Prezydent USA Barack Obama oświadczył, że Państwo Islamskie (IS) jest w defensywie i walczy o rekrutowanie bojowników za granicą. Po spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego oznajmił, że antymuzułmańska retoryka Donalda Trumpa "nie jest Ameryką, jakiej chcemy".
Państwo Islamskie "nie jest w stanie od roku prowadzić udanej wielkiej ofensywy w Iraku i Syrii" – mówił Obama po zakończeniu wtorkowego spotkania Rady, poświęconego prowadzonym od lata 2014 roku działaniom międzynarodowej koalicji przeciwko IS. Jak dodał, "dzięki międzynarodowym wysiłkom" napływ zagranicznych bojowników znacznie stopniał.
Obama dodał, że dżihadyści w Iraku i Syrii byli celem 13 tys. ataków z powietrza prowadzonych przez międzynarodową koalicję pod dowództwem USA. Wśród zadanych IS ciosów wymienił straty finansowe, 120 zabitych dowódców i "utratę prawie połowy zamieszkanych terytoriów w Iraku". Podkreślił, że także w Syrii dżihadyści tracą kontrolowane przez siebie obszary.
Odnosząc się do wypowiedzi niemal pewnego republikańskiego kandydata do Białego Domu Donalda Trumpa, który po masakrze w Orlando ponownie wezwał do wprowadzenia zakazu wpuszczania muzułmanów do USA, Obama oświadczył, że "nie jest to Ameryka, jakiej chcemy". "Przeszliśmy trudne chwile w naszej historii, gdy działaliśmy powodowani strachem, i żałujemy tego. Widzieliśmy, jak nasz rząd źle traktował współobywateli, i jest to haniebny rozdział naszej historii" – dodał amerykański prezydent.
"Czy zaczniemy traktować amerykańskich muzułmanów inaczej? Czy poddamy ich specjalnej inwigilacji? Czy będziemy dyskryminować z powodu wiary? Dokąd to zmierza?" – pytał Obama. Jak dodał, "słyszał takie sugestie w kampanii przedwyborczej". "Republikańskie przywództwo się z tym zgadza?" – zapytał następnie.
Zaznaczył, że porzucenie amerykańskich wartości "nie tylko sprzyjałoby radykalizacji" w USA i na świecie, ale także oznaczałoby "zdradę wartości, które staramy się chronić", i wygraną terrorystów.
Od słów Donalda Trumpa zdystansował się we wtorek spiker Izby Reprezentantów, republikanin Paul Ryan. "Nie sądzę, że zakaz wjazdu muzułmanów leży w interesie naszego kraju" – powiedział dziennikarzom Ryan, który jest jednym z czołowych działaczy republikanów. Jego zdaniem osoby wjeżdżające do USA powinny być poddawane szczegółowej kontroli bezpieczeństwa, a nie religii.
Zwracając się do społeczności homoseksualnej, Barack Obama zapewnił o solidarności. "Chcę przypomnieć, że nie jesteście sami. Amerykański naród, nasi sojusznicy i przyjaciele na całym świecie stoją u waszego boku" – mówił w swym trzecim wystąpieniu poświęconym tragicznej strzelaninie, do której doszło w nocy z soboty na niedzielę w klubie dla gejów w Orlando na Florydzie.
Omar Mateen, obywatel USA pochodzenia afgańskiego, zabił tam 49 osób, a ponad 50 ranił. Jak informowano, złożył on przysięgę wierności Państwu Islamskiemu.(PAP)
Na zdj. Barack Obama fot.Will Oliver/EPA