Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 09:58
Reklama KD Market

Ekspert wojskowy: nie ma dobrych metod na obronę przed piratami



Zdaniem kmdra por. rezerwy Maksymiliana Dury nie ma idealnego sposobu na uniknięcie ataku piratów. W przypadku porwania 5 polskich marynarzy winą obciążyć można jednak władze Nigerii, które pozwoliły piratom dopłynąć do brzegu z uprowadzonymi - dodaje.

"Przeciętny Kowalski nie rozumie, czym jest dzisiejsze piractwo. Po filmach typu +Piraci z Karaibów+ każdemu się wydaje, że to jacyś romantyczni łowcy przygód, a tak naprawdę to są pospolici bandyci. Oni działają w rejonach, gdzie najzwyczajniej w świecie nie można kraść na ulicach – bo tam ludzie są biedni, trudno tam cokolwiek zrabować, hotele są pilnie strzeżone, a turyści poruszają się w grupach też dobrze chronionych. W związku z tym najlepszym wyjściem jest kraść na morzu i to właśnie robią” – powiedział w piątek PAP Dura, który służył w Marynarce Wojennej 31 lat.

W piątek po południu polski oddział spółki Euroafrica, do którego należy statek o nazwie Szafir, wydał komunikat prasowy, w którym napisano m.in., że statek "został zaatakowany z dwóch łodzi przez uzbrojonych piratów, w odległości ok. 35 mil morskich od wybrzeży Nigerii". "Na skutek ataku 5 członków załogi pokładowej zostało najprawdopodobniej uprowadzonych przez piratów. Pomieszczenia załogi zostały splądrowane, po czym piraci opuścili statek" - podkreślono w komunikacie.

Zdaniem Dury, na statku doszło prawdopodobnie do zwykłego napadu rabunkowego.

"Napastnicy wiedzieli, że nie mogą porwać samego statku, nie można przecież ukryć tak wielkiej jednostki o wyporności ok. 10 tys. ton. W związku z tym weszli na pokład i chcieli sprawdzić, co się na statku znajduje – czy są jakieś pieniądze, kosztowności. I prawdopodobnie zbyt mało znaleźli, stwierdzili, że zbyt wiele się nie zarobi i po prostu zdecydowali się porwać ludzi dla okupu. Jest to więc, moim zdaniem, zwykły bandycki napad, tyle że przeprowadzony na morzu" – ocenił.

"Oczywiście należy też dopuszczać – nie daj Boże, żeby tak było – że to ma być napad, który ma służyć porwaniu dla celów terrorystycznych, przez grupy terrorystyczne islamistów, którzy także są na terenie Nigerii. Taka możliwość oczywiście teoretycznie też istnieje, ale tego nie brałbym za bardzo pod uwagę, dlatego że piractwo to szczególny fach i +zawód+ nie dla zwykłych ludzi. Tu mamy jednostki wypływające 30 mil od brzegu. Ludzie, którzy są nieprzygotowani lub nie mają obycia w warunkach morskich, nie są w stanie tego dokonać" – dodał.

Wyjaśnił, że uprawianie piractwa we współczesnych czasach wymaga dużego wyszkolenia. „Oni zaatakowali nie na jakichś statkach czy kutrach; podejrzewam, że uderzyli raczej na małych, szybkich łodziach motorowych. Statek, na który wdarli się piraci, ma wysokie burty i trzeba niemałych umiejętności, aby się dostać na pokład. To nie mogli więc być amatorzy, musieli się tym już parać wielokrotnie" – zaznaczył.

Na mapie morskiej świata jest kilka miejsc zagrożonych piractwem. „To wybrzeże Somalii, rejon zachodniej Afryki (gdzie porwano Polaków – PAP), Karaibów i Malezji. W tym ostatnim rejonie jest najgorzej, bo tam są porywane całe statki. Po na przykład przemalowaniu burt jednostki znikają” - dodał oficer.

W ocenie Dury, liczba porwań i napadów zmniejsza się ze względu na poważne operacje, prowadzone przeciw piratom. „Wykorzystuje się różne środki: tworzone są specjalne strefy, statki są konwojowane, wysyła się w zagrożone miejsca m.in. okręty NATO. Jeśli chodzi o Zatokę Gwinejską, to w ub. roku było mniej aktów piractwa. I być może piraci wykorzystali tę sytuację, zmniejszoną liczbę patroli i zdecydowali się zaatakować" - ocenia.

„Samego wejścia na pokład piratów nie sposób raczej powstrzymać, można to jedynie opóźnić poprzez umieszczenie drutów kolczastych lub użycie armatek wodnych. To są tylko półśrodki, czasami groźne nawet dla załogi. Każdy statek może natomiast próbować zapobiec wdarciu się napastników, obserwując znajdujące się wokół inne jednostki pływające. Problem w tym, że w tym rejonie pływa wiele jednostek i trudno jest rozpoznać, która z nich może być niebezpieczna” – uważa Dura.

Jego zdaniem nie ma możliwości, żeby statek handlowy całkowicie uchronił się przed atakiem pirackim.

„Tak naprawdę jedynym i najlepszym sposobem – tak jak to zresztą zrobiła załoga tego statku z polskimi marynarzami – jest wezwać pomoc, która dyżurując w pobliżu powinna szybko zareagować, i zamknąć się w ładowni. Uciec przed napastnikami się nie da. Prędkość tego statku, ok. 12 węzłów, to niewiele. Łodzie motorowe z dobrymi silnikami płyną z szybkością 30-40 węzłów. Wysokie burty też niewiele pomogą – oni wchodzą po linach, po tyczkach z wielką sprawnością” – dodał wieloletni oficer MW.

Dura przewiduje, że w kwestii porwania polskich marynarzy sprawa będzie teraz zlecona firmom, które się w tym specjalizują. „Uznany i profesjonalny armator ma kontakt z takimi ludźmi i to będzie robione w strefach pozarządowych. To nie jest przecież pierwszy przypadek porwania ze statku. I mam nadzieję, że to się uda: wypłacony zostanie jakiś szczątkowy okup. Tak się te sprawy załatwia” – nadmienił.

Jego zdaniem, pertraktacje z piratami odbędą się bez udziału polskich władz. „Przypuszczam, że negocjować będzie głównie armator. Rządy oficjalnie nie pertraktują z porywaczami i nie płacą okupu. Kiedy porywacze dostaną pieniądze, to wypuszczą na wolność uprowadzonych. To jest dla nich czysty biznes. Jeśli by ich nie wypuścili, to wiedzą, że będą w przyszłości spaleni i nikt już z nimi nigdy nie będzie niczego negocjował” – powiedział oficer.

Dura uważa, że można natomiast mieć w tej sprawie pretensje do rządu nigeryjskiego.

„Cała sprawa, wbrew pozorom, jest winą władz tego państwa. Samego aktu pirackiego nie można przewidzieć i trudno uniknąć. Natomiast to, co się później dzieje, to już jest sprawa łatwiejsza. Po wysłaniu sygnału alarmowego siły nigeryjskie powinny odciąć wybrzeże od tego statku i bardzo łatwo można przechwycić takie jednostki pływające. Prawdopodobnie jednak Nigeria nie ma nadzoru nad swoją strefą nadmorską, nie ma posterunków w strefie przybrzeżnej, jak to jest np. w Polsce nad Bałtykiem i piraci bez problemu dotarli z porwanymi do brzegu” – stwierdził.

Dura dodał, że Polacy pływają na statkach na całym świecie, także w rejonach zagrożonych piractwem. „Tam są po prostu płacone większe pensje. I Polacy się godzą na to ryzyko. Pływają w niebezpiecznych miejscach, gdzie nie chcą pływać np. Amerykanie, Brytyjczycy, czy Francuzi" - wytłumaczył. (PAP)

 

Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama