Czuj! Czuwaj! − witały się po długoletniej rozłące. Biła z nich energia i radość życia. W tym roku piętnaście polonijnych harcerek z Chicago kończy 70 lat. Urodziny postanowiły obchodzić wspólnie w rodzinnym mieście w gronie przyjaciółek z organizacji, która splotła ich życiowe losy.
Na “zlocik”, jak nazwały swe spotkanie, przybyły zarówno z przedmieść Wietrznego Miasta oraz z odległych stanów − z Kalifornii, Florydy, Arizony i Tennesse. Na urodzinową kolację do siebie zaprosiła przyjaciółki współorganizatorka zjazdu Grażyna Kahl. Podczas emocjonalnego wieczoru były łzy radości, uściski, rozmowy, wspomnienia podczas przeglądania albumów z harcerskich czasów.
Jak opowiadały uczestniczki spotkania, większość z nich pochodzi z rodzin, które nie mogły powrócić do Polski po II wojnie światowej i na amerykańskiej ziemi kultywowały polskie tradycje, historię i język. Dumę z polskiego pochodzenia, w atmosferze której się wychowywały, wpoiły też swym dzieciom; teraz przekazują wnukom.
Grażyna Kahl jest do dziś wdzięczna swym rodzicom za to, że ją zapisali do harcerstwa. – To była najlepsza rzecz, jaką mogli dla mnie wówczas zrobić. Po przyjeździe do Stanów bardzo tęskniłam za Polską. Przyjaźń i wsparcie, jakie otrzymałam w organizacji, sprawiły, że poczułam się lepiej. I tak jest do dzisiaj − w trudnych chwilach mego życia były ze mną właśnie moje przyjaciółki z harcerstwa.
Danuta Heredzińska również uważa, że przyjaźnie na całe życie to największy dar, jaki otrzymała od harcerstwa, a Donna Solecka-Urbikas ceni sobie poczucie przynależności do grupy; mówi, że daje ono siłę i komfort psychiczny. Nieco młodsza od swych koleżanek, Urbikas była honorowym gościem wieczoru w uznaniu za książkę pt. “My Sister’s Mother”, której jest autorką. Opowiada ona historię matki sybiraczki, a później emigrantki w Stanach. Wspomnienia ukazały się nakładem wydawnictwa University of Wisconsin Press.
Równie emocjonalny i bardzo udany okazał się drugi wieczór zlotu, tym razem przy ognisku w ogrodzie Grażyny Kahl. W pogodną jak na zamówienie noc wokół ogniska zgromadziło się około 60 osób – harcerzy kilku pokoleń z rodzinami. Nastrój skłaniał do refleksji. – Harcerstwo zawsze było i będzie dla mnie wspaniałą, wielką rodziną – zwierzała się Grace Bazylewski. Gospodyni wieczoru Grażyna Kahl stwierdziła, że magia ogniska zawsze wyzwalała w harcerzach uczucia patriotyczne i chęć bycia dobrym człowiekiem. – Bo przecież harcerstwo to również służba dla innych – dodała. Po gawędach i wspomnieniach jubilatki zostały uhonorowane urodzinowym tortem z szarą lilią, a potem jeszcze długo wspólnie śpiewano piosenki harcerskie i żołnierskie, aż zgasły płomienie.
Podczas czterodniowego zjazdu jego uczestniczki odwiedziły też cmentarz Maryhill, gdzie złożyły kwiaty w kwaterze kombatantów, którą obecnie opiekuje się chicagowskie harcerstwo. Wzięły również udział w mszy świętej w kościele Matki Boskiej Anielskiej, w którym jako młode harcerki zawsze rozpoczynały nowy rok działalności w organizacji. Zwiedziły też chicagowskie Muzeum Polskie w Ameryce i Millennium Park, obejrzały panoramę Chicago z pokładu statku spacerowego.
Alicja Otap
[email protected]
Uroczysty obiad
Zdjęcia: Alicja Otap
Ognisko harcerzy
Zdjęcia: Dariusz Lachowski
Reklama