To nie są święta cichej nocy. To – bez względu gdzie Polacy siadają do stołu – święta w dynamice „bracia, patrzcie jeno” i gorejących nastrojów goszczących w większości naszych domów.
I nic nas nie powstrzyma od rozpolitykowania, ani cud narodzin w Betlejem, ani intymność opłatka, ani pasterka. Nic – pan Jezus zszedł na drugi plan. Skacząca pokrywka na politycznym bigosie, gdzie dodano o jeden składnik za dużo, zakończy się albo niestrawnością biesiadników, albo przypaleniem. Wyjście po świąteczne zakupy znowu stało się sprawą polityczną. Tyle że nie z powodu podwyżki ceny chleba, ale z faktu pakowania nam do siatki Trybunału Konstytucyjnego wraz z uchem od śledzia. Na razie polityka skutecznie zdominowała magię przemiany.
Z nosem w telewizorach, przed ekranem komputerów – życzymy sobie wszystkiego najgorszego. W internecie prześcigamy się w deklaracjach, kto jest jakiego sortu, szydzimy, gardzimy, grozimy, nienawidzimy. Przy poklasku mediów utwierdzających nas w tych podziałach. Także mediów polonijnych. Atmosfera zagęszcza się wraz z opowieściami o wściekłych atakach, nowelizacjach ustaw, głosowaniach, dymisjach, ułaskawieniach, słupkach popularności, prezesach, przewodniczących, a także prezydentach i komitetach. Oto polskie święta AD 2015.
Ale jeśli przyjąć za wykładnię teorię psychologii pozytywnej Seligmana to i w tych nastrojach można upatrywać wartości dodatniej. To, czego świadkami jesteśmy nad Wisłą, to oblicza pluralizmu politycznego, wolności słowa i demokracji, na straży której stoi konstytucja… Jeśli oczywiście stoi.
Ciągle pozostaje mieć nadzieję, że nie damy się do końca zwariować i zmanipulować, a próby zantagonizowania nie staną się naszym udziałem.
Życzę Państwu, mimo wszystko, by cicha noc przyniosła „pokój ludziom wszem”. Nie tylko na te święta.
Małgorzata Błaszczuk
fot.agnesliinnea/pixabay.com
Reklama