Niedzielny obiad z rodzicami, rozmowy przy stole, rowerowe wycieczki z paczką z podwórka, zabawa w chowanego i w berka. Trzepak, skakanie w gumę i podwórkowe turnieje piłki nożnej. Jeśli tak wyglądało twoje dzieciństwo – należysz do pokolenia przedtechnologicznego. Co więcej – twój rozwój psychofizyczny przebiegał w sposób prawidłowy.
Od rzeczywistości technologicznej lat 80. i 90. dzieli nas era. Jeszcze dwadzieścia lat temu dzieci bawiły się na podwórku od rana do wieczora, jeździły na rowerach, grały w piłkę, budowały bazy w krzakach i domki na drzewach. Na poziomie społecznym – powstawały przyjaźnie i konflikty, sojusze przeplatały się ze współzawodnictwem. Do dobrej zabawy niepotrzebne były wyszukane gadżety i szybki dostęp do internetu ani czujna jak jastrząb nieustanna rodzicielska kontrola. Dzieci sprzed dwóch dekad były aktywne i zmuszone do używania wyobraźni, a świat bodźców ograniczał się do doświadczania natury, innych ludzi i zwykłej domowo-podwórkowo-szkolnej rzeczywistości. W tych „zamierzchłych” czasach ludzie rozmawiali ze sobą, spotykali się, poświęcali sobie wzajemnie uwagę. Ale te czasy to już historia. Właściwy rozwój dzieci jest, niestety, jej częścią.
Rodzina w pośpiechu
Rodzina AD 2016 żyje w ciągłym pośpiechu. Pomiędzy pracą, szkołą, zajęciami sportowymi, lekcjami tańca i kursami językowymi. W biegu. Zarówno dzieci jak i rodzice muszą polegać na sprawnej komunikacji i szybkim przepływie informacji, bez których sprawne funkcjonowanie rodziny staje się trudne, a napięty grafik zaczyna się rozpadać. Technologia umożliwia zdalne wykonywanie szeregu czynności: interaktywne zakupy, odrabianie lekcji, wirtualny kontakt z nauczycielem. Spotkanie z ulubioną ciocią czy kuzynostwem też coraz częściej ma miejsce w sieci, odbywa się za pośrednictwem komunikatora lub mediów społecznościowych. Współczesna rodzinna rozrywka nie może obyć się bez technologii. Telewizja multimedialna, laptopy, konsole do gier i tablety sprawiają, że dzieci – nawet bardziej niż rodzice, głęboko zanurzają się w wirtualnej rzeczywistości i migającej kulturze ruchomych obrazów. Według badań przeprowadzonych przez Kaiser Foundation, przeciętne dziecko w wieku szkolnym spędza przed różnego rodzaju ekranami 7,5 godziny dziennie. 75 proc. amerykańskich dzieci ma telewizor w swoim pokoju, a w połowie amerykańskich domów pozostaje on włączony od rana do wieczora.
Technologia ma ogromny wpływ na rozwój dzieci: zarówno fizyczny, jak i emocjonalny. Wirtualne światy komputerowych gier mamią wizualną atrakcyjnością, jednak ich złożoność i mnogość oferowanych bodźców zwyciężają z dziecięcą wyobraźnią i kreatywnością. Po co się wysilać, skoro można nacisnąć „play”? Po co wstać z kanapy, by pobawić się w policjantów i złodziei, skoro w wirtualnym świecie każdy może poczuć się jak superbohater. Takie pójście na łatwiznę jest w zabieganych rodzinach coraz powszechniejsze. Winę ponoszą rodzice, wręczający rozkrzyczanemu maluchowi smartfon pełen gier i kolorowych aplikacji, żeby tylko się uspokoił. Poza tym tablet i telewizor są tańsze niż zatrudnienie niańki.
Tablet zmienia mózg
Według psychologów rozwojowych do właściwego rozwoju dziecka potrzebne są cztery komponenty: ruch, dotyk, związki międzyludzkie i kontakt z naturą. Te sfery bodźców są niezbędne, aby ukształtować sprawne fizycznie i zdrowe psychicznie dziecko. Tymczasem galopująca technologia właśnie wyprzedziła naturalne zdolności przystosowawcze współczesnego człowieka. Z biologicznego punktu widzenia – dziecięce systemy rozwojowe: ruchowy, odbioru bodźców i tworzenia więzi międzyludzkich, ewolucyjnie nie nadążają za skokowo postępującą technologią.
Podstawą prawidłowego rozwoju jest równowaga zmysłowa. Otaczająca rzeczywistość powinna być odbierana równomiernie, za pośrednictwem wszystkich zmysłów: wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu. Aktywność fizyczna jest kluczowa dla rozwoju motoryki, równowagi i koordynacji. Technologia zaburza ją. Nieustannie bombardowane obrazami dziecko doświadcza „przeładowania”zmysłu wzroku. Jednocześnie słuch, węch, smak i najważniejszy dla rozwoju społecznego dotyk – pozostają niedostymulowane. Badacze alarmują: dzieci, które nadużywają elektronicznych gadżetów mają coraz więcej problemów neurologicznych i zdrowotnych.
Długofalowe efekty wpływu technologii na dziecięce mózgi są trudne do przewidzenia, natomiast faktem jest, że liczba młodych pacjentów klinik psychiatrycznych i gabinetów psychoterapeutów – rośnie. Dzieci, które na co dzień doświadczają wirtualnej przemocy płynącej z ekranów laptopów i tabletów, mają wyraźnie podwyższone poziomy adrenaliny i kortyzolu – hormonów stresu, podwyższone tętno i ciśnienie krwi, częściej chorują na cukrzycę i otyłość. Mali konsumenci technologii skarżą się na nieustające rozdrażnienie, problemy z pamięcią i skupieniem uwagi, a co za tym idzie – mają problemy z nauką i komunikacją z nauczycielami i rówieśnikami.
Dzieci, które na co dzień doświadczają wirtualnej przemocy płynącej z ekranów laptopów i tabletów, mają wyraźnie podwyższone poziomy adrenaliny i kortyzolu – hormonów stresu, podwyższone tętno i ciśnienie krwi, częściej chorują na cukrzycę i otyłość"
Wyrzuć telewizor
– Jestem kompletnie przeciwna jakimkolwiek nowoczesnym urządzeniom elektronicznym, jeśli chodzi o korzystanie z nich dzieci w wieku przedszkolnym. Z domów, gdzie rozwijają się niemowlęta i małe dzieci, najchętniej wyrzuciłabym wszystkie ekrany i gadżety – mówi Anna Rosa, językoznawczyni, nauczycielka w szkole im. Tadeusza Kościuszki w Chicago. Rosa potwierdza, że nowe technologie opóźniają i osłabiają rozwój dziecięcych mózgów, na który składa się to, co dziecko robi, jak również to, czego nie robi. Jeśli małe dziecko dużo czasu spędza przed telewizorem, pewne połączenia neuronalne w jego mózgu nie mają szansy prawidłowo się wytworzyć. U większości ludzi dominuje lewa półkula mózgu, odpowiedzialna m.in. za rozwój mowy. U dzieci, doświadczających migających obrazów, dominuje półkula prawa, odpowiedzialna za przetwarzanie bodźców wzrokowych. W efekcie dziecko takie nie potrafi w pełni odbierać rzeczywistości, która je otacza. Jest przyzwyczajone do rejestrowania ciągłego ruchu na ekranie, ale trójwymiarowych kształtów, mowy – już nie. Mózg uzależnia się od tego, co dziecko już zna, od powtarzalności, szczególnie jeśli oglądane obrazy działają kojąco i nie wymagają od dziecka wysiłku.
Zdaniem językoznawczyni, problem polega na tym, że rodzic z dzieckiem nie rozmawia, nie stymuluje jego mowy. W takim wypadku dziecięcy mózg odrzuca mowę jako coś mało potrzebnego, nieistotnego. W wieku kilku lat dziecko trafia do przedszkola i szkoły, a tam okazuje się, że ma problemy z komunikacją i nauką. – Takie dzieci słyszą komunikat, ale zachowują się jakby nie mówiono do nich, nie potrafią nawiązać ani utrzymać kontaktu wzrokowego, są jakby nieobecne. Nie potrafią skoncentrować się dłużej niż 2-3 minuty, przejść przez kolejne etapy lekcji, przeczytać krótkiego tekstu. Nie są w stanie znaleźć związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy poszczególnymi słowami i częściami zdania. Ich mózgi nie są w stanie poradzić sobie z tym zadaniem, głównie dlatego, że są nastawione na bierny odbiór, a nie na interakcję i wysiłek. Podobnie rzecz się ma z odczytywaniem mimiki twarzy, odczytywanie komunikatów niewerbalnych, mowy ciała. Dzieci nadużywające technologii nie potrafią tego robić, nie rozumieją emocji innych ludzi. Często posądzane są o brak empatii, wysyłane do terapeutów i psychiatrów, a brak im po prostu podstawowych umiejętności przekazywanych przez rodziców – tłumaczy Rosa.
Rodzic to podstawa
Rodzice często są przekonani, że ich dzieci są niesłychanie sprawne i inteligentne, jeśli potrafią obsłużyć tablet czy wielkoekranowy telefon. Ale to błędne przekonanie, przesunięcie palcem aplikacji na ekranie to żaden wyczyn, a wybudowanie wieży z klocków – już tak. Tymczasem dzieci oderwane od tabletów, często nie wiedzą nawet do czego klocki służą. Po chwilowym zachwycie nad technologicznymi nowinkami i ich użyciem w wychowaniu dzieci, terapeuci, lekarze i nauczyciele biją na alarm. Nowoczesna technologia pędzi naprzód niczym pociąg ekspresowy. Zdobywanie wiedzy na temat zagrożeń wynikających z nadużywania gadżetów, w porównaniu z technologicznym rozpędem, przypomina niespieszny spacer. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zdobędzie się na całkowitą krytykę technologii, bez której nie potrafimy już sprawnie funkcjonować. Warto zrozumieć jednak, że podłączając się do kolejnego mobilnego urządzenia i wirtualnego networku, osłabiamy realne połączenie z własnymi dziećmi. Kupując własnym pociechom kolejną komputerową grę, najnowszy model tabletu, sadzając je przed ekranem telewizora – siłą rzeczy ograniczamy czas, który moglibyśmy wykorzystać na rozmowę, przytulanie, wspólną zabawę. Technologia zastępuje bliskość. Nic nie zastąpi dziecku kontaktu z rodzicem, żadna grająca zabawka i gra komputerowa. Niezbędny jest drugi człowiek, który mówi do dziecka, dotyka je, zmusza do naśladowania zachowań i gestów, stymulując w ten sposób jego rozwój.
Może zatem, zamiast kupować kolejny gadżet, wybudujmy za domem huśtawkę i drabinki, domek na drzewie. Wspólnie zreperujmy rower. Chodźmy na spacer do lasu, pozwólmy się dziecku zmęczyć i pobrudzić. O nasz rozwój w przedtechnologicznych czasach zadbali rodzice, rówieśnicy, podwórka i całodzienne zabawy, które pomimo siniaków i zadrapań zapewniały to, co w rozwoju dzieci najważniejsze – poczucie więzi z drugim człowiekiem i różnorodność doświadczanych bodźców. Tego nie zastąpi najnowocześniejszy nawet elektroniczny gadżet.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]