Karl-Anthony Towns został wybrany przez Minnesota Timberwolves z pierwszym numerem w drafcie do koszykarskiej ligi NBA. Uznania wśród 30 klubów tej ligi nie zdobył Mateusz Ponitka, który w ostatnich dniach trenował z kilkoma zespołami.
"Leśne Wilki", najsłabsza drużyna ostatniego sezonu, wygrały loterię naborową, dlatego miały przywilej wybierania jako pierwsze. Zdecydowały się na 19-latka z Uniwersytetu Kentucky, który według amerykańskich ekspertów idealnie pasuje do wzoru nowoczesnego środkowego - przy wzroście 211 cm nie tylko świetnie radzi sobie pod koszem i notuje sporo zbiórek, ale i ma wysoki procent rzutów z gry, także z dalszej odległości. W ostatnich rozgrywkach akademickich miał średnią 10,3 pkt i 6,7 zbiórki w meczu, ale słynie też z umiejętności blokowania rzutów rywali.
- Do kibiców Minnesoty mam tylko jedno przesłanie - przychodzę, by wygrywać - powiedział Towns.
Jako drudzy, po najsłabszym sezonie w historii klubu, wybierali Los Angeles Lakers. Do tej ekipy trafi rozgrywający D'Angelo Russell z Ohio State University. Numer trzeci tegorocznego draftu Jahlil Okafor - środkowy zespołu Duke, mistrza ligi NCAA, gdzie występował pod okiem trenera Mike'a Krzyzewskiego - trafi do Philadelphia 76ers.
Każdy z 30 zespołów NBA mógł wybrać w drafcie dwóch zawodników, po jednym w każdej z dwóch rund, jednak tylko ci z pozycji 1-30 mają gwarantowane kontrakty. Kluby mogą jednak porozumieć się z zawodnikami i pozwolić im na kontynuowanie karier w dotychczasowych drużynach. Zawodnicy z pozycji 31-60 do swoich umiejętności muszą przekonać podczas ligi letniej i obozów przygotowawczych.
Wśród "60" wskazanych przez kluby NBA nie było niespełna 22-letniego Ponitki. Reprezentant Polski, od dwóch lat grający w belgijskim Telenecie Ostenda, od dwóch tygodni przebywał w USA, by zaprezentować swoje umiejętności. Trenował m.in. w Phoenix Suns, Orlando Magic, Dallas Mavericks czy Utah Jazz, ale oficjalnym w naborze nie znalazł uznania. O angażu w najlepszej lidze świata intensywnie myślał już rok temu. Wówczas zgłosił się do draftu, ale ostatecznie się wycofał.
Pierwszym Europejczykiem wybranym w czwartkowym drafcie, który odbył się na Brooklynie, w hali zespołu Nets, był Łotysz Kristaps Porzingis. Z numerem czwartym trafił do New York Knicks. 19-latek z Ventspils ostatnio występował w Cajasol Sewilla.
- Przypomina mi Paua Gasola. Gdy on przychodził do NBA, był równie... chudy - ocenił mierzącego 212 cm i ważącego 95 kg Łotysza Phil Jackson, obecny prezes Knicks, który Hiszpana trenował w Los Angeles Lakers. Jak dodał, Porzingis lepiej rzuca jednak za trzy punkty. - Ma do tego naturalny talent - zaznaczył.
Decyzja legendarnego szkoleniowca nie spodobała się obecnym na trybunach hali fanom Knicks, którzy przyjęli ją gwizdami i buczeniem.
- Kibice bywają okrutni, ale jestem gotowy na to wyzwanie. Domyślam, że woleliby Amerykanina z doświadczeniem uniwersyteckim niż Europejczyka, ale postaram się ich przekonać do siebie tym, co pokażę na boisku - powiedział Porzingis.
Z kolei z "piątką" wybrany przez Orlando Magic został Chorwat Mario Hezonja, który grał dotychczas w Barcelonie.
W przeszłości z pierwszym numerem do NBA przechodzili m.in. LeBron James, Dwight Howard, Derrick Rose, Blake Griffin czy Kylie Irving, a wcześniej - Shaquille O'Neal, Allen Iverson i Tim Duncan. (PAP)
Reklama