W pierwszym spotkaniu inauguracyjnej kolejki piłkarskiej ekstraklasy Wisła zremisowała w Krakowie z Górnikiem Zabrze 1:1. Do niespodzianki doszło w Gdańsku, gdzie miejscowa Lechia przegrała na PGE Arenie z Cracovią 0:1. Zasłużone trzy punkty zapewnił gościom skutecznym strzałem głową Piotr Polczak w 26. minucie.
Jeden mecz wystarczył, by obie drużyny pozbyły się ujemnego punktu w tabeli, ale z inauguracji ani piłkarze, ani trenerzy, ani kibice w Krakowie w pełni zadowoleni być nie mogą.
Od mocnego uderzenia - dosłownie i w przenośni - rozpoczęli gospodarze. Już pierwsza akcja meczu przyniosła efektowny, ale niecelny strzał Brazylijczyka z włoskim paszportem Rafaela Crivellaro po podaniu Tomasza Cywki. Obaj w piątek debiutowali w barwach "Białej Gwiazdy", podobnie jak dwaj inni pomocnicy Krzysztof Mączyński i Denis Popovic oraz bramkarz Radosław Cierzniak.
W szóstej minucie oko w oko z Sebastianem Przyrowskim stanął Paweł Brożek, ale letni nabytek Górnika skutecznie interweniował nogami. W odpowiedzi z niezłej pozycji nie trafił strzelając z ostrego kąta Rafał Kosznik.
Groźniejsze były jednak akcje krakowian, ale w zdobyciu gola znacząco pomogła im niefrasobliwość pary Przyrowski-Robert Jeż. Ten pierwszy daleko wyszedł przed linię bramkową, by wyrzucić piłkę, a Słowak błyskawicznie ją stracił. Ta trafiła pod nogi Crivellaro, który z około 30 m kopnął do opuszczonej przez byłego zawodnika Groclinu Grodzisk Wlkp. czy Polonii Warszawa bramki. Grający do niedawno w Zjednoczonych Emiratach Arabskich piłkarz urodzony w Porto Alegre debiut w polskiej lidze uczcił golem i to pierwszym w nowym sezonie.
Gospodarze cieszyli się z prowadzenia jednak tylko 11 minut. Zabrzanie wyrównali po "filmowej" akcji w trójkącie. Mariusz Magiera dośrodkował w pole karne, Jeż świetnie zgrał piętą do swojego rodaka Romana Gergela, a ten płaskim strzałem pokonał Cierzniaka.
W drugiej połowie najbliższy szczęścia z wiślaków znów był Crivellaro, który w dobrej sytuacji znalazł się ponownie po niezbyt fortunnym wznowieniu gry ręką przez Przyrowskiego. To było w 54. minucie gry, a później miejscowi już nie zagrozili bramce rywali.
W 68. minucie drugiego gola dla gości mógł, a może nawet powinien, zdobyć Adam Danch. Po krótkim rozegraniu kornera piłka jeszcze otarła się o Arkadiusza Głowackiego i trafiła wprost na głowę obrońcy Górnika, który z metra trafił w... słupek. Chwilę później jeszcze Cierzniak obronił uderzenie Jeża i emocje w Krakowie się skończyły.
W drugim meczu Lechia przegrała w Gdańsku z Cracovią 0:1. Gospodarze totalnie rozczarowali – drużyna, która na każdym kroku podkreśla aspiracje gry w europejskich pucharach zaprezentowała wolny i schematyczny futbol. Nawet strata gola nie wyzwoliła u nich większej agresji.
W obu zespołach wystąpiło po dwóch zawodników pozyskanych w przerwie letniej – w ekipie gospodarzy bramkarz Marko Maric i prawy pomocnik Michał Mak, natomiast w drużynie gości lewy obrońca Hubert Wołąkiewicz (występował kiedyś w gdańskim zespole) i prawy pomocnik Jakub Wójcicki. W Lechii zabrakło natomiast napastnika Grzegorza Kuświka, który w piątek podpisał trzyletni kontrakt.
Krakowianie mogli objąć prowadzenie w 15. minucie, ale po uderzeniu z woleja Erika Jendriska piłka przeszła obok bramki. Osiem minut później dogodnej okazji nie wykorzystał Sebastian Mila - po centrze z lewej strony Stojana Vranjesa kapitan biało-zielonych z bliska główkował nad poprzeczką.
W 26. minucie goście wygrywali 1:0. Z rzutu rożnego dośrodkował Mateusz Cetnarski, podanie przedłużył głową Deniss Rakels, a pozostawiony bez opieki Polczak, także głową, skierował piłkę do pustej bramki.
Po stracie gola gospodarze nie rzucili się do bardziej zdecydowanych ataków, bliscy podwyższenia prowadzenia byli natomiast zawodnicy Cracovii. W 34. minucie Rakels uderzył obok słupka, a tuż przed przerwą Marko Maric wybił spod poprzeczki piłkę po strzale Bartosza Kapustki.
Druga połowa była w wykonaniu Lechii jeszcze słabsza. Podopieczni trenera Jerzego Brzęczka nie potrafili bowiem zagrozić bramce rywali. Zadowoleni z prowadzenia krakowianie skrupulatnie realizowali swój taktyczny plan – grali uważnie w obronie, nie starali się forsować tempa, ale nie rezygnowali z groźnych kontr. W 84. minucie po jednej z nich Maric w efektownym stylu obronił groźne uderzenie aktywnego Rakelsa.
Dopiero w końcówce do remisu mogli doprowadzić Maciej Makuszewski i Piotr Wiśniewski, ale ich strzały zostały zablokowane przed defensorów Cracovii.
(PAP)
Reklama