Czy już masz bilet na nowe „Gwiezdne wojny”? Jeśli nie, to pewnie będziesz musiał(a) poczekać co najmniej kilka dni po premierze, aby uniknąć tłumów. To będzie z pewnością hit świątecznego sezonu w kinach na całym świecie. Moc naprawdę budzi się i powraca. Przynajmniej jeśli chodzi o zarabianie kasy.
Najnowszy trailer – zajawkę „Gwiezdnych wojen: przebudzenia mocy” tylko w ciągu pierwszych 24 godzin obejrzało 128 milionów widzów. Przedsprzedaż biletów na pierwsze seanse bije rekordy. Statystyki pokazują, że 70 procent kupujących stanowili mężczyźni w wieku 18–49 lat. Średnia wieku dla grupy: 34 lata. Tylko na seanse na wielkich ekranach Imax (w USA jest ich 390) sprzedano w pierwszych godzinach bilety za 6,5 miliona dolarów, co było najwyższą sumą w historii. Teraz można będzie je kupić na wtórnym rynku po niebotycznych sumach.
Ponieważ tym razem premiera filmu będzie miała miejsce najpierw w innych częściach świata, Air France wraz z EuropaCorp Cinemas zaoferował fanatykom rycerzy Jedi lot do Paryża – tam będzie można obejrzeć film już w środę 16 grudnia, a nie tak jak w USA – w piątek, dwa dni później. Cena pakietu: 1400 dolarów. Dla angielskojęzycznych widzów przygotowano specjalnie dwa seanse w tym języku. Za hotel jednak i powrót na lotnisko trzeba zapłacić z własnej kieszeni. A fabuła siódmego odcinka sagi jest nadal owiana mgłą tajemnicy. To kusi.
Moc po raz trzeci
Kiedy w maju 1999 zdobyłam bilet na jeden z pierwszych seansów wznowionej sagi „Gwiezdnych wojen” – „Phantom Menace”, znalazłam się w innym świecie. Na sali kinowej byli głównie mężczyzni koło 40-tki i – oczywiście – młodzież. Obie grupy pojawiły się z zupełnie innego powodu – dla starszych była to nostalgia za czasami, gdy przeżywali jako młodzi ludzie przygody Luke’a Skywalkera, Hana Solo i księżniczki Lei. Dla młodych – nadzieja na obejrzenie świetnego filmu science-fiction z zapierającymi dech efektami specjalnymi. Gdy na ekranie pojawiła się charakterystyczna czołówka filmu, reakcja wszystkich kinomanów była identyczna – usłyszałam okrzyki, brawa i oklaski. Zobaczyłam wówczas prawdziwą moc „Gwiezdnych wojen”, cyklu, który w 1977 roku rozpoczął istnienie jednej z najbardziej wartościowych filmowych marek w dziejach światowej kinematografii. Moc, która teraz z pewnością przeniesie się na kolejną generację mieszkańców planety. Wszak entuzjaści pierwszej trylogii mają dziś po 50–60 lat, drugiej – grubo po 30. Teraz – jeśli Disneyowi uda się powtórzyć pierwszy sukces George’a Lukasa – kultowej sadze przybędzie kolejna rzesza wielbicieli. A być może nawet – nowych fanatyków, wierzących w istnienie dalekich galaktyk i mocy. Bo kluby miłośników „Gwiezdnych wojen” istnieją i działają pod każdą szerokością geograficzną.
Nie trzeba być zresztą fanem Jedi, aby nie zauważyć wpływu filmu na kulturę masową i nasze życie. Powiedzenie „Niech moc będzie z tobą” przeniknęło do naszego języka. Podobnie jak „ciemna strona mocy”, „imperium zła”, czy same „gwiezdne wojny” – w odniesieniu do kosmicznego wyścigu zbrojeń. Ten cykl filmów, w którym szlachetny świat dobra styka się i walczy ze światem zła, przedziwna mieszanka westernu, science-fiction i baśni stał się już na stałe częścią zbiorowej wyobraźni.
Powiedzenie „Niech moc będzie z tobą” przeniknęło do naszego języka. Podobnie jak „ciemna strona mocy”, „imperium zła”, czy same „gwiezdne wojny” – w odniesieniu do kosmicznego wyścigu zbrojeń. Ten cykl filmów, w którym szlachetny świat dobra styka się i walczy ze światem zła, stał się już na stałe częścią zbiorowej wyobraźni"
Budowanie napięcia
„Star Wars: The Force Awakens” to pierwsza produkcja cyklu z lat 1999–2005 będącego prequelem do odcinków z lat 70. i 80. Część siódma przeniesie nas do czasów długo po zniszczeniu drugiej Planety Śmierci oraz śmierci Dartha Vadera i imperatora. Zobaczymy w niej aktorów z pierwszej – licząc chronologię produkcji – trylogii, którzy mocno się już postarzeli. Poznamy też z pewnością nowych bohaterów, którzy będą nam towarzyszyć w kolejnych filmach. Bo trudno sobie wyobrazić, aby Disney, który wykupił Lucasfilm, zrezygnował z mocy pomnażania pieniędzy, jaką mają w sobie „Gwiezdne wojny”.
Już dawno przed premierą filmu nie budowano takiego napięcia. Z oficjalnych trailerów – zajawek filmu niewiele można wywnioskować na temat fabuły. Nieobecność w nich postaci Luke’a Skywalkera wzbudziła od razu spekulacje na temat roli tego bohatera w siódmym odcinku sagi. W internecie wrze od domysłów, czy przypadkiem ostatni ocalały rycerz Jedi nie przejdzie przypadkiem na ciemną stronę mocy?
Budowanie suspensu posunięto do tego stopnia, że wydawca Del Rey (część domu Penguin Random House) uległ naciskom Disneya i opóźnił rozpoczęcie sprzedaży książki towarzyszącej filmowi. Przypomnijmy: „Star Wars: The Force Awakens” wejdzie na ekrany 17 grudnia, książka ukaże się w księgarniach 5 stycznia. Dla wydawcy to duże wyrzeczenie. Del Rey traci bowiem cały świąteczny okres sprzedaży, podczas którego konsumenci kupowaliby publikację jako choinkowy prezent. Zwykle wydawcy wypuszczali książki powiązane z filmem na dwa miesiące wcześniej, licząc na to, że filmowe zajawki zachęcą do ich kupna. Disney chce jednak utrzymać jak najdłużej w tajemnicy fabułę „Przebudzenia mocy”. „Chcemy zatrzymać jak najwięcej niespodzianek dla widzów, którzy chcą zobaczyć film na wielkim ekranie” – tłumaczy rzeczniczka Lucasfilm. W dniu premiery Del Rey „zwolni” tylko e-booki, ale te rzadko kupowane są jako prezenty.
Sam Disney nie zrezygnował jednak z zarabiania pieniędzy – jeszcze we wrześniu opublikowano książkę będącą wstępem do wydarzeń, o których opowiada „Przebudzenie mocy”. W sklepach pojawiły się też zabawki, kostiumy i gry wideo przedstawiające postacie nie tylko ze starych filmów, ale także z najnowszej produkcji.
Moc marketingowego imperium
Wokół oryginalnych „Star Wars” wyrosło prawdziwe imperium. Wiara w moc udzieliła się milionom. Oryginalny film z 1977 roku, który uratował wówczas wytwórnię Fox przed bankructwem, stał się początkiem nowej rzeczywistości.
Powstawały nie tylko nowe odcinki kinowe. Lucas masowo kręcił także tańsze w produkcji telewizyjne filmy animowane oparte na „gwiezdnowojennym” kanonie. Kilkudziesięciu autorów napisało w sumie kilkaset książek i opowiadań o wydarzeniach z „odległej galaktyki wiele, wiele lat temu”, zaliczanych zarówno do głównego cyklu, jak i oferujących „alternatywną” historię. Del Rey, który jest tylko jednym z wydawców cyklu opartego na pomyśle Lucasa, sprzedał w USA i Kanadzie ponad 70 milionów książek. Większość z nich doczekała się tłumaczenia na polski i recenzji naszych, rodzimych fanów sagi. Lucasfilm, dziś będący częścią Disneya, opracował specjalną systematykę tych publikacji, dzieląc je według wątków i epok.
Książki to jednak nurt uboczny – miliardy dolarów przyniosła przede wszystkim sprzedaż filmów, gadżetów i strojów. Producent nie zawahał się także przed ponownym wprowadzeniem filmów do kin. Pierwsze trzy odcinki sagi (epizody 4–6) poprawiono cyfrowo, dorabiając nowe sceny i zarobiono na nich w multipleksach dodatkowe miliony dolarów.
Miecz świetlny? Zostaw w domu
Tym razem na premierę „Gwiezdnych wojen: przebudzenia mocy” nie będzie można zabrać filmowych gadżetów – mieczy świetlnych, czy masek Dartha Vadera i żołnierzy imperium. Główne sieci kinowe już zapowiedziały – w trosce o bezpieczeństwo innych widzów – że nie będzie można wchodzić na salę z zasłoniętą lub pomalowaną twarzą i z przedmiotami przyniesionymi z zewnątrz. Taką decyzję podjęły m.in kina Cinemark, Regal Cinemas i AMC. „Zostawcie blastery i maski Darha Vadera w domach” – apeluje AMC.
Nie jestem fanką „Gwiezdnych wojen”, ale czuję, że na ten film trzeba się będzie wybrać. Choćby dlatego, że to może być kolejny produkt kultury masowej, który nie pozostanie bez wpływu na nasze codzienne życie. Tak było nawet w przaśnym PRL-u. Urodziłam się w takich czasach, kiedy każda z nas chciała być Marusią albo Lidką, a chłopcy biegali w hełmofonach i bili się, kto będzie Jankiem Kosem. Cóż – każda epoka ma swoich „Czterech pancernych”. Toutes proportions gardées – trzeba przyznać, że amerykański odpowiednik jest jednak bardziej interesujący.
Jolanta Telega
[email protected]