Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 12:59
Reklama KD Market

Mierny wybór

Gdy się ogląda kolejne prezydenckie debaty telewizyjne, nie sposób nie zauważyć, iż tym razem amerykański elektorat ma przed sobą dość kiepski wybór. Po stronie republikańskiej dyskusja odbywa się na poziomie zacietrzewionych smarkaczy kłócących się podczas zabawy w piaskownicy. Doszło nawet do tego, że wywiązał się spór o wielkość rąk (oraz innych części ciała) pana Trumpa. Natomiast po stronie demokratycznej dyskusja jest wprawdzie znacznie poważniejsza, ale toczy się między dwójką kandydatów, którzy w gruncie rzeczy aż tak bardzo się od siebie nie różnią, z wyjątkiem faktu, że jeden z nich budzi pewien entuzjazm u niektórych wyborców.

Prawda jest prosta – w listopadzie nie będzie specjalnie kogo wybrać, a jednak wybrać trzeba. Realne szanse na nominację ma już tylko pięć osób. Jedna z nich zostanie prawdopodobnie nowym przywódcą USA, co niestety nie napawa zbytnim optymizmem.

  1. Donald Trump – obrażalski i obraźliwy megaloman, którego obecność na scenie politycznej w roli wiodącego kandydata republikańskiego jest nowym „dnem” w historii kraju.

  2. Ted Cruz – ultrakonserwatywny senator, którego dotychczasowa kariera w Waszyngtonie przyniosła mu dwie „zasługi” – sparaliżowanie rządu federalnego oraz skuteczne zrażenie do siebie jego senackich kolegów i znacznej części wyborców.

  3. Marco Rubio – stosunkowo młody człowiek, którego w miarę powszechnie nazywa się „pustym garniturem”, gdyż w zasadzie nie reprezentuje sobą żadnych ważkich treści lub poglądów.

  4. Hillary Clinton – kandydatka wpływowa, ale mocno skoligacona z kręgami wielkiej finansjery i niebudząca wśród elektoratu zaufania.

  5. Bernie Sanders – „demokratyczny socjalista”, który systematycznie obiecuje wszystkim rewolucyjne zmiany, zdając sobie doskonale sprawę z tego, iż w roli prezydenta jego szanse na spełnienie tych obietnic będą zerowe.


Patrząc na powyższą listę, zadaję sobie czasami pytanie: czy w ponad 300-milionowym kraju naprawdę nie można było znaleźć ciekawszych polityków? Być może ten mierny wybór jest przejawem faktu, iż amerykański system polityczny znajduje się w stanie poważnego kryzysu. Wystarczy wspomnieć o kilku faktach.

Kongres praktycznie przestał podejmować ważkie decyzje i zmienił się w gremium, które prowadzi jałowe dyskusje tylko po to, by utrwalać poczucie totalnego marazmu i niemocy. Sąd Najwyższy – podzielony na dwa ideologicznie wraże sobie obozy – nie ma obecnie pełnego składu, a rządzący republikanie twierdzą, że – wbrew konstytucji – zignorują prezydenta i jego ewentualnego kandydata. Ameryka tonie w broni palnej i okresowych strzelaninach, a mimo to nie ma w kraju żadnego polityka, który miałby odwagę i ochotę, by coś z tym problemem zrobić. Podobny brak odwagi występuje w przypadku kwestii nielegalnych imigrantów. Wreszcie kraj zdaje się tkwić w stanie permanentnej wojny, najpierw z al-Kaidą i Irakiem, a teraz z Państwem Islamskim.

Nic dziwnego, że w tegorocznych wyborach często padają słowa o „rozgniewanym elektoracie”. Przyczyn złości jest sporo.

Andrzej Heyduk

Na zdjęciu: Donald Trump fot.Jim Lo Scalzo/EPA

 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama