Nic nie wskazuje na to, by w atak na hotel w stolicy Mali, Bamako, zaangażowani byli dżihadyści z Państwa Islamskiego (IS) i Boko Haram - poinformowały w źródła w administracji waszyngtońskiej.
Amerykańskie agencje rządowe uważają, że za atakiem na hotel rzeczywiście stoi ekstremistyczna organizacja Al-Murabitun, kierowana przez Mochtara Belmochtara, która już wcześniej przyznała się akcji w stolicy Mali.
Ugrupowanie to powstało w 2013 roku po opuszczeniu przez Belmochtara Al-Kaidy w Islamskim Maghrebie. Organizacja przekazała, że domaga się m.in. uwolnienia rebeliantów z malijskich więzień.
Islamscy ekstremiści uzbrojeni w broń palną i granaty wdarli się w piątek rano do luksusowego 190-pokojowego hotelu z okrzykami "Allahu Akbar". Według zarządzającej hotelem grupy Rezidor w chwili ataku w hotelu znajdowało się ok. 170 osób, w tym 140 gości.
Goście hotelu, oferującego spa, zewnętrzny basen i salę balową, pochodzili z wielu krajów; byli wśród nich obywatele Francji - członkowie załogi linii Air France, Niemiec, Belgii, USA, Turcji, Chin, Indii i Algierii. AFP informowała również m.in. o Hiszpanach, obywatelu Rosji i Kanadyjczyku.
W operacji odbijania zakładników brały udział siły malijskie, wspierane przez specjalne jednostki francuskie i amerykańskie. Wsparcia akcji udzieliło ok. 40 członków antyterrorystycznego oddziału francuskiej żandarmerii (GIGN).
Obecni na miejscu członkowie misji pokojowej ONZ podali, że zginęło co najmniej 27 osób.
(PAP)
Reklama