Naciski, by polski raport ws. katastrofy smoleńskiej był taki sam jak rosyjski; awaria części systemów Tu-154M przed uderzeniem w ziemię i manipulacje przy "czarnych skrzynkach" - to główne ustalenia podkomisji MON, która bada tę katastrofę.
Według podkomisji, w kokpicie Tu-154M nie zidentyfikowano głosu dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika.
W czwartek odbyło się pierwsze spotkanie z mediami podkomisji MON, powołanej w lutym przez ministra obrony Antoniego Macierewicza do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Uczestniczył w niej szef resortu obrony, członkowie podkomisji, eksperci; przysłuchiwała się grupa bliskich ofiar. Podczas konferencji zaprezentowano m.in. nagrania w wypowiedziami ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera, który przewodniczył polskiej komisji badającej katastrofę.
"Albo zadbamy o spójność raportów polskiego i rosyjskiego dot. katastrofy smoleńskiej, o jednolity przekaz, który nie sprzyja budowaniu mitów, albo sami sobie ukręcimy bicz" - mówi w nagraniu Miller do członków komisji. "Jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie cała teoria spiskowa" - dodał.
"Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi (...) i jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria spiskowa zbudowana w społeczeństwie, że albo ten ukrył, albo tamten ukrył, ale na pewno prawda jest gdzieś jeszcze indziej" - dodawał Miller. "W związku z tym ja też oczekiwałbym, że nasze działanie będzie o tyle niestandardowe, że musi uwzględniać wymogi postępowania przy wypadku cywilnym. I wewnętrzne nasze ustalenia metodologiczne oraz dokumentów kończących muszą być zweryfikowane z punktu widzenia tej okoliczności, co do tego jestem przekonany" - mówił dalej.
"Państwo zdają sobie sprawę, że to nie jest wyłącznie dla ministrów, dla generałów, dla komisji przy ministrze. To będzie potężna dyskusja publiczna z różnymi dla nas nieprzyjemnymi sugestiami. Zaczynamy dotykać istoty problemu. Ja zacząłem od tego, czy wam nie przeszkadza, że zgodziliśmy się, że wypadek miał charakter wypadku cywilnego. I to jest konsekwencja tego przyjęcia. I jeśli ten raport będzie według norm wojskowych i nie będzie przystawał do raportu (...), to będzie właśnie ten dysonans, o którym wspomniałem" - powiedział ówczesny szef MSWiA.
"Ostateczna decyzja należy do premiera; to premier zastrzegł sobie prawo osobistego nadzoru, może to nie jest dobre słowo, ale bieżącego przypatrywania się naszym poczynaniom. A jeśli chodzi o skład osobowy, zastrzegł sobie obowiązek obu ministrów, czyli ministra obrony i ministra spraw wewnętrznych, uzgadniania (...) wszelkich decyzji personalnych ze sobą" - mówił Miller
Szef podkomisji Wacław Berczyński ocenił, że te informacje są szokujące. "Wymowa tych materiałów, kiedy minister rządu polskiego, na polecenie polskiego premiera, instruuje komisję jak ma przebiegać badanie wypadku lotniczego - dla mnie jest to szokujące" - powiedział.
Wiceszef podkomisji prof. Kazimierz Nowaczyk oświadczył, że głos Błasika "nie został zidentyfikowany - po pierwsze przez żadną z trzech osób dobrze go znających, po drugie przez żadną z dotychczasowych specjalistycznych ekspertyz laboratoryjnych dokonującą wskazania mówców; są to Centralne Laboratorium Kryminalistyki KGP, Instytut Sehna, prof. Grażynę Demenko". Nowaczyk dodał, że ani "komisja Millera, ani zespół biegłych prokuratury, nie podały żadnych wyników badań mogących być podstawą identyfikacji generała Błasika".
Informacja o tym, że Błasik przebywał w kokpicie pojawiła się m.in. w opublikowanym w styczniu 2011 r. raporcie MAK. Także raport polskiej komisji mówił o jego obecności w kokpicie; ok. dwie minuty przed katastrofą miał on podawać w kokpicie wysokość, na jakiej miała znajdować się maszyna. W znanej od kwietnia 2015 r. ekspertyzie dla prokuratury prof. Demenko napisała, że "nie można wykluczyć, iż niezidentyfikowany głos wypowiadający pod koniec lotu frazę +sto metrów+ (czy też frazę +dwieście trzydzieści metrów+) mógł należeć do gen. Andrzeja Błasika lub innej osoby o podobnym głosie".
Z polskiej "czarnej skrzynki" wycięte zostały ok. 3 sekundy, z rosyjskiej ok. 5 sekund - poinformował też Nowaczyk. Podkreślił, że cała tragedia i rozpad samolotu rozpoczął się na dystansie ok. 900 metrów. "Pierwszym wyznacznikiem tego jest działka Bodina, później TAWS-38, ukryty w obu raportach i MAK-u i zespołu polskiego oraz punkt ostatni, tj. zapis komputera pokładowego FMS w momencie jego zamrożenia: 15 metrów nad gruntem" - powiedział.
Dodał, że podkomisja znalazła plik źródłowy z rejestratora, dzięki czemu udało się odszyfrować dodatkowe, brakujące 5 sekund z zapisu. "Jesteśmy w trakcie analizy, która jest bardzo żmudna, ale już znaleźliśmy sygnał niesprawności pierwszego silnika, niesprawność pierwszego generatora, niesprawność obu wysokościomierzy radiowych" - zaznaczył. "To wszystko się dzieje pomiędzy (zapisanym w pamięci rejestratora punktem) TAWS-38 a miejscem zamrożenia pamięci FMS, w powietrzu, 15 metrów nad gruntem" - mówił.
W prezentacji podkomisji podkreślono też, że "wiele szczątków samolotu przed upadkiem na ziemię było spalonych lub okopconych".
W pokazywanych prezentacjach podkomisja przekonywała, że początkowo badanie katastrofy zdominowała strona rosyjska, a członkowie polskiej komisji przez pewien czas nie mieli nawet przepustek do miejsca katastrofy, ani dostępu do "czarnej skrzynki".
Powołanie komisji mającej ponownie zbadać tragedię smoleńską było obowiązkiem MON; powody tej decyzji były oczywiste i wynikały z niesolidności działań podejmowanych przez komisję powołaną przez Federację Rosyjską, jak i trzy kolejne komisje i zespoły powoływane przez polskie władze, którymi kierował premier Donald Tusk, w tym komisję Jerzego Millera - mówił szef MON Antoni Macierewicz. "Proszę nie spodziewać się, że komisja przedstawi winnych, bo to nie jest zadaniem tej komisji" - dodał. Jak mówił, komisja "raz jeszcze dokona oceny przebiegu wydarzeń, materiału dowodowego i sformułuje stanowisko tak, aby uniknąć na przyszłość przede wszystkim takich katastrof".
"Jako minister obrony narodowej postanowiłem przekazać całą dokumentację, jaka znajduje się w dostępnych archiwach ministerstwa - łącznie z dokumentacją Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która zajmowała się poprzednio tym wydarzeniem - nowo powołanej komisji" - powiedział Macierewicz.
Szef podkomisji podkreślił, że jej zadaniem jest wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej. "Nie przyjmujemy żadnych wstępnych hipotez, ani żadnych założeń, nie wiemy co się stało. Po to nas powołano, żebyśmy wyjaśnili co się stało, bez żadnych wstępnych założeń" – mówił. Dodał, że powołano cztery zespoły robocze: konstrukcyjny, lotniczy, medyczny i prawny oraz ich koordynatorów.
"Katalogując dane, staramy się również ocenić ich prawdziwość, dlatego że wiele danych otrzymaliśmy np. ze źródeł rosyjskich czy zagranicznych i musimy sobie zadać pytanie, czy nie były manipulowane" - powiedział Berczyński. "Znaleźliśmy już dowody, że były manipulowane niektóre dane" - dodał. Podkomisja przygotowuje się do wykonania badań w tunelu aerodynamicznym i wykonała już analizę głosową wypadku. Ponadto podkomisja czeka obecnie na dane medyczne. Wysłuchała już ona kilkunastu świadków i przewiduje dalsze wysłuchania.
Ekspert podkomisji Frank Taylor mówił, że nieprawidłowości przy zabezpieczeniu miejsca katastrofy i braki w identyfikacji niektórych jej ofiar, to główne powody wznowienia prac nad wyjaśnieniem tragedii. Dodał, że z analizy zdjęć satelitarnych wynikało, iż elementy wraku były przesuwane. "Cieniem na postępowanie rzucają się też braki w identyfikacji niektórych ofiar katastrofy smoleńskiej" - powiedział.
Dziennikarze nie mieli możliwości zadawania pytań podczas konferencji.(PAP)
Reklama