Każdy Polak w Chicago słyszał, a wielu z dumą powtarza stwierdzenie o „drugim po Warszawie polskim mieście świata”. Dane demograficzne wystawiają tę tezę na bezlitosną próbę. Czy Chicago rzeczywiście może poszczycić się drugą po Warszawie populacją Polaków?
Stwierdzenie o drugiej pozycji Wietrznego Miasta pod względem zamieszkujących je Polaków na stałe zagościło w świadomości nie tylko zamieszkujących Chicago i okolice osób polskiego pochodzenia, ale także wśród przedstawicieli innych nacji oraz rdzennych chicagowian. Jest powtarzane jako pewnik, tymczasem po pobieżnej choćby analizie danych demograficznych okazuje się, że nie odpowiada rzeczywistości. Ale zacznijmy od początku.
Polacy przybywali falami
Pierwsza fala polskiej emigracji przypada na lata 1890–1914. Do Stanów Zjednoczonych przybywają tzw. „założyciele” – emigracja ekonomiczna, głównie chłopi i najemnicy wiejscy. To Polacy bardzo słabo wykształceni, bez znajomości języka angielskiego, bardzo przywiązani do tradycji i wyznania katolickiego. Założyciele Polonii pracowali głównie jako robotnicy niewykwalifikowani w zakładach przemysłowych i rzeźniach. Wśród nich znaleźli się nieliczni przedstawiciele szlachty i inteligencji, jak choćby pierwszy Polak w Chicago, powstaniec listopadowy – kapitan John Napieralski.
Druga fala emigracji przybyła do USA przez Wielką Brytanię, Francję, Kanadę i Argentynę. To tzw. „żołnierze” – rzeczywiście wielu z Polaków emigrantów, którzy przypłynęli do Stanów Zjednoczonych w latach 1944–1948, walczyło na frontach II wojny światowej, a po objęciu władzy przez komunistów zdecydowali się nie wracać do Polski lub emigrowali z niej z powodów ekonomicznych i politycznych. Aż 70 proc. z „żołnierzy” mogło pochwalić się przynajmniej średnim wykształceniem, choć ich znajomość angielskiego wciąż była ograniczona.
W latach 1950–1980 do Stanów Zjednoczonych emigrowali przedstawiciele wszystkich klas społecznych: od chłopów po inteligencję, przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Wciąż słabo mówili po angielsku, podejmując prace często poniżej ich wykształcenia i kwalifikacji, pozwalające jednak na podniesienie statusu materialnego. Kolejna „solidarnościowa” fala to emigranci przyjeżdżający w latach 1980–1989, przede wszystkim z powodów politycznych, choć w obliczu kryzysu gospodarczego w Polsce wciąż popularna była emigracja ekonomiczna, jak również łączenie rodzin.
Najnowsza, trwająca do dziś, choć stopniowo zmniejszająca się emigracja z Polski to najczęściej ludzie młodzi, nieźle wykształceni (67 proc. posiada wykształcenie średnie i wyższe), z dobrą znajomością języka angielskiego. Coraz rzadziej w Stanach Zjednoczonych pozostają osoby bez uregulowanego statusu emigracyjnego i bez prawa do pracy. Obserwowana jest raczej reemigracja, czyli powroty Polaków do Polski, a stamtąd często do krajów Unii Europejskiej, które otworzyły dla Polaków swoje rynki pracy.
Chicago czy Illinois?
– Polskość Chicago jest silna liczebnością, tradycją i tożsamością mieszkających tu Amerykanów polskiego pochodzenia i Polaków, częstokroć zrzeszonych w licznych organizacjach polonijnych mających tu swoje siedziby. Tylko w stanie Illinois mieszka blisko milion osób polskiego pochodzenia, większość z nich w Chicago i na przedmieściach. Z tej perspektywy można pokusić się o stwierdzenie, że Chicago jest obecnie prawdopodobnie najbardziej polskim miastem poza granicami Polski – mówi nam wicekonsul Konrad Zieliński, rzecznik prasowy Konsulatu Generalnego RP w Chicago.
Dane na temat liczebności polskiej populacji w Chicago są rozbieżne i szacunkowe, z dwóch powodów: Polacy niechętnie biorą udział w badaniach demograficznych, często odmawiając wywiadów pracownikom Census Bureau; drugim powodem jest nielegalna imigracja, czyli Polacy, którzy pozostali w USA po wygaśnięciu ważności wiz turystycznych. Z dostępnych danych wynika, że w 1860 r. w Chicago Polaków było 109, w 1930 – już ponad 400 tysięcy. W kolejnych dekadach liczba emigrantów z Polski malała. W spisie powszechnym z 1980 r. do polskiego pochodzenia w metropolii chicagowskiej przyznało się 892 tys. osób, z czego w Chicago 301 tysięcy. Dwadzieścia lat później – w roku 2000 według spisu ludności w Wietrznym Mieście mieszkało nieco ponad 210 tys. osób pochodzenia polskiego, a w całym stanie Illinois blisko 933 tysiące. To właśnie te dane przesądziły o powstaniu mitu o „drugim po Warszawie polskim mieście”.
Jednak od roku 2000 populacja Polaków w Chicago systematycznie maleje. Najnowsze dostępne dane sprzed dwóch lat, udostępnione nam przez Piast Institute, mówią o 40 tysiącach polskich imigrantów (Polaków urodzonych poza USA) wśród 163 tys. chicagowian pochodzenia polskiego. Polacy w Chicago są wciąż liczną grupą, choć według badań American Community Survey stanowią zaledwie 6,3 proc. populacji Wietrznego Miasta, tracąc miano najliczniejszej europejskiej grupy imigracyjnej na rzecz Niemców i Irlandczyków. Język polski jest trzecim, po angielskim i hiszpańskim najczęściej używanym językiem w Illinois. Brakuje jednolitych danych na temat liczby Polaków, którzy wyjechali z Chicago w czasie ostatniego kryzysu finansowego. Linie lotnicze LOT sprzedały w latach 2008–2010 60 tys. biletów w jedną stronę, do tego należy doliczyć podróżujących innymi liniami lotniczymi oraz osoby, które wyjechały do innych stanów lub krajów, np. Kanady, czy bezpośrednio do Wielkiej Brytanii i Irlandii.
– Stwierdzenie, jakoby Chicago było drugim pod względem populacji Polaków miastem świata, jest mocno przesadzone. W 2012 roku wyprzedził nas Nowy Jork, gdzie obecnie mieszka więcej imigrantów z Polski (55,5 tys.) oraz więcej osób pochodzenia polskiego (163 tysiące, czyli tyle ile wszystkich mieszkańców Chicago pochodzenia polskiego). W Polsce, rzecz jasna, w wielu miastach mieszka więcej Polaków niż w Chicago, choćby w Krakowie, Łodzi, Wrocławiu czy Poznaniu. – mówi nam dr Thaddeus C. Radzilowski, szef Piast Institute, zajmujący się m.in. analizą demograficzną amerykańskiej Polonii.
Polacy czy Polish Americans?
Kolejną niejasnością jest samo określenie „Polak”. Przyjmuje się, że Stany Zjednoczone zamieszkuje blisko 10 mln osób polskiego pochodzenia, z których większość stanowią tzw. Polish Americans, czyli Amerykanie mogący pochwalić się polskimi przodkami, często mieszkający w Stanach od kilku pokoleń. Ogromna część Polish Americans jest całkowicie zasymilowana ze społeczeństwem amerykańskim, nie mówi po polsku, nie utrzymuje kontaktów z ojczyzną przodków ani z Polonią, a polskie tradycje zna i przestrzega ich w sposób szczątkowy albo wcale. Według danych z 2011 roku osób mówiących po polsku w domu mieszka w USA nieco ponad 607 tysięcy. W porównaniu choćby z rokiem 1980 ich liczba spadła o ponad 210 tysięcy. Ostatnie dane dotyczące mówiących po polsku mieszkańców Illinois pochodzą sprzed 15 lat – w roku 2000 było ich 140 tysięcy. Przy założeniu, że część Polaków należących do ostatnich fal emigracyjnych po recesji z końca poprzedniej dekady wróciła do Polski, liczbę mówiących po polsku i utrzymujących kontakty z Polską osób w Chicago i okolicach można ocenić na 100 tysięcy. To oni są odbiorcami polonijnych mediów i klientami nastawionych na polonijnego klienta firm. Zatem teza o „drugim polskim mieście po Warszawie” broni się jedynie przy założeniach, że mianem „Polak” określimy wszystkie osoby pochodzenia polskiego, a za Chicago uznamy cały stan Illinois. Demografia bowiem – w przeciwieństwie do historycznych sentymentów – opiera się na twardych danych statystycznych. Jeśli „polskość” zdefiniujemy jako posiadanie polskiego obywatelstwa, znajomość języka i zainteresowanie polskimi sprawami, bliższe prawdy będzie określenie Chicago (i okolic) mianem „drugiego Tarnowa”. Takie porównanie nie przynosi ujmy żadnemu z tych pięknych miast, a jest znacznie bliższe prawdy.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
Reklama