Sarah Palin zrobiła sobie przerwę w obserwowaniu Rosji z werandy swojego domu na Alasce i przyłączyła się do kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, biorąc jednocześnie udział – wspólnie z nim – w politycznym wiecu. Niestety bardzo szybko okazało się, że od roku 2008, kiedy to Palin w roli wiceprezydenckiej kandydatki pogrążyła senatora Johna McCaina swoją niemożliwą do ukrycia ignorancją, w zasadzie nic się nie zmieniło. Była gubernator Alaski nie zmądrzała ani na jotę. Wręcz przeciwnie – nadal plecie mniej więcej te same, niemożliwe do zrozumienia głupoty, które opowiada z udawanym, sztucznym folkloryzmem, mającym zyskać jej poparcie „zwykłych ludzi”.
Jej poglądy polityczne nie mają tu większego znaczenia, a zresztą są one jej prywatną sprawą i ma do nich absolutne prawo. Problem leży w czymś innym. W krótkim, wiecowym wystąpieniu Palin w zasadzie nie tyle mówiła, co bełkotała. Gadała angielszczyzną, która zapewne dla niej jest całkowicie zrozumiała, ale która pozbawiona jest jakichkolwiek zasad gramatyki i znaczenia. Trudno jest oczywiście tłumaczyć te „perełki” poplątanej semantyki na jakikolwiek inny język, ale podam choćby kilka prostych przykładów, zachowując oryginalną interpunkcję, wszędzie tam, gdzie to możliwe.
„Kandydatura Trumpa objawiła, nie tylko te tragiczne – te uwarunkowania zdrady transformacji naszego kraju, ale, po drugie, on obnażył współudział obu stron, które to umożliwiły, OK?”.
„Ten jego (Trumpa) stworzony samodzielnie sukces, wiecie, że on nie dostaje swojej siły, swojego upojenia, z opium – pieniędzy innych ludzi – tak jak wielu durniów w Waszyngtonie”.
„No cóż, on (Trump) jest jedynym, który jest chętny, ma odwagę nosić problemy, o których trzeba mówić i debatować, na rękawie. Gdzie reszta kandydatów establishmentu, oni stosują uniki i się kryją. Oni noszą na sobie poprawność polityczną jak kamizelkę samobójcy”.
Pani Palin używała też słów, które w ogóle w języku angielskim nie istnieją, np. „squirmishes”, a czasami na tyle plątała się w swojej karkołomnej składni, że w zasadzie nikt nie wiedział, o co jej dokładnie chodziło. Było to żałosne widowisko, mniej więcej tak samo żałosne jak słynny wywiad telewizyjny przed laty, w czasie którego pani Palin nie potrafiła wymienić ani jednego tytułu gazety, którą regularnie czyta oraz nalegała, że zna się na polityce zagranicznej, ponieważ jej stan jest blisko Rosji.
Donald Trump zyskał sobie poparcie ze strony ulubienicy skrajnych konserwatystów, która jest po prostu niegramotna. Jego sprawa. Problem jednak w tym, że przed paroma miesiącami pan Donald, chwaląc Palin, stwierdził, iż widzi dla niej miejsce w swojej przyszłej administracji. Jeśli tak, to trzeba chyba będzie stworzyć dla niej jakieś nowe ministerstwo, np. Department of Total Nonsense.
Andrzej Heyduk
Sarah Palin fot.Gage Skidmore/Wikipedia
Reklama