Podczas drugiej z rzędu nocy z niedzieli na poniedziałek w Milwaukee na północy USA trwały starcia czarnoskórych mieszkańców z policją wywołane zastrzeleniem w sobotę czarnoskórego mężczyzny. Siedmiu funkcjonariuszy zostało rannych, 11 osób zatrzymano.
Starcia rozpoczęły się, gdy silnie uzbrojone odziały prewencji wkroczyły w niedzielę późnym wieczorem do dzielnicy Sherman, by rozproszyć agresywny tłum protestujący przeciwko brutalności policji.
Szef miejscowej policji Edward Flynn powiedział w poniedziałek, że w sumie w kierunku funkcjonariuszy oddano ok. 30 strzałów, a ich pojazdy obrzucono kamieniami. Podkreślił, że policjanci ani razu nie użyli broni, by nie zaogniać sytuacji. Ocenił, że mimo tych incydentów, policja lepiej poradziła sobie z zapanowaniem nad sytuacją niż poprzedniej nocy.
Protesty zaczęły się na wieść o zabiciu przez policjantów 23-letniego czarnoskórego Sylville'a Smitha. Wraz z innym mężczyzną został on w sobotę zatrzymany do kontroli drogowej; obaj wysiedli wówczas z samochodu i zaczęli uciekać. Smith miał w ręku broń półautomatyczną, której nie rzucił na ziemię mimo kilkakrotnych poleceń policji.
By załagodzić napięcia rasowe, władze podkreślają, że funkcjonariusz, który zabił Smitha, jest również Afroamerykaninem. Policja podała ponadto, że broń, którą miał Smith, została skradziona w marcu.
Już w sobotę wieczorem w Milwaukee ponad 200 osób protestowało przeciwko brutalności policji na podłożu rasowym. Demonstracja chwilami przybierała bardzo gwałtowny charakter. Mieszkańcy północnych części miasta, gdzie dominują Afroamerykanie, wybijali szyby w pojazdach policyjnych, a jeden radiowóz został podpalony. Podpalono także sześć lokali handlowo-usługowych, w tym bank. Czterech funkcjonariuszy zostało wówczas rannych, a 17 osób zatrzymano.(PAP)
Reklama