie Illinois. Ukończyła Adler University w Chicago w dziedzinie psychologii klinicznej. Obecnie prowadzi badania doktoranckie w Walden University na temat wpływu psychologii pozytywnej na poprawe stanu psychiki człowieka. Członek American Psychological Association i PSI CHI. W swojej praktyce opiera się na holistycznym poglądzie o wzajemnym wpływie umysłu, ciała, i środowiska. W swojej klinice w Deerfield zajmuje się leczeniem młodzieży i dorosłych z problemami psychologicznymi pomagając w powrocie do wyższej jakości życia.
Reklama