Agnieszka Radwańska w trzeciej rundzie Wimbledonu zapewniła swoim kibicom nieco adrenaliny, przegrywając 0:4 i zapisując na swoim koncie sześć kolejnych gemów. „Każdą stratę da się odrobić” – zapewniła tenisistka z Krakowa po awansie do 1/8 finału.
- Chyba dawno już nie zagrałam takiego seta. Pamiętam, że raz tak było w Chinach, ale to ze cztery lata temu. Wiadomo, w takiej sytuacji wiele zależy od serwisu. Trawa nie jest tak szybką nawierzchnią, żeby potem tego nie odrobić. Z każdego wyniku da się wyjść – zaznaczyła na konferencji prasowej Radwańska, która w sobotę pokonała Australijkę Casey Dellacquę 6:1, 6:4.
Jeden z dziennikarzy przypomniał, że podobnie było w 1/8 finału londyńskiej imprezy w 2008 roku. Wówczas przegrywała z Rosjanką Swietłaną Kuzniecową 1:4 w trzeciej partii, by wygrać 7:5.
Rozstawiona z „13” zawodniczka zaznaczyła, że w sobotę ważny był moment, gdy zmniejszyła straty na 2:4.
- Wtedy był już tylko jeden serwis od wyrównania, więc to wszystko się da odrobić. Z piłki na piłkę, z gema na gem szansę się zwiększają. A już tym bardziej jak się dochodzi do stanu 4:4. Wtedy się oddycha o wiele luźniej niż przy 0:4. Tym bardziej pewnie ona się bardziej spięła, że tyle prowadziła, a tutaj jednak jej to uciekło – analizowała Polka.
Przyznała, że gdy na tablicy wyników widniał wynik 0:4, to zrobiło się trochę nerwowo.
- Trochę szkoda pierwszego gema, bo było kilka breaków. Aczkolwiek Casey zaczęła dobrze serwować i ciężko było z tym cokolwiek zrobić. Tu piłka uciekła, tam mniej szczęścia i nagle zrobiło się 0:4 znikąd. Ale na szczęście dało się to odwrócić i były dwa sety – zaznaczyła.
W 1/8 finału Radwańska zmierzy się z Czeszką Petrą Kvitovą albo z Serbką Jeleną Jankovic.
(PAP)
Reklama