Agnieszka Radwańska była nieco zaskoczona, że zwycięstwo nad Lucie Hradecką w 1. rundzie wielkoszlemowego Wimbledonu przyszło jej tak szybko. - Spodziewałam się dłuższego meczu - przyznała rozstawiona w Londynie z "13" tenisistka z Krakowa.
- Tak naprawdę, jak na pierwszą rundę, to było dość ciężko. Lucie to zawodniczka, z którą dość trudno złapać jakikolwiek rytm, wgrać się. Spodziewałam się dłuższego meczu - zaznaczyła na konferencji prasowej Radwańska, która we wtorek pokonała Hradecką 6:3, 6:2.
Krakowianka podkreśliła, że nie zaskoczył ją fakt, iż główną bronią Czeszki był serwis.
- Byłam na to przygotowana. Mogłam tylko mieć nadzieję, że procent pierwszego serwisu nie będzie tak duży i będę miała okazję pograć. Na początku było ciężko, szłyśmy dość równo, nawet ja byłam troszkę pod murem, ale jak ją przełamałam, to potem było już dużo lepiej - analizowała Polka.
W kolejnej rundzie przyjdzie jej walczyć w środę z Ajlą Tomljanovic. Chorwatka, która podczas Wimbledonu występuje jeszcze w barwach Australii (kraj ten reprezentowała na przełomie 2014 i 2015 roku, ale w systemie WTA ponownie funkcjonuje jako Chorwatka), pokonała Radwańską niespodziewanie w ubiegłym roku w trzeciej rundzie French Open.
- Mam nadzieję, że to będzie inny mecz i inny wynik niż poprzednio. Nawierzchnia jest dogodna dla mnie. Mam nadzieję, że wynik będzie nie tylko inny, ale też będzie to lepszy mecz - zastrzegła podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.
Jak dodała, Tomljanovic prezentuje styl zbliżony do Hradeckiej, czyli jest to tenis siłowy.
- Może nie aż tak siłowy jak Lucie zaprezentowała, ale raczej nie jest to jeszcze tenis na przerzut. Okaże się na korcie. Na pewno Ajla ma bardzo dobry serwis, warunki jej na to pozwalają. Wszystko okaże się pojutrze - podkreśliła 26-letnia tenisistka.
Jej wtorkowy mecz rozgrywany był na położonym daleko od kortu centralnego obiekcie nr 12. Krakowianka jednak nie czuła z tego powodu żalu.
- Byłam bardzo zadowolona, bo przecież wygrałam. Wszystko jedno gdzie, byle do przodu. Czasem nawet lepiej być dalej, bo jak już przegrać to tam dalej. A tak na poważnie, to nie ma to znaczenia - zapewniła Radwańska.
Start w Wimbledonie poprzedziła występem w Eastbourne, gdzie także rywalizowano na kortach trawiastych. Tam dotarła do finału.
- Grało się inaczej. Nie wiem, czy chodzi o samą nawierzchnię, czy o pogodę, bo tu jest 15 stopni więcej. Tam to były jakieś sztormy, wichury, halne, zupełnie inne warunki - zaznaczyła.
Jej zdaniem trudno też podać ogólną receptę, czy lepiej do imprezy wielkoszlemowej przystępować z marszu czy też po odpoczynku.
- Jak się wygra, to dobrze z marszu, a jak się przegra, to źle. Tak naprawdę nie ma reguły - oceniła.
We wtorek w pierwszej rundzie z Wimbledonem pożegnały się dwie zawodniczki, które rok temu były w najlepszej czwórce - Rumunka Simona Halep oraz Kanadyjka Eugenie Bouchard.
- Nie widziałam ich meczów, więc trudno mi powiedzieć, czy to rywalki grały tak dobrze, czy Simona i Eugenie tak słabo. Tenis się trochę zmienia. Z jednej strony na pewno ich odpadnięcie tak wcześnie to niespodzianka, ale nie aż taka duża. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni odpadają tak szybko zawodniczki, które rok wcześniej zaszły daleko - podsumowała Radwańska.
(PAP)
Reklama