Po piątkowym ataku terrorystów z Państwa Islamskiego, w którym zginęło ok. 40 osób, rząd tunezyjski postanowił zamknąć około 80 meczetów znajdujących się w rękach salafitów. Będzie to pierwsze poważne ograniczenie swobód w kraju od obalenia dyktatury prezydenta Ben Alego.
Premier Tunezji Habib Essid oświadczył w sobotę, wypowiadając się dla mediów, iż rząd podjął tę decyzję, ponieważ we wspomnianych świątyniach nawołuje się do przemocy w imię Koranu i były one finansowane przez pewne ugrupowania terrorystyczne.
Kilka godzin wcześniej tunezyjski prezydent Bedżi Kaid Essebsi zapowiedział podjęcie przez państwo tunezyjskie "bezprecedensowych decyzji", przed jakimi wstrzymywał się po pierwszym zamachu terrorystycznym z marca tego roku, ale które okazują się obecnie nieodzowne.
"Chodzi o skonsolidowanie Tunezji pod jednym sztandarem" - deklarował prezydent.
Według ekspertów, na których powołują się tunezyjskie media, ponad 3 000 Tunezyjczyków - w tym 700 kobiet - wyjechało przez Turcję do różnych krajów Bliskiego Wschodu, aby przyłączyć się do kalifatu Państwa Islamskiego (IS).
Tunezyjskie władze oceniają, że około pół tysiąca spośród nich powróciło w ostatnich miesiącach do kraju.
Drugie tyle udało się do Libii, aby przyłączyć się do tamtejszej organizacji IS.
Znany tunezyjski analityk zjawiska dżihadyzmu i autor niedawno wydanej książki na ten temat, Hedi Jahmed, w rozmowie z europejskimi dziennikarzami powiedział po piątkowym zamachu, że więcej niż się powszechnie sądzi, bo ponad 5 000 terrorystów z Tunezji zasiliło szeregi wojsk Państwa Islamskiego i innych ugrupowań dżihadystowskich.
Część z nich rekrutuje się spośród byłych więźniów reżimu prezydenta Ben Alego obalonego w 2011 roku, których wypuszczono na wolność po przywróceniu swobód obywatelskich w kraju.
Według niego "zjawisko dżihadyzmu pojawiło się jednak w Tunezji już w latach 1980.", kiedy zaczęli powracać do kraju pierwsi emigranci.
Jahmed, który jest redaktorem naczelnym dziennika internetowego w języku arabskim "Hakhakaik", twierdzi, że Tunezja "dochowała się" już trzeciego pokolenia dżihadystów. Wielu z nich to młodzi ludzie, którzy powrócili z Syrii i zostali uwięzieni, ale znacznie większa liczba ma jedynie obowiązek meldowania się co jakiś czas na posterunkach policji. Kontrola nad nimi ze strony służb bezpieczeństwa jest bardzo słaba, ponieważ uległy one znacznemu osłabieniu po rewolucji tunezyjskiej.
Agencja EFE, powołując się na źródło związane z tunezyjskim MSW, pisze, iż sprawca piątkowej masakry w Susie nie był w ogóle notowany przez tunezyjską służbę bezpieczeństwa.
Był to 23-letni Saifedin Rezgui, student wydziału inżynierii na uniwersytecie w Kairuan, który w piątek w południe pojawił się z kałasznikowem na plaży hotelu w Susie i otworzył ogień do turystów. (PAP)