Tragedia, jaka rozegrała się niedawno w Orlando – zresztą nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia – doprowadziła do przepychanek i jałowych pyskówek w Kongresie, z czego jak zwykle absolutnie nic nie wyniknie. Już wkrótce Ameryka ponownie zapomni o tym, że w kraju są tysiące ludzi, którzy znajdują się w posiadaniu półautomatycznej broni paramilitarnej, z której w ciągu kilkunastu sekund zabić można parę tuzinów ludzi. Jest to broń, która nigdy nie była przeznaczona do „użytku cywilnego”, ani też nie może pretendować do miana oręża myśliwskiego, chyba że ktoś marzy o ubiciu 15 jeleni w ciągu minuty.
Jak zwykle przy tego rodzaju okazjach pojawia się argument o tym, że kluczem do zapobiegania tragedii z udziałem uzbrojonych po zęby szaleńców jest zbrojenie mniej stukniętych obywateli, którzy mogliby odpowiednio zareagować i unieszkodliwić napastnika. Donald Trump wyraził przekonanie, iż dowolny gość klubu Pulse, w którym w ciągu kilku minut zginęło 49 osób, mógłby zapobiec tragedii, gdyby tylko posiadał rewolwer. Natomiast szef NRA, Wayne LaPierre, którego wypowiedzi zwykle balansują niebezpiecznie na granicy totalnej głupoty i nieprzejednanego idiotyzmu, od dawna przekonuje, że właściwą odpowiedzią na „złych facetów z bronią w ręku są dobrzy faceci z bronią w ręku”.
Być może trzeba przypomnieć, iż w klubie Pulse był taki „dobry facet”, czyli osamotniony ochroniarz z pistoletem w kieszeni. Gdy zaczęła się strzelanina, próbował interweniować, ale szybko zrozumiał, że nie ma żadnych szans w starciu z człowiekiem, który w ciągu kilku sekund oddał 24 strzały z broni znacznie większego kalibru od jego własnej. W związku z tym wycofał się, gdyż nie był w stanie niczego zrobić.
Jeśli zatem argumenty Trumpa i LaPierre’a traktować poważnie, trzeba je niejako doprowadzić do logicznego końca. Ludzie (ci dobrzy) do sklepów, szkół, biur, kin i barów nie powinni chodzić z jakimiś tam nędznymi, 8-strzałowymi gniotami małego kalibru, lecz ze schowanymi za pazuchą kałasznikowami, gdyż tylko wtedy będą się mogli wdać z potencjalnymi napastnikami w wyrównaną strzelaninę. Gdyby na przykład choćby 10 gości klubu Pulse miało gdzieś pod ręką to samo co atakujący, czyli karabin półautomatyczny Sig Sauer MCX, mogłoby dojść do znacznie efektowniejszej jatki, gdyż tylu strzelających ludzi w półmroku i w atmosferze panicznego chaosu z pewnością przyczyniłoby się do znaczniej większej liczby ofiar. Zresztą proponuję też, by w miejscach publicznych zjawiać się z wiązką granatów w teczce, tak na wszelki wypadek.
Jeśli chodzi o drugą poprawkę do konstytucji, na mocy której każdy ma rzekomo w USA prawo do posiadania dowolnej broni palnej, Ameryka zabrnęła w ślepą uliczkę, z której nawet wycofanie się zdaje się być niemożliwe. Wbrew temu co plotą działacze NRA, żaden liczący się polityk nigdy jeszcze nie zaproponował unieważnienia tej poprawki, ani też nikt nie proponuje odbierania Amerykanom ich ukochanego, śmiercionośnego żelastwa, tym bardziej, że zdają się być oni do niego irracjonalnie przywiązani. Jednak gdzieś musi leżeć kres tego przerażającego szaleństwa. Absolutnie żadna osoba cywilna nie potrzebuje w tym kraju szybkostrzelnych karabinów z magazynkami na 30 kul. A jeśli twierdzi, że potrzebuje, to powinna się leczyć.
Andrzej Heyduk
fot.Michael Reynolds/EPA
Reklama