Brytyjczyk Chris Froome z ekipy Sky zwyciężył w największym wyścigu kolarskim Tour de France. W klasyfikacji generalnej wyprzedził dwóch zawodników grupy Movistar - Kolumbijczyka Nairo Quintanę i Hiszpana Alejandro Valverde.
Froome po raz drugi wygrał "Wielką Pętlę". Poprzednio na najwyższym stopniu podium w Paryżu stanął w 2013, a rok wcześniej był drugi. W tegorocznym wyścigu dodatkowo zwyciężył w klasyfikacji górskiej.
W punktowej triumfował Słowak Peter Sagan, który zieloną koszulkę najlepszego sprintera zdobył czwarty raz z rzędu, a w młodzieżowej (biała koszulka) najlepszy był Quintana. Drużynowo zwyciężyła hiszpańska ekipa Movistar.
Najlepszy z Polaków Rafał Majka uplasował się w klasyfikacji generalnej na 28. miejscu.
Ostatni etap, z Sevres do Paryża (109,5 km), wygrał na Polach Elizejskich Niemiec Andre Greipel (Lotto Soudal), odnosząc czwarte zwycięstwo w tegorocznym wyścigu, a dziesiąte w karierze. "Goryl z Rostocku" wyprzedził o koło Francuza Bryana Coquarda (Europcar). Trzecie miejsce zajął Norweg Alexander Kristoff (Katiusza).
Froome minął metę za peletonem ponad minutę później, w jednej linii ze swoimi siedmioma kolegami z ekipy Sky. Wszyscy trzymali się za ramiona, świętując zwycięstwo swojego lidera. Brytyjczyk nie stresował się już różnicą czasową, ponieważ godzinę wcześniej sędziowie ogłosili neutralizację na ostatnich 68 kilometrach, aby nie doszło do kraks na śliskiej po deszczu kostce brukowej.
30-letni Froome zakładał koszulkę lidera przez 16 dni. Wygrał jeden etap - 14 lipca w La Pierre-Saint-Martin w Pirenejach, a styl, w jakim zwyciężył, był miażdżący i... wzbudził podejrzenia o doping. Urodzony w Kenii zawodnik musiał po drodze do Paryża zmagać się nie tylko z rywalami, ale i z niechętnymi mu kibicami. Na jednym z etapów został oblany moczem, na innym opluty. Musiał ignorować gwizdy, buczenia i obleśne gesty.
Podejrzewano go nie tylko o stosowanie środków dopingujących. Byli francuscy kolarze, a obecnie komentatorzy telewizyjni Laurent Jalabert i Cedric Vasseur domagali się dokładnego prześwietlenia jego roweru, a przed mikrofonem nie dowierzali, że kolarz ekipy Sky może "tak łatwo odfruwać" pod górę.
Po etapach pirenejskich wydawało się, że nikt nie zagrozi Froome'owi. "Biały Kenijczyk" błyskawicznie odpierał wszystkie ataki, zniechęcając rywali. Kryzys przyszedł w ostatnim tygodniu. Na dwóch etapach w Alpach odjechał mu najgroźniejszy konkurent Quintana, odrabiając w Alpe d'Huez większość strat. Kolumbijczykowi zabrakło niewiele, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i ostatecznie, tak jak dwa lata temu, zakończył wyścig na drugim miejscu i w białym trykocie najlepszego w kategorii do lat 25.
- Ten wyścig jest za duży - powiedział Froome na mecie w Paryżu. - Był dla mnie bardzo trudny, i na rowerze, i poza nim. Towarzyszyło nam jeszcze więcej stresu niż w poprzednich latach, ale takie jest kolarstwo w 2015 roku. Chcę oddać hołd moim kolegom z drużyny. Powiedziałem im: ta żółta koszulka jest tak samo moja, jak i wasza.
Na podium stanął także, po raz pierwszy w karierze, nie wybitny "góral", a raczej specjalista od wyścigów klasycznych - Valverde. Mistrz Hiszpanii okazał się lepszy od dwóch byłych triumfatorów Tour de France - ubiegłorocznego zwycięzcy Włocha Vincenzo Nibalego i rodaka Alberto Contadora, którzy zajęli miejsca czwarte i piąte. Valverde osiągnął swój największy sukces w "Wielkiej Pętli" w wieku... 35 lat.
Polskim kibicom wyścig przyniósł radość z czwartego w historii zwycięstwa etapowego kolarza znad Wisły. Majka, triumfator dwóch etapów i klasyfikacji górskiej ubiegłorocznego Tour de France, wygrał 11. odcinek z metą w Cauterets w Pirenejach. Na więcej nie pozwolili mu szefowie grupy Tinkoff-Saxo, liczący na to, że Polak pomoże liderowi drużyny Contadorowi w górskich wspinaczkach.
Mistrz świata Michał Kwiatkowski, Michał Gołaś i Bartosz Huzarski zabierali się do ucieczek, ale akcje z ich udziałem nie zakończyły się sukcesem. Kwiatkowski wycofał się z wyścigu na 17. etapie, a pozostali dojechali do Paryża na dalszych miejscach.
(PAP)
Reklama