Śląsk Wrocław zremisował na własnym stadionie z IFK Goeteborg 0:0 w pierwszym meczu 2. rundy kwalifikacji piłkarskiej Ligi Europejskiej. Rewanż zostanie rozegrany 23 lipca w Szwecji.
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba - Tomasz Hołota, Adam Kokoszka (60. Marcel Gecov), Tom Hateley (68. Kamil Biliński) - Peter Grajciar, Jacek Kiełb (78. Flavio Paixao), Robert Pich.
IFK Goeteborg: John Alvbage - Emil Salomonsson, Thomas Rogne (87. Hjalmar Jonsson), Mattias Bjarsmyr, Haitam Aleesami - Martin Smedberg Dalence (78. Soren Rieks), Sebastian Eriksson, Gustav Svensson, Jakob Ankersen - Mikael Boman (78. Gustav Engvall), Lasse Vibe.
Po wyrównanym meczu, w którym w pierwszej połowie lepsze wrażenie sprawiał Śląsk, a w drugiej rywale, wrocławianie zremisowali 0:0. W rewanżu teoretycznie w lepszej sytuacji będą Szwedzi, gdyż zagrają na swoim boisku.
Trener Tadeusz Pawłowski zaskoczył mocno składem, bo w wyjściowej jedenastce znalazło się aż pięciu nominalnych obrońców plus dwóch defensywnych pomocników. Z graczy ofensywnych był tylko Jacek Kiełb, Robert Pich i Peter Grajciar.
Widać było, że miejscowi chcą za wszelką cenę przede wszystkim nie stracić gola, ale nie broniąc się, lecz prowadząc grę. I wychodziło im to bardzo dobrze, gdyż byli częściej przy piłce i częściej gościli na połowie rywali. Spokojnie rozgrywali piłkę w obronie, a później przez linię pomocy krótkimi podaniami szukali luk w defensywie gości. Praktycznie nie było długich zagrań.
Zupełnie inaczej wyglądało to ze strony ekipy IFK, która szukała szans głównie w kontratakach i po przejęciu piłki szybko starała się długimi podaniami uruchomić jednego z dwóch napastników. Goście zmuszani do ataku pozycyjnego podwajani, a nawet potrajani szybko tracili piłkę. Defensywa Śląska spisywała się niemal bezbłędnie. Raz udało się tylko uwolnić spod opieki Mikaelowi Bomanowi, ale jego strzał minął bramkę Mariusza Pawełka.
Śląsk mimo optycznej przewagi sytuacji bramkowych też nie miał więcej. Groźnie z rzutu wolnego uderzył Grajciar, raz w ostatniej chwili po indywidualnej akcji zablokowany został Kiełb i jeszcze godny odnotowania był strzał głową Tomasz Hołoty.
Chociaż brakowało sytuacji podbramkowych, kibice nie mogli się nudzić, bo oglądali starcie dwóch świetnie realizujących swe założenia drużyn. Przypominało to pojedynek bokserów, którzy mają swój plan i skrzętnie go realizują.
Początek drugiej połowy należał do gości, którzy odważniej wyszli do przodu i kilka razy przedarli się w pole karne. Najgroźniejsza była sytuacji, kiedy Sebastian Eriksson zagrał do nadbiegającego Lasse Vibego, ale z kilku metrów przestrzelił.
W odpowiedzi po kontrataku Gajciarowi zabrakło centymetrów, aby po dośrodkowaniu z lewej strony wepchnąć piłkę do bramki. Chwilę później z dystansu przymierzył Czech Marcel Gecov, ale piłka zmierzająca do bramki po drodze odbiła się od jednego z rywali i minęła słupek.
I tak wyglądała druga połowa – na atak jednych, drudzy odpowiadali tym samym. Po tym jak minimalnie przestrzelił Vibe, Słowak Pich z pola karnego posłał potężną bombę w długi róg i bramkarz gości z dużym trudem sparował piłkę.
Pod obiema bramkami działo się znacznie więcej, ale zmieniła się też taktyka drużyn. Częściej przy piłce była IFK, a Śląsk, już z napastnikiem w składzie - wracającym po pięciu latach do Wrocławia Kamilem Bilińskim - grał z kontrataku. Im było jednak bliżej końca spotkania, tym coraz bardziej obie ekipy skupiały się na tym, aby nie stracić gola.
Ostatni akcent mógł należeć do Śląska. Pich wywalczył rzut wolny i Grajciar ładnie uderzył, ale Alvbage zdołał zmierzającą w dolny róg bramki piłkę wybić.
Po meczu powiedzieli:
Joergen Lennartsson (trener IFK Goeteborg): "Oglądaliśmy dobry mecz toczony w dobrym tempie. Spodziewaliśmy się, że Śląsk będzie grał ofensywnie i dlatego byliśmy zaskoczeni, że na początku grał bardziej defensywnie, ostrożnie. Pod koniec pierwszej połowie miał kilka sytuacji i mógł zdobyć gola. Po przerwie to my byliśmy lepsi, kontrolowaliśmy grę i mogliśmy zdobyć bramkę. Mogliśmy wygrać 1:0, ale równie dobrze to Śląsk mógł zwyciężyć, bo też miał swoje sytuacje. Dla nas to jednak dobry wynik, bo rewanż zagramy na własnym stadionie. Przed tym spotkaniem oceniałem szansę obu ekip na awans po 50 procent. Teraz w mojej ocenie to wygląda 55:45 dla nas, ale tylko dlatego, że gramy u siebie.
Chciałbym jeszcze podkreślić, że świetną atmosferę stworzyli dzisiaj kibice Śląska. To było naprawdę coś wielkiego. W ogóle mi to nie przeszkadzało, że odpalili race i świece dymne. Lubię taką atmosferę na trybunach".
Tadeusz Pawłowski (trener Śląska): "Przewidywaliśmy, że będzie to dobre i ciężkie spotkanie. I takie było. Szkoda, że zabrakło bramek, ale w kontekście rewanżu dobrze się stało, że nie straciliśmy gola, bo na wyjeździe każda nasza bramka będzie się liczyła podwójnie. Obie ekipy miały swoje szanse i obie mogły zdobyć bramki. Trochę nam brakuje czasu, bo musimy wkomponować nowych zawodników do zespołu. Każdy jednak dzień, każdy tydzień będą pracowały na naszą korzyść. Myślę, że mieliśmy dobry pomysł na to spotkanie. Zespół IFK był dzisiaj, jak przyczajony bokser, który czeka na swoją kontrę. Wszystko, co założyliśmy przed spotkaniem, jeżeli chodzi o IFK, się potwierdziło. Przejście do kolejnej rundy jest sprawą otwartą. Na pewno nie pojedziemy się tam tylko bronić, ale jak zagramy, tego jeszcze nie wiem. Jak będzie tam remis 1:1, będę bardzo zadowolony. Od dzisiaj myślimy już o ligowym meczu z Legią Warszawa, a od poniedziałku będziemy myśleć o rewanżu z IFK".
(PAP)
Reklama