Rozstawiona z "13" Agnieszka Radwańska ponownie szybko rozprawiła się z rywalką podczas tegorocznego Wimbledonu, wywalczywszy awans do trzeciej rundy w 48 minut. - Mamy tak fajnie w domu, że aż szkoda się ruszać - zażartowała tenisistka z Krakowa.
Radwańska w drugiej fazie rywalizacji wygrała z reprezentującą Australię Ajlą Tomljanovic 6:0, 6:2. Na otwarcie pokonała w 68 minut Czeszkę Lucie Hradecką. Po czwartkowym spotkaniu krakowiance dopisywał humor, tym bardziej, że w jedynym wcześniejszym pojedynku z Tomljanovic - rok temu w trzeciej rundzie French Open - przegrała w dwóch setach.
- Fajnie się zrewanżować. Tym bardziej, że to był mecz na kolejnym Wielkim Szlemie. Ogólnie jednak bilans nie jest zbyt ważny. Zwłaszcza jak się grało z kimś dziesięć razy. Jak jest 8-2, czy 2-8, to nie jest to już rewanż tylko kolejny mecz. Wiadomo - im krótszy mecz, tym lepiej, więc nie mogę narzekać - oceniła na konferencji prasowej 26-letnia zawodniczka.
W środę zmierzono rekordową temperaturę w historii londyńskiej imprezy. Dzień później było już nieco chłodniej, ale - jak zaznaczyła krakowianka - bardzo duszno.
- Na pewno nie jest to temperatura typowa dla Londynu. Było bardzo ciepło, tym bardziej wczoraj. Ale chyba lepiej tak niż gdyby miało padać przez cały tydzień, więc lepiej niech tak zostanie. Gorzej jest w nocy, bo klimatyzacji nigdzie nie ma - podkreśliła podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.
Walcząc o ósmy w karierze występ w 1/8 finału Wimbledonu zmierzy się z leworęczną Casey Dellacquą. Z będącą 61. rakietą świata Australijką grała dotychczas trzykrotnie i wszystkie te spotkania rozstrzygnęła na swoją korzyść. Po raz pierwszy stanęły po przeciwnych stronach kortu w drugiej rundzie poprzedniej edycji londyńskiej imprezy wielkoszlemowej. Dwie kolejne konfrontacje miały miejsce w tym sezonie.
- Zmierzyłyśmy się praktycznie na każdej nawierzchni. Jest to zawodniczka, na którą trzeba uważać i przede wszystkim być skoncentrowaną od początku, bo potrafi zagrać bardzo dobrze i tak naprawdę trzeba walczyć o swoje. Pamiętam nasz mecz z kortu centralnego sprzed roku w Londynie. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo dobrze - zaznaczyła 13. rakieta świata.
Polka w środę opublikowała na portalu społecznościowym zdjęcie z kolacji z Martiną Navratilovą. Słynna Amerykanka czeskiego pochodzenia przed obecnym sezonem została jej konsultantką, ale zakończyły współpracę już po niespełna czterech miesiącach.
- To było spotkanie czysto towarzyskie. Fajnie, że Martina do nas wpadła, bo wiadomo - ona się nie nudzi. To była bardzo fajna, przyjemna kolacja. Bardziej Tomek robił grilla niż ja, ja pomagałam - dodała ze śmiechem 13. rakieta świata.
Jeden z zagranicznych dziennikarzy spytał krakowiankę, czy współpracę z Navratilovą ocenia jako złą decyzję czy błąd strategiczny oraz czy to pod wpływem tego zanotowała spadek formy.
- Nie, nie, to nie tak. Martina dużo mnie nauczyła i dobrze rozumie mnie na i poza kortem. Wykonała dobrą robotę. Wydaje mi się, że to była po prostu kwestia złego czasu. Gdy ją zatrudniłam, to nie czułam się dobrze. Byłam trochę zmęczona. Teraz czuję się znacznie lepiej. Doświadczenie wyniesione z kilkumiesięcznej współpracy z nią jest dobre. Jesteśmy przyjaciółkami - zapewniła.
Radwańska 10 lat temu triumfowała w juniorskiej edycji Wimbledonu. Jak podkreśliła, pamięta praktycznie każde spotkanie z 2005 roku.
- Ale chyba najbardziej to, że siedziałam na kanapie i obserwowałam, kto trenuje i kto przychodzi. I połowa osób dalej gra. Także nie jest tak, że to są nowe twarze. Na przestrzeni 10 lat londyńskiej imprezy na pewno zmieniła się trawa, która jest wolniejsza. Widać po wynikach czy po stylu gry i to głównie u mężczyzn. Kiedyś dominował styl serwis - wolej, a teraz wymiany składają się z 30 piłek. Wszystko robione jest tak, by było co oglądać, żeby wymiany były dłuższe. Jestem w ogóle za tym, by było więcej turniejów na trawie, a jaka to będzie trawa to już mniej ważne - dodała żartobliwie 26-letnia tenisistka.
(PAP)
Reklama