Wielu polskich imigrantów w Chicago szukając pracy korzysta z ofert zatrudnienia drukowanych przez polonijną prasę. Znakomita większość ogłoszeń − co potwierdzają statystyki Prokuratury Generalnej Illinois − pochodzi od pracodawców, którzy rzeczywiście potrzebują siły roboczej i nikogo nie chcą ani oszukać, ani wykorzystać. Niestety od czasu do czasu pokazują się w mediach oferty, które są obliczone na wykorzystanie i łatwowierność.
Józek nabił mnie w butelkę...
Zbigniew B. znalazł się w trudnej sytuacji życiowej, gdy stracił etat w fabryce i nie mógł znaleźć następnego zajęcia. Jego uwagę przykuło ogłoszenie w polonijnej prasie. „Praca przy remoncie domu, dobre stawki”. Nie zawierało żadnych dodatkowych informacji tylko numer telefonu i wskazówkę „prosić Józka”. Zadzwonił. Józek proponował dobrą stawkę, na początek - 15 dolarów na godzinę i podwyżkę, jeśli pracownik okaże się wydajny. Zbigniew miał pilne wydatki i rachunki do zapłacenia, więc zdecydował się podjąć pracę u Józka. − Po pierwszym tygodniu Józek nie wypłacił mi moich pieniędzy. Przepraszał i tłumaczył, że jest tylko podwykonawcą i jeszcze nie zapłacił mu główny wykonawca. Prosił, bym uzbroił się w cierpliwość, a wszystko będę miał wkrótce wypłacone. Minął drugi tydzień, a Józek ciągle mnie zwodził. Dopiero po trzecim tygodniu, gdy wypłaty wciąż nie było, zrezygnowałem. Zrozumiałem, że Józek nabił mnie w butelkę. Chciałem jednak odzyskać moje zarobki. Kolega mi poradził, żebym złożył skargę w Stanowym Departamencie Pracy, a wtedy okazało się, że nie znam przecież nazwiska Józka, ani nazwy jego firmy, ani przedsiębiorstwa, w którym był podwykonawcą. Numer telefonu, pod który do niego zawsze dzwoniłem, przestał działać. Na dodatek, nie bardzo orientowałem się, gdzie remontowaliśmy dom, ponieważ zawsze jechałem z Józkiem jego furgonetką gdzieś daleko za miasto.
Mądry Polak po szkodzie
− Proszę nie podawać w gazecie mojego nazwiska, ponieważ wstydzę się, że choć tyle lat mieszkam w Ameryce tak dałem się nabrać − ubolewa Zbigniew B.
Opowiada nam tę historię, bo ma nadzieję, że posłuży ona jako ostrzeżenie dla innych. − Mądry Polak po szkodzie. Niestety za późno powiedziano mi, jakie popełniłem błędy, że muszę wiedzieć, dla kogo pracuję, znać nazwisko, nazwę firmy, zapisać adres miejsca, daty i liczbę przepracowanych godzin i co konkretnie robiliśmy. Gdy mamy te wszystkie informacje możemy dochodzić swoich praw. A tak, to mogę się tylko poużalać na jakiegoś Józka − dodaje nasz rozmówca.
Znając nazwę firmy i nazwisko jej właściciela możemy je zweryfikować dzwoniąc do prokuratury i prosząc o sprawdzenie, czy na pracodawcę wniesiono już wcześniej skargi. Taką informację możemy uzyskać w języku polskim! Podobnej wiedzy może dostarczyć Better Business Bureau (BBB), a w biurze sekretarza stanowego (Illinois Secretary of State) możemy dowiedzieć się, czy firma jest w ogóle zarejestrowana w Illinois. Wówczas, wyposażeni w taka wiedzę, możemy dochodzić swych praw − upomnieć się o zaległe wynagrodzenie, świadczenia i bezpieczne warunki pracy.
Żerowanie na łatwowiernych i naiwnych
Nasza gazeta pisała wielokrotnie o bardzo pomysłowych oszustach, specjalizujących się w wyłudzaniu pieniędzy od osób poszukujących pracy. Naciągacze żerują na łatwowiernych i naiwnych. Potrafili np. przekonać naszą rodaczkę, że może mieć atrakcyjną pracę przy sprzątaniu – ze stawką 15 dol. na godz. – jeśli zapłaci 380 dol. za polisę ubezpieczeniową, która chroni przed odpowiedzialnością prawną za ewentualne zniszczenia w domu klienta. Kobieta wysłała pieniądze transferem telegraficznym przez firmę Western Union. Tymczasem po pracodawcy i wysłanych pieniądzach – ślad zaginął. Inna Polka zapłaciła kilkaset dolarów za identyfikator pracowniczy, a pewien mężczyzna za sprawdzenie kartoteki kryminalnej, bo tego podobno wymagała zatrudniająca do pracy firma sprzątająca. Tacy oszuści albo podszywają się pod istniejące, uczciwe działające firmy albo posługują się fikcyjnymi nazwami. Jeśli wątpimy, czy oferta pracy pochodzi od reprezentanta firmy, kontaktujemy się z nią bezpośrednio i podajemy nazwisko osoby, która chce nas zatrudnić. Jeśli mamy podejrzenia, że firma może być fikcyjna, dzwonimy do prokuratury, prosząc o sprawdzenie nazwy, sprawdzamy nazwę przez internetową wyszukiwarkę, weryfikujemy w BBB i w biurze sekretarza stanowego.
Gazety nie ponoszą odpowiedzialności
Wśród osób szukających pracy z ogłoszenia nierzadko panuje przekonanie, że treść ofert została już zweryfikowana przez media (gazetę, radio, telewizję czy witrynę internetową), w których zostały zamieszczone. Tymczasem media nie tylko nie mają obowiązku sprawdzania wiarygodności treści ogłoszeń handlowych, ale wręcz nie pozwalają na to obowiązujące przepisy, które nie pozwalają ingerować w treść ogłoszeń handlowych.
Prawo zabrania też mediom odmowy publikacji ogłoszeń płatnych. Jeśli nie ma w nich oczywistych oszukańczych, wulgarnych i rasistowskich treści, muszą zostać wydrukowane i wyemitowane, w przeciwnym razie mediom grożą kary. Dopiero gdy poszkodowany poskarży się do władz, że padł ofiarą oszustwa, publikatory mogą uzyskać podstawy prawne, by nie przyjąć ogłoszenia lub je wstrzymać.
Gdy oszustwo wyjdzie na jaw
Przed tygodniem w naszej gazecie pisaliśmy o historii Stefana Barabasza, który kilka lat temu z ogłoszenia znalazł pracę przy sprzątaniu biurowców i do tej pory nie może wyegzekwować od pracodawcy zarobionych przez siebie pieniędzy, choć Stanowy Departament Pracy rozstrzygnął sprawę na jego korzyść, a skarga została wniesiona do Prokuratury Generalnej Illinois. Okazało się, że nieuczciwy pracodawca, który wystawił Barabaszowi gumowe czeki w lipcu tego roku wciąż się ogłaszał w „Monitorze”. Po tym, jak zgłosiliśmy redakcji „Monitora” zastrzeżenia naszego czytelnika, redaktor naczelny tygodnika Jacek Zaworski powiedział nam, że ogłoszenie przestało się ukazywać. Poproszony o komentarz w tej sprawie, powiedział, że nie ma nic do dodania. − W chwili, kiedy dowiedzieliśmy się, że była skarga na pracodawcę, zdjęliśmy ogłoszenie. Tylko tyle mogę powiedzieć na ten temat − skomentował Jacek Zaworski.
„Monitor” nie jest jednak odosobnionym przypadkiem. Z tego rodzaju dylematami zmaga się także czasem „Dziennik Związkowy”, który ma największą w mieście sekcję ogłoszeniową. Jak zapewnia dyrektor generalna gazety Magdalena Pantelis przypadki nieuczciwych klientów są na szczęście sporadyczne. − Chociaż nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czy każde zamieszczane ogłoszenie jest stuprocentowo prawdziwe i nie ponosimy odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam, to jednak dokładamy wszelkich starań, aby nasi czytelnicy nie padali ofiarami naciągaczy. Nasza gazeta zawsze współpracuje z organami ścigania − zarówno w Chicago jak i na przedmieściach − w sytuacjach, kiedy zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa. Wielokrotnie nagłaśnialiśmy przypadki oszustów i dokładając jednocześnie starań, by nasi klienci i czytelnicy byli świadomi swoich praw i obowiązków.
Zbyt piękne, by było prawdziwe
Powołując się na doświadczenia i wiedzę uzyskaną zarówno od organów ścigania, jak i organizacji broniących praw ofiar przestępstw dyrektor Pantelis wyjaśnia, że gdy odpowiadamy na ogłoszenie w jakiejkolwiek gazecie czy internecie, warto kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. − Szukając pracy znamy zazwyczaj rynek i wiemy na jakie wynagrodzenie czy warunki pracy możemy liczyć. Jeżeli w większości ofert pracy standardowa pensja nie przekracza np. 50 tys. dolarów rocznie, a natkniemy się na ogłoszenie, w którym stawka ta wynosi 100 tys. plus firmowy samochód, to zdrowy rozsądek powinien wziąć górę na euforią. Nie należy również z góry wpłacać zaliczek za identyfikatory, pozwolenia, etc., których przed oficjalnym zatrudnieniem nas może domagać się potencjalny pracodawca, zwłaszcza jeżeli pieniądze chce otrzymać przelewem na konto lub gotówką. Warto wreszcie spędzić trochę czasu w sieci, sprawdzić czy podawany numer telefonu nie znajduje się już na stronach alarmujących o oszustwach, oraz upewnić się, że firma oferująca nam pracę rzeczywiście istnieje − radzi Pantelis.
Z okazji Święta Pracy wszystkim pracownikom życzymy uczciwych pracodawców, zaś pracodawcom – oddanych, zaangażowanych pracowników. Idealny świat? Dlaczego nie, w końcu sami go tworzymy.
Alicja Otap
[email protected]
Po czym poznać fikcyjną firmę
Prokuratura Generalna Illinois podaje wskazówki, jak rozpoznać fikcyjną firmę:
1. Natychmiast zatrudnię...
Żaden poważny pracodawca nie przyjmuje od razu do pracy – już podczas pierwszego kontaktu. Zwykle jest to dłuższy proces, składający się nie z jednej, ale z kilku rozmów z kandydatem i sprawdzenia jego historii zawodowej oraz referencji. Zatrudnienie kogoś już przy okazji pierwszej rozmowy, niemal zawsze jest równoznaczne z tym, że posada jest fikcyjna. Nazwę firmy i nazwisko właściciela trzeba wpisać w internetową wyszukiwarkę. Informacje może też mieć strona Better Business Bureau.
2. Doświadczenie niepotrzebne, przyuczymy…
To chwyt, mający na celu zwabienie jak największej liczby potencjalnych ofiar. Poważny pracodawca zawsze chce wiedzieć, jakie kandydat ma wykształcenie, co potrafi oraz znać jego historię zatrudnienia.
3. Przyślij pieniądze przelewem telegraficznym
Jest to oczywista próba wyłudzenia pieniędzy. Jeśli firma żąda z góry pieniędzy za cokolwiek (służbowy komputer, oprogramowanie, polisę ubezpieczeniową, identyfikator, etc.) i wysłania pieniędzy drogą telegraficzną − uniemożliwiającą anulowanie transakcji − należy natychmiast zerwać negocjacje w sprawie posady.
4. Niebiznesowy adres poczty elektronicznej
Poważna firma zawsze koresponduje z kandydatem posługując biznesowym adresem elektronicznym. Brak firmowego adresu powinien zaalarmować kandydata. Menedżerowie ds. zatrudnienia komunikują się z kandydatami tylko za pośrednictwem oficjalnych kont firmowych.
5. Nieprofesjonalne sformułowania
Wielu nieprzyjemnych sytuacji, straty czasu i pieniędzy można uniknąć dzięki zwróceniu uwagi na samo ogłoszenie. Jest ono wizytówką ogłoszeniodawcy. Błędy gramatyczne, stylistyczne, niezdarność sformułowań i brak logiki w opisie oferowanej pracy powinny być dzwonkiem ostrzegawczym. Nie należy traktować poważnie ogłoszenia, które jest napisane nieprofesjonalnie.
6. Żądanie ujawnienia danych osobowych
Jeśli takie żądanie zostanie spełnione przez ubiegającego się o zatrudnienie, to może on paść nie tylko ofiarą kradzieży tożsamości, ale też kradzieży z konta bankowego. Nie wolno ulec naciskom, nawet gdy prowadzący rozmowę kwalifikacyjną używa różnych przekonujących argumentów (np. „sprawdzenia statusu kredytowego”), by wyłudzić poufne informacje, m.in. numery Social Security oraz konta bankowego.
Jak się bronić przed oszustwem
Polska społeczność w Chicago może liczyć na pomoc Prokuratury Generalnej Illinois w złożeniu skargi na nieuczciwych pracodawców oraz w każdym innym przypadku naruszenia praw konsumenta i użytkownika. Telefonując pod numer: 1(800) 386-5438 (Consumer Fraud Hotline), można poprosić o polskojęzycznego pracownika z wydziału ds. ochrony praw konsumenta i użytkownika. Sprawdziliśmy − na naszą prośbę natychmiast zostaliśmy połączenie z pracownikiem mówiącym po polsku, który udzielił nam informacji.
Natomiast poszkodowani, którzy biegle posługują się językiem angielskim oraz Internetem, mogą samodzielnie wnieść skargę na witrynie prokuratury: www.illinoisattorneygeneral.gov/consumers/filecomplaint.html
Prokuratura generalna udostępnia też polonijnym konsumentom i użytkownikom szereg materiałów w ich ojczystym języku pod adresem: www.illinoisattorneygeneral.gov/other_languages/index.html
O zaległe uposażenia i godziwe warunki zatrudnienia możemy upomnieć się w Stanowym Departamencie Pracy (Illinois Department of Labor): www.illinois.gov/idol. Formularz odpowiedniego wniosku znajdziemy pod adresem: www.illinois.gov/idol/pages/complaints.aspx. Można też telefonować pod specjalny numer: 1 (800) 478-3998.
Warto też odwiedzić witrynę Better Business Bureau, by sprawdzić jakie firma ma notowania w tej agencji: www.bbb.org/chicago, o tym czy jest zarejstrowana w biurze sekreatrza stanu przekonujemy się pod adresem: www.ilsos.gov/corporatellc
Reklama