O bezpieczeństwie w Chicago i w 16. dystrykcie, gangach, polskich bezdomnych oraz współpracy mieszkańców z policją opowiada nam komendant William Looney.
Alicja Otap: Co uważa Pan za swoje największe wyzwanie jako komendant 16. dystryktu?
William Looney: Włamania do domów mieszkalnych, garaży i firm. Wygląda na to, że w wielu rodzinach wszyscy pracują i dom jest pusty w ciągu dnia. Przestępcy o tym wiedzą, ale upewniają się, dzwoniąc do frontowych drzwi; jeśli nikt nie otwiera, idą na tyły posesji, gdzie forsują wejście do domu lub włamują się do garażu.
Jak należy postępować, by ustrzec się przed włamywaczami?
− Przede wszystkim zainstalować dobre zamki w drzwiach − w domach i w garażach. I nie zostawiać niezamkniętych drzwi i okien. W przypadku połowy kradzieży okazuje się, że drzwi albo były otwarte na oścież, albo nie były zamknięte na zamek i wystarczyło je tylko pchnąć, by dostać się do środka. Złodzieje wykorzystują taką okazję.
Czy to prawda, że w 16. dystrykcie zwiększyła się liczba przestępstw z użyciem przemocy?
− Wskaźniki przestępczości mamy naprawdę niskie. Dominują przestępstwa dotyczące prywatnej własności. Liczba przestępstw, w których zastosowano przemoc, jest niska i utrzymuje się cały czas na tym samym poziomie. Czasem zdarza się odstępstwo od średniej, jak na przykład cztery lub pięć przypadków wydarcia torebek kobietom miesiąc temu w południowej części naszego dystryktu. Sprawca został ujęty. Okazało się, że mieszka w sąsiednim dystrykcie.
Czy w podległym Panu rejonie działają gangi?
− Wiemy, że mieszkają tutaj członkowie gangów działających gdzie indziej. Moim zdaniem nie mamy problemu gangów, zwłaszcza w porównaniu do innych rejonów miasta. Ale są jednostki, które uważają się za członków grup przestępczych, bo przyłączyły się do nich poprzez kolegów ze szkoły albo przez kogoś z rodziny. Jednak większość ich działań nie odbywa się w 16. dystrykcie. Zdarza się też, że członkowie gangów z innych rejonów przychodzą czasem w nasze okolice, by sprawdzić, czy nie działają tu rywalizujące grupy i dać znać o swojej obecności przy pomocy graffiti i napadów rabunkowych.
A polskie gangi...
− Kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, polskie gangi rzeczywiście były aktywne w rejonie parku Chopina i kościoła św. Władysława, ale tego problemu już nie ma. Myślę, że wiele polskich rodzin wyprowadziło się, a wraz nimi osobnicy, którzy należeli do gangów. Mieszkam w tej okolicy, często wychodzę na spacer z psem i widzę, że jest spokój.
Czy 16. dystrykt ma najmniejszą przestępczość w całym mieście?
− Niestety nie. Jeszcze niższe od naszych wskaźniki przestępczości ma 20. dystrykt, znajdujący się na wschód od nas, na terenie wyznaczonym pomiędzy jeziorem Michigan od wschodu i rzeką Chicago od zachodu oraz od południa ulicę Lawrence i od północy ulicą Peterson. Staramy się o pierwsze miejsce, ale na razie jesteśmy na drugiej pozycji. Warto przy okazji zdać sobie sprawę, że nasz dystrykt zajmuje dużo większy teren, a więc trudniej jest na nim utrzymać spokój i porządek.
Czy stanowisko komendanta sprawia satysfakcję?
− Oczywiście. Bardzo mi się podoba to, że i mieszkam i pracuję w 16. dystrykcie. Mieszkam w Portage Park, blisko kościołów św. Władysława i św. Bartłomieja. Służę w policji od 29 lat, ale po raz pierwszy tak blisko miejsca zamieszkania. Przez wiele lat pracowałem na południu i zachodzie miasta, a także w Humboldt Park i Wrigleyville.
Dlaczego został Pan policjantem?
− Mój ojciec był policjantem. Poszedłem w jego ślady, po kilku latach pracy w zawodzie nauczyciela, który podjąłem po studiach. Uczyłem w klasach od 4 do 6 w szkole podstawowej. Zdecydowałem się wziąć udział w egzaminie do policji, zdałem i zostałem przyjęty w jej szeregi. Jak do tej pory jestem bardzo zadowolony ze swojej decyzji.
Ilu policjantów pracuje w 16. dystrykcie i ilu z nich mówi po polsku?
− W naszej komendzie pracuje około 200 oficerów. Ciągle się to zmienia, bo przechodzą na emeryturę. Ilu z nich mówi po polsku? Szczerze mówiąc, nie wiem. Jak na razie poznałem tylko dwóch, którzy zawsze zgłaszają się, gdy są potrzebni jako tłumacze.
Czy nie brakuje Panu rąk do pracy?
− Oczywiście zawsze przydałoby się więcej policjantów, ale biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczną miasta i bezpieczeństwo w dzielnicach o większej przestępczości, to tamte rejony potrzebują więcej funkcjonariuszy niż my. U nas dominują przestępstwa popełnione na własności prywatnej, w tamtych dystryktach są to przestępstwa z użyciem przemocy, dlatego tam przekierowuje się więcej oficerów. My jesteśmy ofiarą własnego sukcesu − mamy mniejszą przestępczość i mniejszą liczbę policjantów. Jeśli będziemy mieli więcej przestępstw, przydzielą nam więcej patrolowych.
W jaki sposób lokalne społeczności, w tym polsko-amerykańska, powinny współpracować z policją?
− Zalecałbym wszystkim, a nawet sobie samemu też, przebywanie więcej na zewnątrz i większe otwarcie się na sąsiadów i najbliższą okolicę. Chodzimy do pracy, załatwiamy swoje sprawy w mieście, wracamy do domu i już z niego nie wychodzimy. Nie siedzimy na werandzie, nie spacerujemy, nie biegamy po najbliższej okolicy. I z tego korzystają elementy przestępcze. Jeśli nikogo nie ma w parku, to oni go okupują. Ale jeśli w parku jest sporo ludzi, to chuligani znikają. Dlatego zachęcam do wychodzenia z domu, do podejmowania różnych aktywności, do choćby pracy w ogródku. Zachęcam do pracy społecznej w szkołach i parafiach. To wszystko pomaga lokalnej społeczności i pomaga nam, lokalnej komendzie policji. Ciągle słyszę narzekania mieszkańców, że nie widzą na ulicach policji. A my mamy na to odpowiedź, że nigdy nie widzimy nikogo na ulicy.
Na witrynie internetowej 16. dystryktu są informacje o różnych programach prowadzonych przez komendę dzielnicową. Jak można uzyskać do nich dostęp?
− Mamy bardzo dobry dzielnicowy program CAPS (Chicago Alternative Policing Strategy − program współpracy policji z mieszkańcami, przyp. red.). Spotkania odbywają się w różnych miejscach, a więc każdy może raz w miesiącu wziąć udział w spotkaniu z policją w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. Takie uczestnictwo ma wiele korzyści. Można uzyskać wiele cennych informacji, dowiedzieć się, co naprawdę dzieje się w naszej okolicy, poznać sąsiadów. Uczestnicząc w spotkaniach CAPS, uzyskają też wasi czytelnicy informacje odnośnie tego, jak korzystać z innych programów, m.in. dla seniorów i młodzieży. Kalendarz spotkań CAPS, zaplanowanych do końca roku, jest na naszej witrynie. Harmonogramem dysponują biura radnych i oni też ogłaszają spotkania policji z mieszkańcami na swoich stronach internetowych. Można oczywiście zatelefonować do nas. Oficer dyżurny udzieli informacji i po uzyskaniu adresu dzwoniącego skieruje na zebranie odbywające się w najbliższej okolicy.
Co Pan sądzi o nominacji Eddie Johnsona na p.o. szefa policji. To w tej chwili faworyt burmistrza i radnych na komendanta głównego policji w Chicago
− Znam Eddie Johnsona i wiem, że jako szef policji będzie robił dobrą robotę. Bardzo się cieszę, ze otrzymał to stanowisko. Nie jestem jednak w stu procentach zadowolony ze sposobu, w jaki otrzymał nominację, bo nie złożył nawet podania o pracę i nie było go wśród finalistów na stanowisko nadinspektora, wśród osób świetnie przygotowanych do tej funkcji. Czas pokaże, czy rzeczywiście dokonano właściwego wyboru na stanowisko szefa policji. To była decyzja burmistrza i zobaczymy co będzie dalej.
Mówi się ostatnio o konieczności poważnych reform w Departamencie Policji Chicagowskiej...
− Myślę, że ta sprawa jest mocno przesadzona i niepotrzebnie robi się z niej sensację. Tak, rzeczywiście mamy funkcjonariuszy, którzy nie powinni sprawować obowiązków, nie powinni pracować. Ale czy to jest największy problem i główna przyczyna tego, co się dzieje w Chicago. Oczywiście, że nie. Niestety sensacją nie jest, jak obywatel zabije obywatela. Taka wiadomość znajdzie się na ostatniej stronie gazet. Ale o tym, że policjant zabił kogoś, pisać będą na pierwszej stronie. Nasza praca jest bardzo niebezpieczna i gdy jest zagrożenie życia, musimy być asertywni, a nawet agresywni. I wygląda na to, że w tej chwili duża część społeczeństwa, w tym również media, mówią nam, żeby wszystkim pozwolić na wszystko. Jeśli ktoś chce demonstrować, niech demonstruje. Jeśli chce się bić, to niech się bije. Nie ingerujcie. Jednak w społeczeństwach demokratycznych, a takim jesteśmy, policja musi ingerować, by zapewnić bezpieczeństwo i utrzymać porządek.
Według Pana, eksperta w dziedzinie bezpieczeństwa, dlaczego w ostatnich miesiącach notuje się skok w liczbie strzelanin i zabójstw na południu i zachodzie miasta?
− To kombinacja kilku czynników, ale jednym z najważniejszych jest to, że nie przywiązujemy należytej wagi do przestępstw popełnionych z bronią palną. Aresztowani za nielegalną broń przebywają za krótko za kratkami, wychodzą szybko na wolność za kaucją. Potem odpowiadają z wolnej stopy przed sądem i otrzymują łagodną karę albo wyrok w zawieszeniu. Dlatego ludzie nie boją się nosić broni i takich ludzi jest coraz więcej. Innym czynnikiem wpływającym na przestępczość to działalność dużej liczby gangów. To nie są stałe grupy przestępcze, one ciągle dzielą się na mniejsze. Co przecznicę jest inny gang i ich członkowie są w ciągłych konfliktach. Do niedawna gangi były dobrze zorganizowane, o wyraźnej strukturze i hierarchii. Jeśli ktoś chciał handlować narkotykami, pytał o pozwolenie lidera grupy. Teraz każdy robi, co chce. Nikt nikogo nie pyta o pozwolenie. Na dodatek członkowie tych band są dużo młodsi niż ich poprzednicy. Jeszcze do niedawna wiedzieliśmy, kto stał na czele gangów. Jeśli coś się stało, wiedzieliśmy, kto był przywódcą i z kim rozmawiać, i jakich używać argumentów. Teraz jest zupełnie inna sytuacja. Tamtych metod zwalczania gangów już nie można stosować.
Co trzeba robić, by walka z przestępczością była skuteczna?
− Potrzebne są fundusze na programy zdrowia psychicznego, programy dla młodzieży, więcej miejsc pracy. Trzeba wzmocnić struktury rodzinne, udostępnić poradnictwo. Niestety jeśli chodzi wydatki na te właśnie cele, dominuje krótkowzroczność. Pojawiają się wątpliwości, czy właśnie na to powinniśmy przeznaczyć fundusze. Dlatego dominuje strategia doraźnej interwencji, „naklejania plastra” w miejscu, w którym jest potrzebny. Wszyscy wiedzą, że to tylko chwilowe rozwiązanie problemu, ale i tak je stosują. Przede wszystkim wszyscy musimy sobie uczciwie powiedzieć, że mamy poważny problem i powziąć postanowienie rozwiązania go, ale nie przy pomocy jeszcze jednego plastra. Musimy postanowić, żeby zrobić to, co jest dobre dla Chicago, a niekoniecznie dla mnie jako jednostki. Ale niestety jeszcze nie jesteśmy na tym etapie. A przede wszystkim powinniśmy zapomnieć o polityce, bo ona spowalnia wszystkie działania.
Czy komenda pod Pana kierunkiem podejmuje również inicjatywy pomocowe?
− Tak, ponieważ na dłuższą metę zapobiegają one przestępczości. Oddelegowałem sierżanta i dwóch oficerów, by skoncentrowali się na znalezieniu pomocy dla bezdomnych, chorych psychicznie i uzależnionych, którzy potencjalnie mogą być tak sprawcami jak i ofiarami przestępstw. Gdy przyjdzie lato, będziemy już bardzo zajęci i nie będziemy mogli tego robić. Problem jest poważny. Nie wszyscy wiedzą, że w 19. dystrykcie, gdzie wcześniej pracowałem, są ogromne skupiska bezdomnych pod wiaduktami m.in. przy ulicy Wilson i Lawrence. Może nie znajdziemy schronienia dla wszystkich potrzebujących. Ale jeśli pomożemy choć jednej osobie, to też jest sukces. Gdy z trzech koczujących na stacji Jefferson Park pozostanie tylko dwóch, to jest bardzo wiele. Niestety wiele serwisów socjalnych zostało obciętych. Kiedyś mieliśmy vana i więcej pracowników, którzy zajmowali się zbieraniem bezdomnych w całym dystrykcie. Teraz nie mamy takich środków i musimy sami sobie radzić.
Na ławce przy Jewelu w rejonie skrzyżowania ulic Irving i Narragansett często można zobaczyć parę bezdomnych Polaków. Pisała o nich nasza gazeta...
− Wiem o kogo chodzi. Kobieta i mężczyzna. Spędzają też dużo czasu w pobliskim parku Merrimac. Dostaliśmy od mieszkańców wiele meldunków na ich temat. Wiem, że sprzątają po sobie i nie przysparzają żadnych problemów, a pod Jewelem proszą o datki. Lepiej jest im dać jedzenie niż pieniądze, bo kupią za nie alkohol. Staramy się skontaktować również z nimi. Może uda się im pomóc.
Dziękuję za rozmowę.
[email protected]
Komendant William Looney kieruje 16. dystryktem od czterech miesięcy. Wcześniej sprawował kierownicze stanowisko w dystrykcie 19. Looney uzyskał licencjat i stopień magistra nauk ścisłych na Western Illinois University. Z żoną i dwojgiem dzieci mieszka w chicagowskim Portage Park.
Mapa 16. dystryktu - źródło: CPD
Reklama