Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 04:37
Reklama KD Market
Reklama

Bałkański ONZ?

W przyszłym roku kończy się druga kadencja obecnego sekretarza generalnego ONZ, Ban Ki-Moona. A ponieważ więcej niż na dwie kadencje nie można być wybranym, konieczna jest zmiana warty. W wyniku od dawna przestrzeganych mechanizmów, funkcja ta – w znacznej mierze symboliczna – podlega rotacji geopolitycznej i tak się składa, że nowy szef ONZ ma pochodzić z Europy Wschodniej.

Nie jest to z pewnością najważniejszy urząd na świecie. Sekretarz generalny nie ma prawa proponować żadnych rezolucji, podejmować wiążących decyzji, czy też wysyłać gdziekolwiek sił zbrojnych organizacji. Chodzi raczej o prestiż dla kraju, z którego szef ONZ się wywodzi. W sumie sekretarzy generalnych od roku 1945 nie było zbyt wielu, ale każdy z nich cieszył się zwykle sporym poważaniem, a o pochodzeniu narodowym kolejnych szefów zawsze się pamięta. Tylko osiem krajów może się poszczycić tym, że sekretarz generalny ONZ z nich pochodził: Norwegia, Szwecja, Birma, Austria, Peru, Egipt, Ghana i Korea Południowa. Wpisanie się do tego bardzo wąskiego grona jest zatem pewnego rodzaju zaszczytem.

W obecnym kontekście pozycja Polski jest niestety dość kiepska. O żadnym polskim kandydacie do tej funkcji w ogóle się nie mówi, co jest o tyle zrozumiałe, że sekretarza generalnego wybiera Rada Bezpieczeństwa, w której najwięcej do powiedzenia mają USA i Rosja. Niestety tak się składa, że ewentualni kandydaci z RP z przychylnością ze strony tych dwóch krajów raczej by się nie spotkali. Jeśli chodzi o Rosję, nawet nie ma o czym mówić. Jeśli zaś chodzi o Stany Zjednoczone, ostatnie miesiące przyniosły znaczne ochłodzenie „sojuszniczej” sympatii tego kraju w stosunku do Warszawy, głównie z powodu ostrych kontrowersji dotyczących niektórych poczynań obecnego rządu, szczególnie tych, które dotyczyły i dotyczą Trybunału Konstytucyjnego.

W sumie brak polskiego kandydata na stanowisko sekretarza generalnego ONZ nie jest żadną katastrofą, ale świadczy niestety o tym, iż pozycja RP na światowej scenie straciła nieco blasku. Nie ma też kandydatów z Rosji, Białorusi, Ukrainy, Rumunii i Węgier, ponieważ są to państwa w taki czy inny sposób kontrowersyjne. Ponadto w przypadku Rosji zaproponowanie kandydata z tego kraju nie wchodzi również w rachubę dlatego, iż stali członkowie Rady Bezpieczeństwa są zwyczajowo wykluczani.

W tej sytuacji faworytkami do przejęcia schedy po Ban Ki-Moonie są dwie panie z Bułgarii: Irina Bokowa, która na razie jest szefową UNESCO oraz Kristalina Georgiewa, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, zajmująca się sprawami budżetowymi. Jeśli zaś żadna z tych kandydatek nie znajdzie uznania, są jeszcze pretendenci z Chorwacji, Słowenii, Czarnogóry, Słowacji, Serbii i Macedonii.

Z listy powyższej wynika, że na czele ONZ może stanąć polityk wywodzący się z Bałkanów. Możliwe jest też to, iż Rada Bezpieczeństwa uzna, że nikt z Europy Wschodniej się nie nadaje i trzeba szukać kandydatów w innych częściach świata. Tak czy inaczej, Polska w tej konkurencji nie będzie w ogóle reprezentowana. A szkoda.

Andrzej Heyduk

Na zdjęciu: Ban Ki Mun fot.Karim Kadim/EPA

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama