Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 00:27
Reklama KD Market
Reklama

Czas patriotów



 

Zieleń. Tak intensywna, że razi. Zielone pasy, chaotyczne szerokie esy-floresy przytłaczają i niepokoją. Na pierwszym planie trzy ludzkie postaci, małe i prawie nieistotne. Jeśli nie widzieli Państwo obrazu „Las” Wilhelma Sasnala, koniecznie poproście o pomoc wujka Google'a. Warto. Kopia „Lasu”, którą dostałem niedawno na urodziny od przyjaciela, wisi u mnie w domu. Zieleń podobno uspokaja, ale obraz nie daje spokoju. Przedstawia bowiem kadr z filmu dokumentalnego „Shoah”, opowiadającego o horrorze Holocaustu. Trzy maleńkie postaci: twórca filmu, świadek zagłady i tłumacz spacerują po łące. To tutaj w czasie wojny istniał obóz koncentracyjny – Treblinka. Świadek opowiada reżyserowi o swoich obozowych przeżyciach, ale oto, za ich plecami opowieść przejmuje las, przed którym zamordowano setki tysięcy ludzi, głównie polskich Żydów. Narracja lasu jest tak nieludzka jak sama zbrodnia, a użyta przez malarza metafora pozostawia odbiorcę z wielką gulą w gardle.

W ostatnim numerze „Newsweeka”, tygodnika znienawidzonego przez obecną polskią władzę i jej wyznawców, Wilhelm Sasnal opowiedział o swoim przeżywaniu polskości. Odważnie i bez ogródek, zahaczając o ekshibicjonizm. Czytałem ten wywiad z bijącym sercem z kilku powodów. Sasnal to mój ulubiony polski malarz, rozumiem jego język i kod, którym się posługuje (a przynajmniej tak mi się wydaje). Łączy nas doświadczenie pokoleniowe oraz mała ojczyzna, obaj jesteśmy z Tarnowa, choć ja ze Strusiny, a on z Mościc. Tym, którzy o polskim malarstwie wiedzą choć minimum, Sasnala przedstawiać nie trzeba. To najbardziej znany współczesny polski malarz, którego obrazy były wystawiane we wszystkich najważniejszych galeriach świata, uznawany przez krytyków sztuki za przedstawiciela światowej malarskiej czołówki. Również jeden z najdroższych, co mnie wcale nie dziwi. Jednym z moich inwestycyjnych marzeń jest mieć własnego „Sasnala” na ścianie. Na razie mam kopię.

Hejt, który rzygnął w kierunku malarza po wspomnianym wywiadzie, nie dziwi. Stał się niestety polską normą, znakiem firmowym, chlebem powszednim. Jaśnie oświeceni prawdziwi Polacy dokonują na naszych oczach selekcji: ty na prawo, ty na lewo, ty Polak, ty zdrajca. Ludowo-narodowa rewolucja równa do dołu, każdego, kto ośmieli się wychylić przed szereg, należy zgnoić. Niezależnie od jego osiągnięć, talentu i pozycji. Nagle cała, latami wykonywana praca, budowana marka, jest zanegowana jako „antypolska” – to nowe słowo wytrych, łata, której nie sposób się pozbyć. Nadchodzi czas miernot, w sztuce, literaturze, poezji, dziennikarstwie, przynajmniej jeśli chodzi o mainstream. Prawdziwej sztuce zejście do podziemia wyjdzie tylko na dobre, wyostrzy się język społecznego komentarza, wysublimuje się przekaz, a za nim gusta odbiorców. Przed nami era sztuki narodowej, opiewającej. Sztuki z klapkami na oczach, sztuki „od do”, czyli sztuki mizernej, wtórnej i sztucznej.

Na szczęście jazgot prawicy nie zmieni faktu, że Wilhelm Sasnal jest i będzie malarzem wybitnym. Jego wywiad o przeżywaniu polskości jest natomiast dowodem na wielokierunkowość patriotyzmu. Sasnal mówi, że raczej „kraj” niż „naród”, że mała ojczyzna, że zapach ziemi wiosną i możliwość zakupu białego sera w każdym sklepie są dla niego ważnymi składnikami przeżywania polskości. To nie jest teza pod dyskusję, ponieważ każde uczucie, w tym do ojczyzny, jest intymną sprawą każdego człowieka. Narzucanie obowiązującego modelu miłości do Polski to jak ujednolicenie miłości do rodziców czy dzieci – każdy przeżywa ją inaczej, bo nie ma na świecie dwóch osób posiadających ten sam bagaż doświadczeń. Na pytanie: „czy kochasz Polskę?” pierwsza naturalna odpowiedź, jaka ciśnie mi się na usta, to: „co cię to obchodzi?”.

Nadszedł „czas patriotów”. Wraz z nim nienawiść do elit, do wykształciuchów, artystów i wolnomyślicieli. Nie dziwię się, niezależnymi umysłami nie da się rządzić. Kiedy historyk literatury Stanisław Pigoń dowiedział się, że poeta Krzysztof Kamil Baczyński będzie walczył w powstaniu warszawskim, powiedział słynne zdanie: „Należymy do narodu, którego losem jest strzelać do wroga brylantami”. Współcześnie ta ikoniczna fraza brzmi okrutniej: „Należymy do narodu, którego wyborem jest spuszczać brylanty w kiblu”.

Grzegorz Dziedzic

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama