Rosyjskie bombardowania w Syrii wywołały falę niepokoju, a wręcz ostrzeżenia przed kolejną wojną światową. Rosja, nauczona doświadczeniami wojny w Afganistanie, nie chce angażować się w konflikt na dużą skalę - uspokaja w rozmowie z PAP dr Łukasz Fyderek z UJ.
Rosyjskie lotnictwo rozpoczęło w środę bombardowania w Syrii, które Moskwa przedstawia jako kampanię przeciwko Państwu Islamskiemu (IS), jednak celami nalotów według źródeł zachodnich były ugrupowania syryjskich opozycjonistów. Tak oto francuski magazyn "Le Nouvel Observateur" zatytułował swój komentarz do tych wydarzeń: "Być może dzisiaj rozpoczęła się trzecia wojna światowa".
Eksperci i inne media zareagowali z większym spokojem, choć w wielu tekstach pojawia się ostrzeżenie przed takim rozwojem wydarzeń, w którym w Syrii - i w regionie - toczyć się będzie zimnowojenna konfrontacja między USA i ich sojusznikami, a Rosją.
Prezydent Władimir Putin wezwał w swym wystąpieniu na forum ONZ do zmontowania szerokiej koalicji do walki z IS. Nie chodzi jednak o tych dżihadystów; Rosja wspiera swego sojusznika, syryjskiego prezydenta Syrii Baszara el-Asada, a "dla niego IS nie jest szczególnym zagrożeniem" - mówi w rozmowie z PAP dr Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Powszechna jest opinia, że IS koordynuje część swych działań z reżimem Asada", dla którego głównym wrogiem jest syryjska opozycja. "Putin skupił się na IS wyłącznie ze względów propagandowych" - wyjaśnia Fyderek.
Według "Le Nouvel Observateur" rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie może się wymknąć spod kontroli - jak po zabiciu arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie w 1914 roku. Na pozór niewielka iskra może rozpalić tlący się konflikt "między dwoma biegunami islamu" (szyitami i sunnitami), a jednocześnie Rosjanie, których stanowisko w tym konflikcie popiera Iran, podjęli bombardowania tam, gdzie prowadzą już operacje siły zachodnie. "Tym dwóm koalicjom, które mają całkowicie odmienne cele, grozi to, że staną twarzą w twarz" - pisze francuski tygodnik.
Koalicja, której przewodzi Ameryka, walczy z Państwem Islamskim, ale też domaga się odejścia Asada; po stronie tej koalicji opowiedziały się sunnickie monarchie Zatoki Perskiej. Rosja i Iran oraz szyicki Hezbollah są sojusznikami Asada i wspierają go w walce z sunnicką opozycją.
Powołując się na źródła w Pentagonie "New York Times" ogranicza się do spokojniejszej oceny sytuacji: "Kampania (Rosji) może zaostrzyć konflikt w Syrii i go wydłużyć". Szef Pentagonu Ashton Carter ostrzegł jednak, że posunięcia Rosji to „dolewanie oliwy do ognia".
Carter zalecił też podwładnym zachowanie "otwartych kanałów komunikacyjnych z Rosją", by uniknąć sytuacji, w której walczące w tym samym kraju siły lotnicze koalicji pod wodzą USA i Rosji nie popadły przypadkiem w konflikt.
Skoro jednak interwencja Rosji obliczona jest na obronę reżimu Asada i wymierzona w syryjską opozycję, to budzi to obawy Pentagonu, że naloty Rosjan "zakłócą operacje wojskowe USA" - pisze "NYT".
Z koordynacją działań Rosjan i Amerykanów może być w istocie trudno - mówi w rozmowie z PAP dr Fyderek. Zwraca też uwagę, że pojawiły się już wśród ekspertów ostrzeżenia, że sytuacja w Syrii grozi "nową zimną wojną albo drugim kryzysem kubańskim". Inni specjaliści widzą raczej w Moskwie potencjalnego sojusznika w walce z Państwem Islamskim i podobnymi ugrupowaniami. Jednak "każda z tych narracji korzystna jest dla Rosji, bo umacnia jej wizerunek jako państwa, z którym znów należy się liczyć na arenie międzynarodowej" - komentuje Fyderek.
Waszyngtoński ośrodek badawczy Institute for the Study of War (Instytut badań na wojną) zamieścił na swych stronach internetowych komentarz, w którym zwraca uwagę, że środowe naloty rosyjskich samolotów nie były wymierzone w pozycje IS. Ponadto Rosja, Irak, Iran i Syria miały utworzyć "ośrodek koordynacji" swych działań. "Jeśli informacje te zostaną potwierdzone (...), naloty (rosyjskie) mogą być sygnałem, że zaangażowanie Rosji w wojnę Asada może być obliczona na szeroką skalę (...). Możliwa staje się też ewentualna ekspansja rosyjskich sił do Iraku" - piszą eksperci instytutu.
Zdaniem Fyderka Rosja nie planuje jednak poważnej interwencji. "Myślenie Rosji ukształtowała wojna w Czeczenii (z sunnickimi bojownikami). Od tej pory Federacja Rosyjska, która od początku swego istnienia szuka jakiejś formuły dla swej polityki wobec Bliskiego Wschodu, popiera szyicką mniejszość przeciw sunnitom" - wyjaśnia Fyderek.
"Moskwa powinna liczyć się z ryzykiem, że pułapką i długofalowym skutkiem takiej polityki jest to, że zrobi sobie wrogów ze wszystkich sunnitów" - mówi Fyderek. Przypomina też, że Moskwie od dawna zależało na podsycaniu napięć na Bliskim Wschodzie, ponieważ zależało jej na ograniczeniu dominacji tamtejszych państw eksporterów na rynku ropy, na którym konkurowały one z Rosją.
Amerykański ośrodek Stratfor ostrzega, że choć Rosja nie ma zapewne zamiaru angażować się militarnie w Syrii i na Bliskim Wschodzie na wielką skalę, to jednak jej ekspedycje wojskowe w regionie grożą tym, że Rosjanie po prostu zostaną wciągnięci w wojnę, bo sytuacja może się po prostu wymknąć spod kontroli rosyjskich dowódców.
Ekspert ośrodka Carnegie Europe Marc Pierini zauważa w rozmowie z "Euronews", że trudno teraz przewidzieć, czy operacje wojskowe Rosjan w Syrii uda się koordynować z działaniami koalicji, której przewodzi Ameryka, czy też można liczyć co najwyżej na wymianę informacji, która będzie "próbą uniknięcia przypadkowych konfliktów" między nimi.
"Rosja właściwie działała jak dotąd bezkarnie. Konsekwencje jakie ponosi za swe posunięcia na Krymie i Ukrainie, a obecnie w Syrii są bardzo niewielkie (...). Myślę więc, że toczy ona grę, w której Zachód (...) skazany został na rolę obserwatora lub kogoś, kto tylko stara się nadążać" za ruchami Rosji - podkreśla Pierini.
We wtorek "Economist", opisując rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie napisał: "Najgorszym skutkiem byłaby wojna między dawnymi zimnowojennymi rywalami, toczona poprzez pośredników".
"To już jest wojna toczona przez pośredników (zwana też wojną zastępczą). Ale jak dotąd, jest to wojna regionalna" - komentuje dr Fyderek.
Marta Fita-Czuchnowska (PAP)
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Reklama