Dobra wiadomość dla wszelkiej maści życiowych nieudaczników, frustratów seksualnych oraz osobników typu macho. Dzięki internetowi nie jesteście sami, a wszystko to, za co do dzisiejszego poranka pluliście sobie w twarz przed lustrem, stanie się powodem do samozadowolenia. Ba, okaże się zestawem narzędzi do znalezienia istoty samego siebie.
Raczej nie zwróciłbym uwagi na internetową wspólnotę MGTOW (Men Get Their Own Way – Mężczyźni wybierają własną drogę), gdyby nie wiadomość tekstowa, w której autor, używając dziwacznej nowomowy, zarzucił mi bycie manginą (termin wyjaśnię za moment), a wywód skończył zawołaniem „MGTOW Baby!”. Hmm, zapytałem wujka Google’a i natrafiłem na fascynujące zjawisko.
Okazuje się, że tysiące mężczyzn rozczarowanych damsko-męskimi związkami dokonuje osobistej rewolty i decyduje się na rezygnację ze związków w imię wyzwolenia spod jarzma agresywnego feminizmu. Wśród nich są rozwodnicy, którzy na sali sądowej dostali mocno w kość i po kieszeni, ojcowie przekonani o złamaniu ich ojcowskich praw oraz zwolennicy starego porządku, według którego kobiety powinny służyć do podawania rosołu i rodzenia dzieci. Przede wszystkim jednak MGTOW skupia przyspawanych do ekranów komputerów onanistów, prawiczków niebędących w stanie znaleźć sobie dziewczyny, słowem – tych, którzy na widok płci przeciwnej zaczynają się jąkać i czerwienić, nie mówiąc o niewyobrażalnym trudzie zagadania i umówienia się na randkę. O ileż łatwiej jest żyć, kiedy człowiek wmówi sobie, że jest sam jak palec, bo tak chce i tak wybrał, a nie dlatego, że kompletnie sobie w sprawach męsko-damskich nie radzi. Dzięki internetowi delikwent aspirujący do członka MGTOW dowie się, że feminizm to zło, że wszystkie kobiety są zaprogramowane na podporządkowanie sobie mężczyzn i jako takie zasługują na odrzucenie i całkowity brak uwagi i szacunku. To wybrańcy, którzy jak Neo – bohater filmu „Matrix” – połknęli czerwoną tabletkę i wyrwali się z okowów sztucznej rzeczywistości. Wprost ku samczej prawdzie.
MGTOW idzie jednak dalej niż konserwatyści mizogini, czy antyfeministyczni aktywiści spod znaku Ruchu Praw Mężczyzn (Men’s Rights Movement). Nawołują do osobliwego celibatu, w imię niechęci do kobiet i z gniewu raczej niż, jak mnisi czy księża, z powodów duchowych i rytualnych. Członkowie MGTOW przechodzą przez kolejne szczeble wtajemniczenia. Najpierw należy wziąć czerwoną pigułkę i zdać sobie sprawę z tragizmu męskiej populacji, następnie zrezygnować z długotrwałych związków lub potencjalnej chęci do ich zawarcia, potem to samo ze związkami przelotnymi, aż do całkowitej rezygnacji z interpersonalnego seksu, jako narzędzia męskiego zniewolenia. Dalej robi się jeszcze ostrzej i politycznie: radykalni MGTOW dokonują ekonomicznego seppuku, odmawiając uczestnictwa w korporacyjnej tyranii i pokazując środkowy palec rządowi czyhającemu jak hiena na ich podatki. Po zostaniu bezrobotnym czas na krok ostateczny – odcięcie wszelkich związków ze społeczeństwem. Prawdziwie wolny mężczyzna kroczy sam, nie słucha nikogo, z nikim nie sypia i do nikogo się nie odzywa, no może z wyjątkiem kolegów ze wspólnoty, i to tylko wtedy, kiedy mama zapłaci rachunek za internet.
Bardzo ciekawa jest sama terminologia ruchu. Otóż każdy MGTOW uważa się za samca alfa, mężczyznę skrajnie niezależnego, na widok którego każda kobieta automatycznie rozkłada nogi. Potem długo nic i samiec beta – gorsza wersja alfy, który pragnie przypodobać się kobietom i zyskać ich względy i wdzięki, a one za to podświadomie go nienawidzą (jak wiadomo pragną tylko alfy). Następny w klasyfikacji jest mangina (man + wagina), który z tchórzostwa i by zachować status quo głosi światu, że sam jest feministą, a tak naprawdę to facet z kobiecym mózgiem i wstyd dla męskiej części świata.
Na szarym końcu jest samiec omega – dno i dwa metry mułu, pseudofacet, który choćby nie wiem jak się starał, nie jest w stanie poderwać żadnej kobiety, bo jest dla nich absolutnie niezauważalny, ewentualnie wywołuje dreszcz obrzydzenia. Omega wydaje mi się najtrafniejszą, najbliższą prawdzie definicją. W lustrze omegę zobaczy większość członków MGTOW, jeśli bacznie się sobie przyjrzą.
Grzegorz Dziedzic
fot.YouTube.com